Poznała matkę we wspomnieniach, wiedziała o niej tylko tyle, ile łaskawe były powiedzieć jej sny. Jej śmierć była tym boleśniejsza. Straciła coś, czego nawet nie potrafiła nazwać, uczucie i istotę, o których zapomniała.
Hal głaskał ją delikatnie po głowie. Rękaw koszuli miał mokry od łez, ale nie zamierzał wypuścić Victorii z uścisku. Bał się, że się rozpadnie, była taka krucha.
Clint usiadł obok nich i wziął dłoń dziewczyny w swoją, mocno ją ściskając. Uniosła na niego mokre oczy. Uśmiechnął sie smutno, choć pokrzepiająco. Chciał jej pokazać, że jest dla niego bardzo ważna, udowodnił, że otaczają ją ludzie, którzy szczerze ją kochają.
Oddała uścisk dłoni, wytarła wierzchem drugiej policzki i delikatnie wyswobodziła się z objęć przyjaciela.- Możemy stąd wyjść? - jej głos nie był już słaby. Potrafiła podnosić się po wszystkich upadkach. Serce wciąż rozpaczało, ale musiała się pozbierać i opuścić miejsce, które tylko jej to utrudniało.
Clint skinął głową. Hal pomógł jej wstać i podtrzymywał przy schodzeniu po schodach. Leżała tak długo, że jej mięśnie bardzo osłabły.
Ze smutkiem spojrzała w niebo pełne ciemnych chmur. Mimo to świeże powietrze orzeźwiło jej spoconą i mokrą twarz, przywracając odpowiednie kolory.Dostrzegła kilka sylwetek w oddali, które zbliżały się w ich stronę. Chłopcy, gdy rozpoznali drobną postać, zerwali się biegiem i już po chwili była w stanie odróżnić wszystkie twarze. W ramiona porwał ją Minho, niemal wyrywając podtrzymującemu ją Hal'owi rękę.
- Matko, ty wiesz jak się martwiliśmy?! Ty głupia, głupia babo!
Do uścisku przyłączył się Thomas, a po nim Patelniak.
- Moja dziewczynka się obudziła! Nigdy więcej nie rób nam takich hocków-klocków!
Kiedy ją wypuścili, znów została zamknięta w niedźwiedzim uścisku.
- Jak dobrze widzieć cię przytomną - wyszeptał Jeff.
- Też się za wami stęskniłam - wtuliła się w niego.
Plaster dał jej odetchnąć. Przed oczami mignęła jej jeszcze jedna twarz.
Newt patrzył na nią z, wydawało się, lekkim gniewem. Poczuła jak kurczy sie w sobie i już była gotowa przepraszać go za wszystkie grzechy świata, kiedy stanowczym krokiem podszedł i przytulił mocno do siebie.
- Kretynka - mruknął w jej włosy.
- Pajac - ukryła twarz w jego koszuli. Jak dobrze było ich wszystkich widzieć, żywych, zdrowych. Tak bardzo za nimi tęskniła.
Rodzina. Jedną straciła, ale druga wciąż stała z nią ramię w ramię. Zapomniała o niesnaskach, o nieprzespanych nocach w Ciapie. Była tam, z nimi. Rosła w siłę.
Kiedy przebiegła po twarzach zebranych, zdała sobie sprawę, że jednej brakuje. Zmarszczyła nos i zwróciła się do Minho.
- Gdzie jest Alby?
Azjata zagryzł wargę i podparł się rękami pod boki.
- Ze Zwiadowcami. Szuka Gally'iego.
Znów ściągnęła brwi.
- Gally'iego? A niby gdzie on mógł zniknąć?
- Nikt nie widział go od dwóch dni - powiedział poważnym tonem. Ścisnął palcami nasadę nosa. - Niech to wszystko szlag. Ten pacan gdzieś zniknął, ciebie użądliło, Pudło nie przyjechało...
Otworzyła szeroko usta.
- Miesiąc... - nie mogła wykrztusić z siebie słowa. -...już się skończył?
CZYTASZ
|THE INDESTRUCTIBLE|
FanficŚwiat oszalał. Trawi go susza, głód i choroba, która zabija. Choroba, która zdaje się być niezwyciężona. Tylko nieliczni są w stanie wyrwać się z jej szponów, balansować na krawędzi. Są nadzieją, kołem ratunkowym ludzkości, towarem pożądanym w sfera...