Po kilku godzinach na plaży postanowiliśmy wrócić do domu. W drzwiach przywitała nad pani Valentina, mama Kostii, która od razu mocno nas wyściskała. Wyglądała na przemiłą kobietę. Biła od niej dobra energia i od razu ją polubiłam. To był pierwszy raz kiedy naprawdę zaczęłam żałować, że nie umiem rosyjskiego i nie mogę z nią porozmawiać.
- Wejdź tam i usiądź sobie przy stole. Mama mówi, że zaraz poda obiadokolację.
- Dobrze. - Zrobiłam tak jak kazał mi chłopak. Gdy weszłam do pomieszczenia, zobaczyłam starszego mężczyznę. To na pewno tata Kostii. Na pierwszy rzut oka zauważyłam, że to do taty chłopak jest bardziej podobny.
- Dzień dobry, nazywam się Agata. Jestem nauczycielką Melovina i nie rozumiem rosyjskiego. - Powiedziałam do mężczyzny najprostszymi rosyjskimi zdaniami.
- Mogę spróbować mówić po ukraińsku, a ty po polsku. - Powiedział a ja zrozumiałam wszystko, dlatego zgodziłam się. - Co myślisz o Kostii?
- Myślę że jest bardzo utalentowany, ambitny...
- A miły?
- Tak. Ale nie zawsze.
- Zawsze? - Powiedział pytającym głosem. Szybko wyjęłam telefon i przetłumaczyłam to słowo na ukraiński. - Myślę że jesteś dla niego ważna, skoro przywiózł cię do Odessy.
Popatrzyłam na niego zastanawiając się nad tym co powiedział. Właściwie mógł mieć rację. Po co miałby dawać mi kwiaty, buziaki, z taką chęcią mnie dotykać a w końcu zabierać mnie do rodzinnego miasta? Tylko czy mi na nim zależy? Na pewno mi zależy. Mojemu sercu zależy. Ale rozum nie jest do końca przekonany...
- Jesteśmy z jedzeniem! - Do pokoju wszedł Kostia z swoją mamą z talerzami w rękach.
Obiad był bardzo dobry. Mimo problemów językowych świetnie się dogadywaliśmy. Szczególnie czułam sympatię ze strony taty chłopaka, który w typowej dla nas dwojga sprzeczce stanął po mojej stronie i kazał mu dorosnąć. Mama pozostała neutralna, więc strzelił focha, dlaczego jego rodzice nie stoją za nim tylko za obcą dziewczyną która nawet nie może z nimi porozmawiać bo nie zna rosyjskiego.
Po obiedzie poszliśmy przebrać się w coś cieplejszego i wygodniejszego. Kostia wziął samochód od jego taty i poszedł do piwnicy. Powiedział że chce mnie zabrać w swoje ulubione miejsce z dzieciństwa, w które zawsze jeździł z rodzicami w weekendy. Byłam zachwycona, że będę mogła jechać gdzieś poza miasto, a nie tylko spędzać czas na zatłoczonych ulicach.
- Gotowa? - Zapytał Kostia.
- A wyglądam jakbym nie była? - Wzięłam w rękę plecak leżący na łóżku i założyłam go na plecy.
- No to jedziemy.
Wyszliśmy z mieszkania i wsiedliśmy do samochodu. Po drodze śpiewaliśmy jego piosenki, chociaż ciągle kusiło mnie aby zapytać, czy nie jest to za bardzo egoistyczne, aby słuchać swojej muzyki. Stwierdziłam, że nie będę psuła nastroju i zapytam go, jak będziemy wracać. Po kilkudziesięciu minutach, w tym 1/3 po jakichś okropnych rozpadających się drogach, wjechaliśmy w jakąś leśną ścieżkę.
- Zabierasz mnie do lasu?
- Tak. - Uśmiechnął się szeroko i wyszedł z samochodu. Poszedł do bagażnika a ja poszłam rozglądać się po okolicy.
- Ładnie tu. W sumie dawno nie byłam w lesie.
- Ale to nie taki zwykły las. - Zamknął bagażnik i z plecakiem na plecach ruszył. Złapał mnie za rękę i zaczęliśmy iść wydeptaną ścieżką. Po kilku minutach ku mojemu zaskoczeniu dotarliśmy nad wodę. - To jest rzeka Kurudorova. Mój tata odkrył to miejsce gdy był jeszcze młody i mimo okropnej drogi do tego miejsca, uwielbialiśmy tu przyjeżdżać i robiliśmy to regularnie w lato.
- Tu jest pięknie! O i patrz, w tamtym miejscu można się położyć i popatrzeć na niebo! - Wskazałam na puste tereny bez drzew.
- Mówiłaś, że chcesz oglądać gwiazdy, więc poczekamy na nie. - Zbliżył się do mnie przeczesał opadające na moją twarz włosy a później poszedł rozpalać ognisko.
Ja poprawiłam kucyka aby było mi wygodniej i usiadłam na brzegu przyglądając się wodzie. Wyjęłam z kieszeni swój telefon i włączyłam moją ulubioną playlistę do snu. Podgłosiłam muzykę i zamknęłam oczy.
- Co to za piękna melodia?
- Wind Spirit. Autorem jest Bill Miller, Indianin który tworzy muzykę w tym stylu. Zdobył 3 nagrody Grammy. Ogólnie jestem zakochana w indiańskiej muzyce, jest w niej coś pięknego.
- Nie wiele osób słucha takiej muzyki.
- Ponad 100 tyś osób obserwuje tę playlistę, więc może jednak ktoś słucha. - Uśmiechnęłam się i usiadłam przy ognisku rozpalanym przez Kostię. - Nieźle ci to wychodzi.
- Tata mnie nauczył. Ja mimo wszystko umiem coś więcej niż śpiewanie i granie na instrumentach. - Zmrużył oczy teatralnie a ja posłałam mu buziaka na otarcie łez. Gdy ognisko już się rozpaliło, usiadł bliżej i objął mnie w pasie. - Nie zimno ci?
- Nie, jest dobrze. - Uśmiechnęłam się patrząc chłopakowi prosto w oczy po czym oparłam swoją głowę na jego ramieniu. - Mam coś dla ciebie.
- Tak, a co? - Zapytałam zaciekawiona. Ukrainiec włożył rękę do kieszeni i wyciągnął z niej mały magnesik na lodówkę w kształcie zdjęcia z polaroida. W środku było nasze zdjęcie z zielonymi twarzami. - Ojej, jakie to słodkie! - Uśmiechnęłam się i wzięłam do ręki prezent.
- Na pamiątkę naszych miło spędzonych dni. Będzie mi cię brakowało gdy wrócisz do Polski.
- Mi ciebie też mój ty gwiazdorze. - Zaśmialiśmy się.
Jakiś czas później, gdy zapanowała już całkowita ciemność, a na niebie zaczęły być widoczne pierwsze gwiazdy, powoli wygasiliśmy ognisko i biorąc ze sobą koc poszliśmy na dużą polanę. Kostia rozłożył go na ziemi a po chwili obydwoje położyliśmy się na nim. Niebo było tego dnia bezchmurne i doskonale było widać każdą gwiazdę. Zaczęłam odnajdywać i pokazywać mu widoczne na niebie konstelacje i opowiadać mu o nich w interesujący sposób i dzieląc się ciekawostkami o tych gwiazdozbiorach jak i później o całym kosmosie.
- Ale dużo wiesz o kosmosie. - Podniósł się i opierając się na łokciu nachylił się nade mną.
- No troszkę wiem. Tak jak ty o muzyce. - Kostia uśmiechnął się i ręką zaczął gładzić mój policzek, wpatrując się intensywnie we mnie.
- Ja wolę wpatrywać się w ciebie moja gwiazdko. Jesteś piękniejsza od wszelkich gwiazd na niebie. - Wyszeptał i zaczął przybliżać się do mnie. Zamknęłam oczy a moje oddechy stały się głębsze. Poczułam dotyk jego ust na swoich. Złożył na moich wargach dwa subtelne pocałunki, po czym podniósł się i znowu zaczął gładzić mnie po policzku z uśmiechem na ustach. Wpatrywałam się w jego piękne oczy, które przy braku światła niestety były prawie niewidoczne.
- Chyba pora wracać do domu. - Wymamrotałam.
- Dobrze. - Powoli wstał i złapał moje dłonie aby pomóc mi się podnieść. Zabraliśmy wszystkie rzeczy z polany, wróciliśmy się do lasu po plecaki i powoli trzymając się za ręce doszliśmy do samochodu.
CZYTASZ
Tear You Apart // Melovin [COMPLETED]
FanfictionKilka lat po starcie w Eurowizji Melovin swoim uporem i ambicją doszedł na sam szczyt. Po drodze jednak zapomniał o czymś ważniejszym niż sława - o samym sobie. Jak dużo krzywdy wyrządzi zanim uświadomi sobie, że karma powraca?