10.

6K 193 6
                                    

Rina

Nie mam pojęcia, jak wytrzymałam te kilka godzin w domu moich rodziców. Aaron wypytywał mnie o Johna przez cały czas, gdy siedzieliśmy w salonie. Tata oszczędził mi swoich kazań tylko dlatego, że Jared był w jego ramionach i odciągał jego uwagę ode mnie. Na szczęście moja kochana szwagierka zwróciła naszą uwagę na zupełnie inne ważne wydarzenie, które będzie miało niedługo miejsce. Brat połknął haczyć i zaczął opowiadać, co planuje zorganizować w związku z nadchodzącą zbiórką pieniędzy dla swojej fundacji.

W tym roku chce zebrać fundusze na inkubatory dla wcześniaków. Są szpitale, w których ich brakuje. On chce poprawić tę sytuację. Podziwiam go za to. Jednak cel, jaki sobie obrał, łatwy do zrealizowania nie jest, lecz mimo wszystkich trudności się nie poddaje. Podziwiam go za to.

Teraz obserwuję, jak mój synek bawi się niewielką materiałową zabawką na podłodze naszego mieszkania. Brat odwiózł mnie do domu po godzinie czternastej. Jared spał u moich rodziców, dlatego teraz zbyt szybko nie zapadnie w drzemkę. Powinnam naszykować jakieś ubranka i jego rzeczy, zanim zjawi się John. Z uśmiechem i dobrymi myślami wstaję z kanapy i zabieram synka z dywanu. Trochę mi marudzi, lecz w miarę szybko przestaje się na mnie boczyć, szczególnie dlatego, że zaczynam go lekko łaskotać. Przytulam go do piersi i nucę piosenkę, którą często śpiewa mu moja mama. Uwielbiam ten jego dziecięcy zapach. Całują go w główkę, wdycham jego zapach i cieszę się bliskością jego małego ciałka. Nie mam zbyt wiele miejsca w sypialni, z tego powodu wkładam Jareda do jego łóżeczka.

– Poczekaj na mnie chwileczkę. Zaraz do ciebie wrócę. Tylko zrobię jedną rzecz. – szepczę do niego spokojnie.

Mały uśmiecha się do mnie wesoło. Nie jestem w stanie nie uśmiechnąć się na ten uroczy widok. Staram się jak najszybciej spakować wszystkie ważne rzeczy, jakich będę możliwie potrzebowała. Staram się ograniczyć do możliwego minimum. Nie jest to łatwe, lecz jakoś mi się to udaje. Spakowaną torbę zostawiam przed drzwiami sypialni. Cóż chyba teraz ja powinnam się ubrać w coś ładnego, prawda? W końcu na randkę nie wypada iść w jeansach. Tylko czy ta kolacja to właściwie jest randka. John mnie nie zna, więc to pewnie jest przyjacielska kolacja. Nie powinnam brać na serio, tego co mówił mojej mamie. To niepoważne i bezsensowne robienie sobie nadziei na coś, co nie jest możliwe. Niewiele jest w moim życiu pewnych rzeczy. Stałe punkty to jedynie moja rodzina i syn. Nie potrzebuje nic więcej, przynajmniej na razie.

Jednak jego zaproszenie było bardzo miłe. John również ma przyjemne usposobienie. Dlatego chyba nie protestowałam, gdy zaproponował kolacje u siebie. Kolejnym była moja mama. Po tym, jak John wyszedł, zachwycała się nad nim długo. Nie chciałam robić jej przykrości tym, że nie przyjęłabym od niego zaproszenia. Z tych dwóch powodów, teraz stoję przed szafą i przeglądam, co mogę założyć na kolację. Sukienka ani spódnica nie jest dobrym pomysłem, dlatego zakładam w końcu sweter i wygodne jeansy. Proste, ale ładne.

John zjawia się przed moim drzwiami punktualnie, tak jak obiecał, że się zjawi. Czuję w brzuchu lekkie podekscytowanie. Z Jaredem w ramionach podchodzę, aby otworzyć drzwi. John uśmiecha się do nas szeroko.

– Wejdź. Zaraz będziemy gotowi. – mówię, otwierając drzwi na całą szerokość.

Siadam na kanapie i szybko zakładam na stopy synka buciki. Oczywiście Jared trochę się opiera moim działaniom. Po kilku minutach siłowania się buciki są na jego stopach. Zadowolona podnoszę się, od razu chwytając torbę, która wcześniej tu przeniosłam.

– Daj, pomogę ci. – John staje przy mnie i zabiera ode mnie torbę.

Nie mam nawet jak zareagować, gdy ściąga ja z mojego ramienia. Jednak jestem mu wdzięczna, bo ciężko jest trzymać małego i dodatkowo jego rzeczy.

Klucz do szczęścia ✔ (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz