3.

7.7K 280 30
                                    

Rina

Odkąd dostałam pracę, minął tydzień. Mama pomaga mi, kiedy może, a jeśli nie ma czasu, aby przyjść do mnie, to biorę małego ze sobą. Hanna i Stev nie mają nic przeciwko, a nawet mogę stwierdzić, że oszaleli na jego punkcie. Zresztą mój synek ich też uwielbia. Zazwyczaj staram się położyć go spać na te godziny, gdy mamy największy ruch. Nie zawsze jest to łatwe, szczególnie że ostatnio próbuje pełzać. Już wiem, że będę musiała za nim ganiać po całym mieszkaniu. Na szczęście, tylko czasami nie mam wyboru i muszę go zabrać ze sobą. A nie mogę pozwolić sobie na wzięcie wolnego. Bez pracy nasze życie przestanie być możliwe.

Dziś jest środa i mama nie mogła zostać z małym, więc biorę go ze sobą. Jak tylko przekraczam próg, wita mnie Hanna z uśmiechem na ustach.

– Cześć. Przepraszam, ale musiałam go dziś zabrać ze sobą. – spoglądam na synka, który siedzi na razie spokojnie w wózku.

– Nie ma sprawy. Przecież ten aniołek nam nie przeszkadza, prawda mały będziesz grzeczny. – Hanna pochyla się nad Jaredem i delikatnie, i szybko głaszczę go po policzku, mały się śmieje.

– Weź go na zaplecze. I przyjdź, musimy wszystko przygotować. – Hanna prostuje plecy.

– Ok, już się robi szefowo. – zaczynam pchać wózek w stronę zaplecza.

Ledwo mieszczę się z wózkiem i torbą w przejściu na zaplecze, gdzie jest kanapa. Kładę na niej torbę. Odpinam syna i sadzam tak, żeby mi nie spadł z kanapy. Podaję mu jego zabawki, aby miał co robić, a sama zaczynam się przebierać, patrząc kątem oka, co robi mały. Gdy już jestem gotowa, sadzam go z powrotem w wózku i idę z nim na salę.

– Umyje podłogę i ściągam krzesła ze stołów. – mówię do Hanny, która stoi za ladą.

Kobieta kiwa głową, lecz na mnie nie spogląda. Pewnie sprawdza teraz coś ważnego. Zabieram się do pracy, a syna mam w zasięgu wzroku, aby widzieć, co porabia. O 9:50 wszystko jest już gotowe na przyjście klientów. Odnoszę małego na zaplecze, aby położyć go do drzemki, jednak nie jest to proste. Na szczęście w miarę szybko Jared zapada w sen, mam nadzieje, że prześpi cały czas, gdy będziemy mieć największy ruch.

Pora lunchu zaczyna się tak jak zawsze. Najpierw mało, kto do nas przychodzi, a później wszystko się rozkręca. Po jakiś dziesięciu minutach cały lokal jest pełny. W czasie minionego tygodnia zdążyłam poznać większość stałych klientów naszej restauracji. Prawie wszyscy pracują w firmach znajdujących się w niedaleko położonych wieżowcach. Każdego z nich witam przyjaznym uśmiechem. Odnoszę właśnie talerze po pierwszych klientach do kuchni, gdy odzywa się Hanna.

– Rina jak wrócisz, obsłuż Johna. Właśnie przyszedł, ale jest taka kolejka, że długo będzie czekał, a biedak pewnie znowu cudem wyrwał się z pracy. – woła wydając resztę klientowi.

– Oczywiście już do niego idę. – odpowiadam.

Szybko sprawdzam jeszcze na zapleczu czy Jared jeszcze śpi i dopiero wtedy wychodzę odebrać zamówienie. Przecieram dłonie o fartuch. Jestem chyba troszeczkę zdenerwowana. Ze sposobu, w jaki Hanna opowiada o Johnie, wnioskuję, że jest dla niej kimś więcej niż zwykłym klientem. Osobiście jeszcze nie poznałam tego Johna, ale dzięki opowieściom Steva i jego żony bez problemu poznaje, który to osobnik. Mężczyzna siedzi do mnie plecami, ale wiem, że to jest John. Zawsze zajmuje ten sam stolik. Biorę bloczek z karteczkami i idę do niego.

– Dzień dobry. Co mogę panu podać? – uśmiecham się szeroko.

Facet spogląda na mnie zaskoczony. A ja muszę bardzo się powstrzymać, aby nie stać z szeroko otwartymi oczami i ustami, patrząc na niego. Przystojny to mało powiedziane. Ten mężczyzna jest boski. Czarne włosy elegancko przystrzyżone i ułożone, ciemne oczy o ciepłym wyrazie i to ciało, ukryte pod dobrze skrojonym garniturem. Jestem w stu procentach pewna, że jego ciało nie ma w sobie za wiele zbędnej tkanki tłuszczowej.

Klucz do szczęścia ✔ (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz