18

232 7 0
                                    

- To tutaj? 

- Tak.

Gdy chłopak zaparkował, wysiadłam z auta i zamknęłam za sobą drzwi.

- Myślisz, że Jake coś powie Kat albo Tobias'owi? - zapytał Rhys.

- Może coś powiedzieć, ale nie sądzę żeby się tym przejęli. W najgorszym wypadku, gdy zaczną coś podejrzewać, powiemy, że coś zmyślił. - stwierdziłam.

Poczekałam chwilę aż chłopak weźmie z auta jakieś rzeczy i zamknie auto, a następnie skierowałam się w stronę przedszkola. Jake chodzi do prywatnego przedszkola, jednak czasem mam wrażenie, że publiczne byłoby lepsze od tego pod kilkoma względami. Gdy weszliśmy do budynku, poczułam znajomy zapach z dzieciństwa. Też tutaj chodziłam jak byłam mała, ale wtedy, wydaje mi się, była lepsza opieka i wychowawczynie.

- Wow. Ciekawie tu. - stwierdził.

Nic nie powiedziałam. Podeszłam do odpowiednich drzwi na których wisiał średniej wielkości motylek i cicho je otworzyłam. Od razu zauważyła mnie wychowawczyni Jake'a. Powoli podeszła do nas i przywitała się z nami. Amanda Nelson ma na oko 35 lat, metr siedemdziesiąt wzrostu, jest brunetką o brązowych oczach i szczupłej sylwetce.

 - Jake! Chodź, czas wrócić do domu! - zawołała chłopca, który wyszedł z małego domku w sali w którym bawił się wcześniej z jakimś innym chłopcem.

Chłopczyk do nas podbiegł i przytulił się do moich nóg. Czyż on nie jest uroczy?

- Cześć mały. - przywitałam się z nim i wzięłam go na ręce.

Niby jest malutki, ale nie waży tyle co piórko.

- Zjadłeś dzisiaj obiadek? - zapytałam go.

Chłopiec pokręcił głową. Tutaj jest pierwszy problem. Jake nic nie je w przedszkolu. Nie chce też chodzić tam do łazienki z niewiadomych przyczyn. Próbowaliśmy już różnych metod, ale chłopiec się upiera. Spojrzałam na kobietę, która od razu zaczęła opisywać zachowanie chłopca dzisiejszego dnia.

- Dzisiaj zjadł więcej niż zazwyczaj, więc sądzę, że już się zadomawia co jest w porządku. Do łazienki poszedł raz, a później już nie chciał. Pytałam go kilka razy, ale odmawiał. Ogólnie to zachowywał się dobrze, poza tym kiedy zaczął wyrywać jednemu chłopcu zabawkę, ale jakoś temu zaradziłam. Prosiłabym jeszcze, żeby uczono go w domu korzystania z łazienki w dalszym ciągu. - powiedziała.

- Rozumiem. Czyli ogólnie wszystko w porządku? - zapytałam dla upewnienia.

- Tak. Jest jeszcze jedna sprawa. Jutro wybieramy się z dziećmi do bawialni i prosiłabym o przygotowanie mu jakiegoś posiłku i ciepłej herbaty do termosu. Oczywiście obiad po powrocie będzie, tak samo jak podwieczorek. Dam zaraz kartkę do podpisania dla waszej mamy. Koszt na jutro to 10 dolarów. - zakomunikowała. - Ja teraz pójdę po zgodę i zaraz wrócę.

- Dobrze. - powiedziałam i udałam się do szafki Jake'a by wyjąć jego rzeczy.

Rhys mi pomógł, więc szybko wszystko poszło. Przebrałam Jake'owi buty, a następnie ubrałam mu sweterek, kurtkę i cieplejsze spodnie oraz czapkę. Buty które na przebranie schowałam z powrotem do szafki i zabrałam z niej jeszcze plecak chłopca, a w tym samym czasie wróciła pani Nelson. 

- Mogę zapłacić dzisiaj, a mama jutro przyniesie zgodę? - spytałam.

- Oczywiście. - odparła.

Oddałam Jake'a na chwilę pod opiekę Rhys'a i zajęłam się opłaceniem wycieczki. W końcu, czemu by nie? Gdy było to już załatwione, pożegnałam się z kobietą i mogliśmy wyjść.

- Musimy jeszcze podjechać w jedno miejsce. - zakomunikowałam, gdy zapinałam pasy Jake'a.

Chłopak najpierw na mnie spojrzał, prawdopodobnie zastanawiając się po co mamy jeszcze gdzieś jechać, dlatego szybko wytłumaczyłam mu o co chodzi.

- Jake nie ma termosu, więc chce jechać do Child's World* i przy okazji kupić mu jeszcze nowy fotelik, bo ten jest już do niczego. Nie masz nic przeciwko? - zapytałam siadając na miejsce pasażera, obok chłopaka.

- Nie ma problemu, tylko mnie tam pokieruj. - zgodził się.

Przez całe piętnaście minut drogi do sklepu, rozmawialiśmy, śmialiśmy się i słuchaliśmy muzyki. Jake był wniebowzięty, bo nie jeździ często autem, dlatego cały czas wypatrywał czegoś ciekawego za oknem. Zerkając co chwilkę na niego, postanowiłam, że za jakiś czas jak napada więcej śniegu, zabiorę go na sanki. Sama bardzo dawno nie byłam. Wiem, że niby mam już te swoje szesnaście lat, ale nie zaszkodzi jak kilka razy zjadę z górki na sankach. W końcu, nadal jestem jeszcze dzieckiem. Przynajmniej niektórzy tak uważają. Chociaż jak tak sobie myślałam to znalazłam jeden, maleńki problem. Mianowicie chodzi o to, że my nie mamy sanek. Najwyżej się kupi. Nie żebym szastała pieniędzmi, od razu mówię, że przysięgłam sobie, iż za każdym razem gdy dostanę wynagrodzenie od Thomas'a, przeleje jakąś ich część na fundacje charytatywne. Na tym i tak jednak się nie kończy, bo jak w telewizji niekiedy pokazują jakieś chore dzieci to zazwyczaj na nie też przeznaczam pieniądze, więc żeby nie było, że jestem samolubna, egoistyczna, itd, bo nie jestem. Zazwyczaj zamiast o sobie, myślę o innych. W wypadku Jake'a wygląda to tak, że jeśli przydarza się okazja to kupuje mu coś, jednak nie przesadzam, by go za bardzo nie rozpieścić. Bez przesady.

- Tutaj. - wskazałam, gdy byliśmy już na parkingu sklepowym.

- Idziemy wszyscy czy mam z nim zostać? - odwrócił się w moją stronę.

- Myślę, że lepiej by było gdybyśmy wszyscy poszli. Nie wiem ile mi zejdzie na wybieraniu. - przyznałam.

- Jasne, czyli szykuje się dwie godziny łażenia po sklepie. - zaśmiał się.

No hej! Sorry, że nie jestem w stanie się zdecydować,zawsze tak na sto procent, jeśli widzę jedną rzecz piękniejszą od drugiej. No tak się nie da, co nie?

- Nie przesadzaj. - walnęłam go w ramię. - Postaram się pospieszyć. 

- Byle szybko, bo przypominam, że czeka na nas obiad w domu. - przypomniał.

- Dzięki twojej motywacji, czas ukrócę o jakieś dziesięć minut. - uśmiechnęłam się do niego, a następnie odpięłam swoje pasy, wyszłam z auta, a potem zajęłam się odpinaniem pasów chłopca.

 Rhys w tym czasie obserwował okolicę i chyba zagłębił się przy okazji w myślach. Musiał się bardzo zamyślić, bo jak go zawołałam to nawet nie drgnął.

_______________________________________________________________

*Child's World - wymyślony sklep z rzeczami dla dzieci.

Hejka!
Bardzo przepraszam za przerwę, ale myślę, że osoby które piszą opowiadania, napewno znają ten problem jak brak weny, który pojawia się od czasu do czasu. Dziękuje osobom, które czytają opowiadanie i je gwiazdkują. To dla mnie wiele znaczy. 

Do następnego <3

Syn Mojego OjczymaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz