#ZostawŚlad
Sny nękały ją od dwóch dni. Były dziwne, często trudne do zrozumienia i męczące. Była wykończona. Ciągle się wybudzała, bez ustanku towarzyszyły jej bóle głowy i dreszcze. Nie zaznała ani odrobiny odpoczynku i miała wrażenie, że jej układ nerwowy długo tak nie pociągnie.
Kiedy jednak budziła się nad ranem, sny znikały i pozwalały jej w spokoju, bez strachu wstać. Choć wstać to może zbyt wiele powiedziane. By w ogóle wydostać się z łóżka, musiała się turlać na jego koniec i ostrożnie spuszczać ciało na deski. Kiedy pierwsze zamroczenie mijało, przytrzymując się szafki nocnej i wezgłowia stawała na nogi. Nigdy nie czuła się gorzej, jeszcze nigdy nie było jej tak źle. Przez zmęczenie jej mózg pracował na niższych obrotach, często wypełniał się głupimi myślami, prowadzącymi najczęściej do planu samodestrukcji.
Kiedy czuła się bezsilna starała się szukać punktu, o który mogła zaczepić i który motywował ją do otworzenia oczu oraz żmudnego procesu wstawania po nieprzespanej nocy. Okazywało się wtedy, że są nim jej nowi przyjaciele i dzieci ze snów, które tak bardzo lubiła. Każdego wieczora miała nadzieję, że znowu jej się przyśnią, tak bardzo za nimi tęskniła i tam bardzo chciała je pamiętać. Dzięki nim nie czuła się aż tak pusta, bezosobowa, pozbawiona przeszłości.
Ale miewała też gorsze sny, to one dominowały i o nich myślała najwięcej. Myślała o szczurowatym mężczyźnie i kobiecie w białym garniturze. Utożsamiała ich ze Stwórcami, była pewna, że to oni zamknęli ich w labiryncie. Skoro bez mrugnięcia okiem tak dotkliwie ją krzywdzili to równie łatwo przychodziło im być krzywdzenie większej grupy dzieciaków.
To był kolejny punkt, który zmuszał ją do walki. Chciała powstrzymać ich cierpienia, zwrócić sobie i chłopcom należną wolność. Niczego nie pragnęła tak bardzo desperacko, więc przysięgła sobie to zrobić. Uratuje swoich przyjaciół, wyjdzie z labiryntu i zemści się.
Potrzebowała wskazówek. Czegoś co naprowadziłoby ją na trop. Stwórcy stworzyli to wszytko, by ich sprawdzić, nieustannie ich obserwowali. A skoro istniało wejście, gdzieś także musiało być wyjście.
Niedługo przyjdzie twój czas.
Wciąż i wciąż, w kółko powtarzała te słowa w głowie. Zdarzało jej się wzdrygać z niepokoju, martwiła się, co jeszcze byli w stanie jej zrobić by dopiąć swego. Co oznaczał czas, czy chcieli subtelnie przekazać jej, że niechybnie zginie i to już wkrótce? Czego od niej chcieli?
Nie znała labiryntu, nawet nie śmiała zbliżać się do murów na odległość mniejszą niż dziesięć metrów. Przerażał ją, przerażała ją nieznana otchłań, zimna i przeogromna, pełna potworów. Ale brała się w garść, przynajmniej próbowała nie panikować. Jeśli ktoś ma ich stamtąd wyciągnąć, to ona.
°°°- Newt!
Gally wparował do stołówki, podczas gdy piątka przyjaciół kończyła jeść śniadanie. Był wczesny ranek. Całe pomieszczenie wypełniał huk rozmów i śmiechu. Streferzy szybko zapomnieli o tragicznej stracie jednego ze swoich. Może nawet nie wiedzieli, jak zginął. Może świadkowie wymyślili jakąś historyjkę, którą z łatwością wcisnęli całej reszcie? Nie pierwszy raz ktoś tam umarł, akceptacja takiego faktu przychodziła im dużo łatwiej niż na początku.
- Gally, czy ja do cholery nie mogę nawet zjeść w spokoju? - spytał znudzonym głosem.
- Przykro mi, że zakłócam twój posiłek - burknął chłopak. - Ale uznałem, że raczej zechcesz wiedzieć, iż Pudło jest w drodze. Lampa się świeci.
CZYTASZ
|THE INDESTRUCTIBLE|
FanfictionŚwiat oszalał. Trawi go susza, głód i choroba, która zabija. Choroba, która zdaje się być niezwyciężona. Tylko nieliczni są w stanie wyrwać się z jej szponów, balansować na krawędzi. Są nadzieją, kołem ratunkowym ludzkości, towarem pożądanym w sfera...