- Jaki jest plan? - zapytał Jeff, stojąc przed monumentalnym betonowym murem.
- Trzymamy zwarty szyk. Blisko siebie. Dwóch Zwiadowców na przodzie, po jednym na każdym boku i jeden na końcu - Alby podniósł wzrok, by sprawdzić czy rozumieją. - Minho i Hal prowadzą. Prawa Thomas, lewa Rick, tył bierze Michael. Na lewym ja, Newt i Clint, na prawym Jeff, Duncan, Alex. Do Michael'a dołącza Winston, środek biorą Victoria, Patelniak i Zart. Naszym celem jest sektor ósmy - spojrzał na dziewczynę, a ona potwierdzająco skinęła głową. - Teraz najważniejsze - wziął mocny wdech. - Właśnie pakujemy zadki do jaskini lwa. Żadne z nas nie ma pewności, że przeżyje. To jest ostatnia szansa, by zrezygnować. Właśnie teraz.
Odczekał chwilę, ale nikt nawet nie drgnął. Skupił wokół siebie tylko wojownicze dusze, odważne sercami. Tego się po nich spodziewał. Nie dadzą za wygraną.
Uśmiechnął się do nich.
- To jest wola walki. Ruszamy po wolność. Niezależnie od ceny. Ustawić się!
Każdy zajął swoje miejsce. Victoria była otoczona ze wszystkich stron, chronił ją pancerz stworzony z jej przyjaciół. Newt zacisnął mocno palce na włóczni, to samo zrobili pozostali. Tylko ona polegała wyłącznie na mieczach przy pasie i maczecie spoczywającej w pochwie na jej plecach.
Z nerwów bawiła się swoimi palcami. Dowódca sprawdzał ich gotowość. Pewnie zależało mu również na ocenie sprawności, by móc ewentualnie wprowadzić jeszcze jakieś zmiany w szyku. Przypomniała sobie o tym, że przecież Newt kuleje na jedną nogę, a ból świeżo nastawionego nosa z pewnością nie pomoże mu w biegu. Czy to rozsądne wystawiać go na zewnątrz? Zwróciła głowę w lewo, a Newt wyczuł jej wzrok.
- Będzie dobrze - poklepał ją delikatnie po plecach, ale palce drugiej ręki wciąż nerwowo zaciskał na twardym drewnie. - Uważaj na siebie, nie narażaj się niepotrzebnie na niebezpieczeństwo, jasne? - parsknęła, ale pokiwała głową. Klepnął ją jeszcze raz. - Zaczynamy.
Alby stanął w ustalonym miejscu. Minho i Hal obejrzeli się na niego, a on skinął głową, odliczyli do trzech.
I wbiegli do środka.
°°°
Gdy tylko przekroczyła mury jej ciało objął chłód, a przecież była ciepło ubrana. Niemal natychmiast serce podeszło jej do gardła i chciała zawrócić, ale Patelniak biegnący za nią nie pozwolił jej się zatrzymać. Wpadł na nią, a to pobudziło jej głowę do ponownego funkcjonowania. Nie jest małą dziewczynką. Nie pozwoli lękowi wziąć góry.
Dźwięki ich kroków odbijały się od ścian, tworząc dosyć ciekawą iluzję. Mogłoby się wydawać, że biegną ich dziesiątki.
A może to tylko jej się tak wydawało? Może ze strachu każdy odgłos zdawał się być głośniejszy. Może już wszystko nadinterpretowała, wyolbrzymiała. Może powinna się nieco uspokoić?
Wystarczy. Potrzebowała choć chwili wytchnienia, ale jak mogła ją zdobyć będąc w samym sercu labiryntu? W miejscu gdzie wszystko się zaczęło?Minęli właśnie siódmy sektor. Starała się odszukać na nim grecką literkę, ale bluszcz i pył pokrywający mur utrudniał to z takiej odległości. Nie mieli czasu na postoje. Było podejrzanie spokojnie a już dawno nauczyła się, że jeśli coś jest cicho to szykuje się do ataku. Rozglądała się na boki, paranoja brała nad nią górę. Odciągnęła myśli od samego labiryntu i skupiła się na swoich towarzyszach. Przyjrzała się każdemu z osobna oceniając to, jak się czują. Wszyscy biegli niezmordowanie, na twarzach mieli odmalowaną determinację i nie widziała w nich ani grama zmęczenia, czego nie mogła powiedzieć o sobie. Łydka strasznie ją rwała, każdy krok czuła podwójnie. Oddech miała nierówny, efekt braku ćwiczeń. Czuła jak pot zalewa jej szyję nie tylko ze strachu. Starała się oszczędzać nogę, lekko kulała, ale zaciskała zęby. Kazała im wejść do labiryntu, narażała ich życie, nie miała zamiaru narażać ich dodatkowo, prosząc o postój.
Jeszcze raz spojrzała na Newta, który też kuśtykał, ale świetnie dawał sobie radę. Nie odrywał wzroku od drogi przed nimi, nasłuchiwał dźwięków, biegł jakby był w transie nie zwracając uwagi na ból nosa i kończyny. Pamiętał jak to jest przemierzać labirynt, wciąż drzemał w nim Zwiadowca.
Zaparła się jeszcze bardziej, nie zwalniając ani na moment, cały czas podążała za Hal'em i Minho. To dopiero byli starzy wyjadacze. Nie reagowali na odgłosy, które reszcie mogły się wydawać podejrzane. Doskonale wiedzieli, czy grozi im niebezpieczeństwo albo czy zagrożenie jest gdzieś blisko. Na pamięć znali gamę dźwięków labiryntu. Bez wahania powierzyła im życie, po pewnym czasie przestała reagować na wszelkie stukoty.Dopóki jeden nie wydał im się głośniejszy.
Minho podniósł do góry dłoń, kazał im się zatrzymać. Nabrała więcej powietrza w płuca, oparła dłonie na kolanach. Nasłuchiwała w napięciu razem z resztą.
- Pod ścianę - rozkazał Hal, najciszej jak mógł.
Przylgnęli do zimnego muru. Mogła przysiąc, że słyszy jak serce dudni jej w klatce piersiowej. Spojrzała na prawo, wprost na Patelniaka, a on czując na sobie jej wzrok, odwrócił do niej twarz. Krople potu spływały mu po czole, bezgłośnie powiedział do niej Spokojnie. Pokiwała głową, uniosła wzrok do góry.
- Mury - wymruczał Alby pod nosem.
- Nie powinny się przesuwać - Newt zmarszczył brwi.
Gdzieś dalej rozległ się ryk, ale ledwo go usłyszeli, właściwie usłyszeli tylko jego echo. Bestia musiała być bardzo daleko.
- Im to powiedz - wyszeptał Hal.
- Musimy się pospieszyć - oznajmił Minho, odbił się od ściany i stanął znów na swoim miejscu. - Na razie nic nam nie grozi, ale musimy spiąć poślady, żeby tak zostało.
Reszta pokiwała posłusznie głowami. Wypuścili wstrzymane powietrze, Victorii z ulgi aż zakręciło się w głowie.
- W porządku? - spytał Thomas, mijając ją w drodze na swoje miejsce.
- Tak - odpowiedziała, lekko zachrypniętym głosem. - Tak - powtórzyła pewniej.
Minho dał znak i znów ruszyli przed siebie.
°°°
Kiedy stanęła przed ósemką serce zabiło jej szybciej. Doskonale widziała alfę, była wyjątkowo wyraźna. Niewytłumaczalnie zbladła, jej dłonie zaczęły się pocić.
- Vivi? - Hal położył jej dłoń na plecach w obawie, że zaraz zemdleje. - Wszystko gra?
- Tak, gra i buczy - odpowiedziała, nie odrywając wzroku od muru. Przełknęła ślinę. - Musicie się stąd wszyscy odsunąć, najlepiej na sam koniec sektora, pod tą prostopadłą ścianę - oznajmiła i wskazała palcem.
- Dlaczego? - zapytał Alby.
- Kiedy otwierałam omegę, ze ścian wystrzeliły naboje. Clint wie jakie, wyciągał je spod mojej skóry. Za to przy otwarciu bety wyskoczył Bóldożerca jak pajac z pudełka. Zobaczymy co tym razem, stawiam na kule ognia.
- Dowcipna jesteś - sarknął Alby. - Cokolwiek to będzie, stawimy temu czoła razem. Zostajemy. Mam rację?!
Chciała się sprzeciwić, ale wszyscy zgodnym chórem potwierdzili słowa dowódcy. Znowu ciężko przełknęła ślinę. Zbliżyła się do muru, pozostali stworzyli wokół niej tarczę w kształcie półkola. Mocno zacisnęli dłonie na włóczniach. Wyciągnęła przed siebie drżącą dłoń, modląc się, by ich nie zabiło. Przyłożyła palce do zimnego muru, a alfa natychmiast rozbłysła niebieskim światłem i swoją poświatą objęła całą ścianę. Rozwarła usta, pozostali tak samo, podziwiając piękno blasku. Czuli jakby ich stopy przywarły do podłoża, nie mogli się ruszyć, trwali w transie, z którego najszybciej wybudziła się Victoria. Resztę ocucił mocny i donośny zgrzyt.
Mur rozstąpił się w połowie swojej długości, jego obie części rozsunęły się na półtora metra. Dziewczyna zachłysnęła się powietrzem. Ich oczom ukazały się mosiężne drzwi z wbudowaną klawiaturą i ekranem.
Jednak nie tylko alfa pękła na pół. Sąsiednie ściany także się rozwarły.
A z ich wnętrza wypełzły potwory.
---------------------------------------------------------
Teraz to się dopiero zacznie! XD
Coraz bliżej końca, dziękuję za liczne odpowiedzi na moje ostatnie pytanie. Cieszę się, że tak entuzjastycznie podeszliście do mojej propozycji. Liczę, że spędzacie wakacje, należny czas wolny, bezpiecznie i aktywnie, na tyle, na ile pozwala obecna sytuacja. Postaram się, by następne rozdziały pojawiły się szybciej niż ten, ale niczego nie obiecuję, bo finał już blisko, a ja nie chcę się z Wami zbyt szybko rozstawać XD
Do następnego ❤️
CZYTASZ
|THE INDESTRUCTIBLE|
FanfictionŚwiat oszalał. Trawi go susza, głód i choroba, która zabija. Choroba, która zdaje się być niezwyciężona. Tylko nieliczni są w stanie wyrwać się z jej szponów, balansować na krawędzi. Są nadzieją, kołem ratunkowym ludzkości, towarem pożądanym w sfera...