19.

4.9K 165 2
                                    

Rina

Wczorajszy koszmar nadal trwa. Jared marudzi mi przez cały ranek. Co udało mi się go uspokoić, po paru chwilach znów grymasił. Ciężko jest mi nad nim zapanować, bo sama czuję się okropnie zmęczona. Jared spał spokojnie całą noc spokojnie, w przeciwieństwie do mnie. Budziłam się co chwila, aby sprawdzić telefon. Nina obiecała mi wiadomość, jeśli cokolwiek się stanie. Do tej pory nic nie dostałam. Nie wiem, czy mam się cieszyć, czy niepokoić.

Dodatkowo rozstanie z synkiem było okropne. Wiedziałam, że zostawienie go w żłobku to wyzwanie. Bardziej dla mnie niż dla niego. John pomógł mi sprawdzić żłobek i opiekunki nim zdecydowałam się na tę placówkę. Dziś, gdy Jared zobaczył zabawki, prawie od razu o mnie zapomniał. Z jednej strony to dobrze, że tak bez marudzenia poszedł na sale z opiekunką. Może pozna inne dzieci i będzie miał się, z kim bawić, to nie będzie taki ruchliwy w domu. Nie mogę z resztą ciągle prosić mojej mamy, żeby przyjeżdżała, aby się nim zająć, jak i zabierać go ze sobą do pracy. Hanna nie ma może nic przeciwko, aby mały był w pracy z nami, lecz to nie jest rozwiązanie na stałe. Nie mogę w nieskończoność korzystać z jej i Steva życzliwości. I tak czeka mnie dziś ciężka rozmowa. Miałam zadzwonić do Hanny, jak się czegoś dowiem o Johnie, a tego w końcu nie zrobiłam. Pewnie jak tylko wejdę do lokalu, od razu weźmie mnie na rozmowę.

I wcale się nie pomyliłam. W pracy za to Hanna od razu zaciągnęła mnie do kuchni. Nawet nie mam okazji zostawić moich rzeczy na zapleczu.

– Mów co się dzieje i to już. – żąda.

Stev stoi przy blacie i przestaje przygotowywać składniki do dań. Wyraźnie też czeka na to, co mam im przekazać.

– John wczoraj miał wypadek samochodowy. Dlatego jest w szpitalu. – mówię po dłuższej chwili.

– O boże. – jest zszokowana.

– Jakie są rokowania? – głos Steva jest spokojny, lecz widzę, jak zaciska mocno pięści.

– Jego stan jest poważny, ale stabilny. Lekarze są dobrej myśli. – mówię cicho.

– To dobrze, ale co ty tu robisz, powinnaś z nim teraz być. – Hanna patrzy na mnie szklistymi oczami.

– Nie mogę, muszę pracować, z czego opłacę mieszkanie, jedzenie i żłobek dla Jareda? Będę przynajmniej do 15. Moja mama uparła się, że przyjedzie. Razem mamy odebrać Jareda i pojechać do Johna.

– To pojedziemy razem z wami. Boże teraz będę się o niego martwić cały czas. Biedny chłopak. – kobieta jest zrozpaczona.

Nic dziwnego w końcu zna Johna o wiele dłużej niż ja. Nie zdziwiłabym się, gdyby traktowała go jak swojego syna. Jak tylko zaczynam o nim myśleć, łzy wypływają mi z oczu. On wyzdrowiej, muszę w to wierzyć. Spotykamy się już jakiś czas i wiem jedno, John się nie podda, ma dla kogo żyć. Ma kochającą rodzinę i przyjaciół, których jeszcze nie poznałam. Mam nadzieje, że jeszcze będziemy mieli szansę to nadrobić. Nie wyobrażam sobie tego świata bez niego. Muszę przestać w końcu rozmyślać i wziąć się do w garść, praca sama się nie zrobi.

– To, skoro już wszystko wiecie, mogę wziąć się za prace? – pytam spokojnie.

– Oczywiście. Ja zajmę się salą, a ty możesz pomóc Stevowi w kuchni. – decyduje Hanna.

Kiwam głową, po czym wychodzę z kuchni. Na zapleczu szybko wkładam fartuszek. W kuchni Stev już naszykował dla mnie stanowisko przy blacie. Do momentu otwarcia pokroiłam po dużej misce cebuli, papryki, sałaty i innych warzyw, jakie potrzebne są Stevowi. Muszę przyznać, że sprawiło mi to frajdę. Ta robota pozwoliła mi na chwilę zapomnieć o Johnie i skupić się na tym, aby nie stracić palca.

Klucz do szczęścia ✔ (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz