20:48
Rhys Pov.
- Kurwa! Nigdzie jej nie ma! Nie mam pojęcia, gdzie mam jej jeszcze szukać! - krzyczałem jak opętany.
- Opanuj się i pomyśl gdzie jeszcze może być. - polecił Thomas.
- Łatwo ci powiedzieć. - warknąłem i jeszcze raz starałem się przypomnieć o jakich miejscach mi mówiła.
Cholera, to takie trudne skupić się kiedy jest się pod presją.
- Dobra, inaczej. Powiedz o jakich dokładnie miejscach wspominała. - odezwał się Kevin.
Jeszcze raz powtórzę. Łatwo powiedzieć, kiedy jest się otoczonym przez czwórkę facetów rozpraszających mnie i poganiających!
- No, wspominała o Chloe, swoim kuzynie z którym już dawno się nie widziała, o szkole, o opuszczonych budynkach do których sama by nie weszła, o lesie i o tym jak bardzo... - wymieniałem, aż Ash mi nie przerwał.
- Chciałaby znaleźć swoją polane w nim. - dokończył za mnie.
- To jest to! Las! - wykrzyknął chłopak i od razu pobiegł do wyjścia, a ja zaraz za nim.
...
- Myślisz, że tutaj jest? - zapytał.
- Nie wiem, ale dużo mi opowiadała o tym, że w lesie czuje się wolna i bezpieczna, więc to może być dobry trop. Innego nie mamy. Musimy się kierować tym co mamy. - stwierdziłem.
Szliśmy drogą już jakieś piętnaście minut i nadal nie było śladu po kimkolwiek. W pewnym sensie to dobrze, że nikt tam nie przychodził, bo można było zobaczyć jakiekolwiek ślady i się nimi kierować.
- Wiesz, nie sądzę żeby Mel kierowała się leśną drogą. Jeśli chciała znaleźć swój azyl to prawdopodobnie na pewno nie taki do którego każdy mógłby się dostać. - stwierdziłem po kilku następnych krokach.
- Też tak sądzę. Rozdzielmy się. Jak coś znajdziesz to dzwoń. - powiedział i bez pożegnania poszedł w swoją drogę.
Nie wiedziałem dokładnie gdzie mam iść, więc skierowałem się w prawo, później prosto, a następnie znów w prawo. Kierowałem się intuicją, która kazała mi iść w ten sposób. Cóż, najwyżej nic nie znajdę i się wrócę. Kilka kroków dalej znalazłem ślad buta. Być może to jest właśnie Mel. Oby. Skierowałem się za śladami. Wiem, że miałem powiadomić Ash'a o tym jak coś znajdę, ale to jeszcze nic pewnego, a poza tym, chciałbym porozmawiać z Mel przez chwilę na osobności i wytłumaczyć jej, że nie chciałem jej skrzywdzić i kierowałem się jej dobrem. Mam nadzieję, że mi wybaczy, bo nie mogę sobie wyobrazić, co by było gdyby tego nie zrobiła.
Mel Pov.
Nie spodziewałam się, że w tym lesie cokolwiek znajdę, a tu takie zaskoczenie. Znalazłam piękną polane w kształcie koła. Myślę, że to od teraz będzie mój azyl, ale teraz tylko muszę zapamiętać drogę, bo inaczej lipa. Siedziałam pod drzewem i obserwowałam co się dzieje dookoła. Przy okazji jeszcze śpiewałam. Tak jak już wcześniej wspomniałam, potrzebowałam muzyki, więc czemu by nie zacząć śpiewać. I tak nikogo nie ma w pobliżu.
W pewnym momencie, zaczęłam się zastanawiać co dalej. Do domu nie wrócę, ale nie mogę też zostać tutaj. Może gdybym wzięła ze sobą koc czy coś to wtedy być może mogłabym zostać, ale teraz nie ma takiej opcji. Zaczęło się robić już ciemno, a na niebie dostrzegłam księżyc. Powinnam już udać się w stronę wyjścia z lasu, bo jak będzie za ciemno to mogę zgubić drogę i w ogóle już nie wrócić. Chociaż jakby nie patrzeć, gdybym szła cały czas prosto to musiałabym gdzieś wyjść, obok jakiejś drogi czy coś. Jednak nie zmienia to faktu, że raczej nie marzy mi się błądzenie po lesie w ciemnościach. Powoli wstałam, otrzepałam się i odwróciłam się w stronę wyjścia z polany. Na moje nieszczęście, jakimś cudem stał tam Rhys. No ja się pytam JAK?! Ten las jest taki mały, że można mnie znaleźć bez problemu, czy może przypadkiem włączyłam telefon? Dobra, nie ważne. Trudno. Postanowiłam iść jak gdyby nigdy nic.
- Mel, wiesz jak się o ciebie martwiliśmy? - odezwał się.
Nic nie odpowiedziałam, no bo po co? Niech wie, że mnie zranił.
- Mel, daj sobie wytłumaczyć!
- Co niby chcesz mi wytłumaczyć, hmm? Okłamałeś mnie Rhys. - zatrzymałam się.
- Przepraszam. Wiem, że nie powinienem tego przed tobą ukrywać, ale robiłem to dla twojego dobra. Nie chciałem ci wszystkiego narzucać na raz. Niedawno odkryłaś kim jestem i co robię, a w dodatku byłaś zmuszona dołączyć do gangu, potem jakiś facet chciał cię zabić, a teraz miałem ci powiedzieć, że Ash i Rick to twoi przyrodni bracia? Nie uważasz, że to trochę za dużo? Sama przyznaj, że byłaś już na skraju wytrzymałości. - tłumaczył.
- Byłam, ale nie na tyle, żeby wpaść w jakiś dołek.
- Tak?
- Tak.
- W takim razie, wytłumacz mi, skąd wzięły się zadrapania na twoich rękach. - wstrzymałam oddech.
Skąd on o tym wiedział. Spojrzałam dyskretnie czy aby teraz ich nie widać, ale były zakryte i nie było możliwości by on je widział.
- Z wczoraj. - odparłam obojętnie i ruszyłam dalej.
- Nie Mel, nie z wczoraj. Nie miałaś tego ani wczoraj ani rano, więc nie próbuj mi tego wmawiać.
- Chyba wiem z czego je mam, więc to ty mi nie wmawiaj, że nie miałam ich wcześniej! - krzyknęłam i odwróciłam się do niego.
- Nie. Nie miałaś tego. Widziałem i nie miałaś. Po spotkaniu z chłopakami zadzwoniłem do Thomas'a i zapytałem o to. Powiedział, że jedyne co miałaś to kilka siniaków. To - złapał mnie za rękę i podciągnął rękawek tak by pokazać moje zadrapania. - zrobiłaś sobie w mieszkaniu kiedy poszłaś się przebrać. Jak wychodziłem, zobaczyłem to. Nie jestem ślepy Melanie. Widziałem jak się zachowujesz. Nie myśl, że można mnie oszukać tak jak Kat, Tobiasa czy tą twoją psycholog od siedmiu boleści. Wiem więcej o tobie niż ty sama i nie mam zamiaru pozwolić ci się samookaleczać ani cierpieć. Rozumiesz? - spytał patrząc mi głęboko w oczy.
- Zraniłeś mnie. To boli Rhys. - powiedziałam ze łzami w oczach.
- Wiem skarbie. Przepraszam. Obiecuje, że już cię nie okłamię. - obiecał i przyciągnął mnie do siebie.
_____________________________________________________________________
Cóż, to koniec kłótni. Nie lubię gdy ktoś się kłóci, więc długość kłótni jest taka jaka jest, trudno.
Do następnego <3
CZYTASZ
Syn Mojego Ojczyma
Teen FictionMoje życie było nudne i nic nie warte. Miałam przyjaciółkę, ale byłam samotna. Mój brat, który był moim spełnionym marzeniem, zbytnio mnie nie ratował. Byłam w pieprzonej otchłani, gdzie wszystko było czarno białe. Wszystko co robiłam, robiłam mecha...