2

691 15 6
                                    

- Jedziesz gdzieś na wakacje? - spytała Chloe w połowie drogi do jej domu.

- Mama planuje, żebyśmy pojechali gdzieś w sierpniu, ale muszą uzbierać pieniądze.

- A co ty na to?

- Nie wiem. Nie mogę na razie pokazać się w stroju kąpielowym. Żadnym. Nawet w krótkich spodenkach ryzykuje.

- I po co się chlastałaś? - patrzyła na mnie karcąco.

- Nie patrz tak na mnie. Sama to robisz. - przypomniałam jej z tą samą miną co ona.

Od ponad roku się tnę, ale to taki szczegół. W szkole do której chodziłam, poznałam Chloe i obie możemy sobie mówić wszystko, bo obydwie się samookaleczamy, więc chyba nie mamy przed sobą żadnych sekretów.
Dziewczyna mruknęła coś niezrozumiale na moje słowa, ale po chwili otworzyła szeroko oczy i zatrzymała się.
Patrzyłam na nią dziwnie, a następnie miałam do niej podejść i zapytać się co się stało, ale dziewczyna niespodziewanie do mnie doskoczyła i złapała mnie za ramię. Nie spodziewałam się takiego kroku z jej strony, więc przestraszona podskoczyłam.

- Na dziewiątej. - wyszeptała.

Wiedziałam o co jej chodziło, więc spojrzałam we wskazanym kierunku. Już wiedziałam czemu dziewczyna przed chwilą tak się zachowała, bo sama teraz pewnie miałam szeroko otwarte oczy. Widziałam trzech chłopaków na zajebistych ścigaczach i to nie jakichś chłopaków. Normalnie mogłabym się do nich przykleić i nie puszczać. Chłopacy o ciałach bogów greckich. W każdym bądź razie, strasznie przystojni.
Jeden z nich miał ciemne brązowe włosy, był ubrany w białą koszulkę i czarne spodnie oraz miał metr osiemdziesiąt trzy wzrostu, drugi miał jasne brązowe włosy, czarną koszulkę i zwykłe jeansy, metr osiemdziesiąt dwa wzrostu, a trzeci... O matko... Istny Bóg. Najprzystojniejszy z nich, czarnowłosy, miał na sobie tylko czarną, skórzaną kurtkę z kapturem oraz czarne rurki i metr osiemdziesiąt pięć wzrostu. Rękawy kurtki miał podwinięte, kaptur założony na głowę, a kurtka była rozpięta ukazując przy tym sześciopak chłopaka.
Brunet chyba wyczuł moje spojrzenie, bo spojrzał w stronę, gdzie stałam z Chloe. W pewnym momencie uśmiechnął się i zaczął coś mówić do swoich znajomych, tym samym nie spuszczając ze mnie wzroku. A może z Chloe?

- Chodź. Zauważyli, że się na nich patrzymy. Wyglądamy jak kretynki. - szepnęłam.

- Nieee.

- Chodź. Idziemy. - pociągnęłam dziewczynę.

Chwilę zajęło nam dojście na przystanek autobusowy, na który ja nas skierowałam, bo nie miałam już ochoty na żaden maraton. Dziewczyna przez cały czas narzekała i przeklinała mnie za to, że ją odciągnęłam od patrzenia się na chłopaków.

- Uspokój się. Może jeszcze ci się poszczędzi i ich spotkasz. - przerwałam jej narzekania.

- Chyba tylko w snach. - westchnęła - Co my tak w ogóle tutaj robimy?

- Czekamy na autobus. Jadę do siebie, a przy okazji ty też masz za chwilę autobus.

- O nie! Miałyśmy zrobić maraton pamiętasz? Możemy włączyć nawet te twoje horrory jak chcesz.

- Nie Chloe. Nie dzisiaj. Nie mam na to siły.

- Proszę nooo. - błagała.

- Nie Chloe... - nie dokończyłam, bo przerwał mi warkot silnika.

Odwróciłam się i to co zobaczyłam... Albo to zwykły zbieg okoliczności albo oni nas śledzą. Chociaż, niby po co? Przecież mogą sobie obok nas przejeżdżać, no nie? Opcje o tym, że ci bogowie tylko przypadkiem obok się pojawili, obalił moment w którym zatrzymali się tam gdzie może stać tylko autobus.

Syn Mojego OjczymaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz