3.

4.2K 236 120
                                    

#ZostawŚlad

Siedziała przy ognisku owinięta kocem. Jej ubrania wciąż były wilgotne, ale ciepło ognia sprawiało, że wcale tego nie czuła.

- Masz - Minho podszedł do niej, wyciągając rękę z kubkiem jakiegoś płynu. - To nasz tradycyjny napój. Uznajmy to za taki chrzest bojowy.

Dziewczyna przyjęła kubek, uniosła jedną brew i spojrzała wymownie na chłopaka.

- Pij. Nie otrujesz się. Przysięgam na bulwiasty nos Gally'iego - Uniósł dłonie w geście niewinności.

Nie miała pojęcia kim był Gally ani czy jego nos rzeczywiście był bulwiasty. Z ciekawości jednak upiła łyk i natychmiast tego pożałowała. Płyn miał ostry smak. Palił przełyk, ale był też w pewnym stopniu słodki. Przełknęła, krzywiąc się przy tym jak małe dziecko.

- Co to ma purwa być?

Minho usiadł przy niej, popijając to samo ohydztwo.

- No, jestem pod wrażeniem. Wszystkie Świeżaki plują albo się duszą. Niektórzy nawet wymiotują a ty po prostu się skrzywiłaś, jakbym przyniósł ci sok z cytryny. Twarda z ciebie sztuka. - Uśmiechnął się i wziął kolejny łyk. - To obrzydlistwo to dorobek życiowy Gally'iego.

- Z czego on to do cholery robi? Pali w gardło i smakuje jak mieszanka cukru ze spirytusem.

- A to już niestety pozostaje tajemnicą - wtrącił się Thomas, który także trzymał kubek z napojem. - Ten smrodas bardzo dobrze chroni swój sekret. Kto wie czy on nas nie podtruwa, by powoli wykończyć?

- To już dawno byśmy gryźli piach. Pijemy to przy każdej najbliższej okazji - westchnął teatralnie Hal.

- Nie jest najgorsze. - Upiła kolejny łyk. Z każdym następnym płyn stawał się coraz smaczniejszy.

- Nie pozostaje nam nic innego, jak oficjalnie przyjąć cię w Strefie - stwierdził Minho. - Witaj w nowym domu.

Zaczęli wiwatować, na co odpowiedziała tylko przelotnym, trochę wymuszonym uśmiechem.

W nowym domu.

°°°

Zabawa dobiegła końca. Wszyscy wrócili do swoich posłań.

Ubrania dziewczyny były już całkiem suche. Koc, który przyniósł jej Hal także, więc starannie go złożyła. Skierowała się w stronę swojego schronienia, kiedy jej uwagę przykuł jeden mały drobiazg.

Chuck.

Chłopiec starał się zasnąć na zimnej ziemi. Nie wszyscy mieścili się w domkach, a Budole nie nadążali ze stwarzaniem kolejnych schronień. Część najnowszych chłopców musiała przez jakiś czas spać na prowizorycznych materacach. Mały Chuck jako jedyny nie miał okrycia, a gdy w Strefie słońce zastępowało czarne niebo, nastawał chłód. Biedak, wiercił się i starał znaleźć pozycję, w której zatrzyma ciepło i zaśnie.

- Chuck?

- O, cześć Vi. - Chłopiec obrócił się do niej twarzą. - Dlaczego nie śpisz?

- Chciałam spytać cię o to samo.

Zmieszał się.

- A... Ja... No więc... Lubię oglądać niebo?

- Jasne. Szczególnie piękne niebo tu macie - zadrwiła. - Gdzie twój koc, jakieś nakrycie, cokolwiek? Przecież jest zimno.

- Nie dostałem. Jest nas tu bardzo dużo, a Stwórcy to straszne sknery. Ale nie martw się. Kiedy chłopaki wypakują Pudło, będę miał tyle kocy, że stanę się wielkim kokonem - zachichotał. - To tylko kwestia czasu, którego i tak mam sporo. - Wzruszył ramionami.

|THE INDESTRUCTIBLE|  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz