17.

3K 164 93
                                    

#ZostawŚlad

Otworzyła oczy, gdy pierwsze promienie słoneczne ogrzały jej twarz. Rozejrzała się po pokoju. Clinta i Jeffa nie było w środku. Pewnie jeden z nich poszedł do Alby'iego, a drugi opatruje jakiegoś pechowca.

Chciała usiąść, ale jej mięśnie odmawiały posłuszeństwa. Czuła się jak szmaciana lalka. Uderzyła pięścią w materac, klnąc siarczyście na cały głos. Zaraz tego pożałowała, gdy poczuła pieczenie w gardle. Zakaszlała, zasłaniając usta dłonią, na której pojawiła się ślina zmieszana z krwią.

- O cholera - wyszeptała.

Drzwi otworzyły się, cicho skrzypiąc. Do środka zajrzeli Hal i Minho.

- Czemu tak klniesz kobieto? Bóldożercy cię usłyszeli i uciekli w popłochu. Nie będzie kolacji - westchnął teatralnie.

- Lepiej dla ciebie, grubasku - wychrypiała.

- Wypraszam sobie! Ja niby gruby...

- Zawrzyj twarzostan - powiedział stanowczo Hal, po czym zwrócił się do Victorii. - Jak się czujesz?

Uniosła kciuk do góry, bo nie mogła już wykrztusić słowa.
Przypomniała sobie wczorajszą noc i przymknęła oczy, wzdychając. Było jej wstyd, że straciła kontrolę, że przestraszył ją koszmar. Czuła się jak małe dziecko, którym ktoś ciągle musi się zajmować.

Przed oczami znów miała obraz tego mężczyzny o okrutnym uśmieszku i szczurowatej twarzy. Dobrze, że w Strefie są prysznice, bo nie wiedziała, czy byłaby w stanie choćby spojrzeć na wannę.
Pamiętała siebie z tego snu. Pobita, zmęczona, ale mimo to nie do złamania. Z jednej strony była dumna. Cieszyła się, że Stwórcy nie odebrali jej tego uporu, przynajmniej miała pewność, że wciąż była sobą, nawet po praniu mózgu.

- Victoria?

Minho pstryknął jej palcami przed twarzą. Oprzytomniała. Spojrzała na niego pytająco.

- Nie słuchałaś, racja?

- Wybacz, zamyśliłam się - odkaszlnęła. - Coś mi się przypomniało.

Hal i Minho popatrzyli po sobie. Dziewczyna nie dostrzegła tej szybkiej wymiany spojrzeń.

- Pytałem, czy czegoś potrzebujesz.

Pokręciła głową. Nagłe coś sobie uświadomiła.

- Zaraz, czy wy nie powinniście być w labiryncie? - wychrypiała tak cicho, że musieli podejść nieco bliżej.

- Wybiegamy później - oznajmił Minho. - Pewien blondas chciał, żebyśmy sprawdzili jak się czujesz.

- Clint, oczywiście - uściślił Hal.

Uniosła brwi, uśmiechając się lekko. Skinęła głową.

- Dobra, my się zbieramy. Vivi, masz odpoczywać, zrozumiano?

Chyba oczywistym było, że Victoria nie zamierza przesiedzieć całego dnia w łóżku, jak słabiutki kanarek w swojej klatce. Nie zdążą nawet dojść do wrót, jej już nie będzie w lecznicy.

- Zrozumiano - odpowiedziała chrapliwie, przewracając oczami.

Chłopcy skinęli głowami, kierując się w stronę drzwi.

- Hal.

- Tak?

- Uważajacie na siebie.

°°°

Obrała za cel niewysokie drzewo, trzydzieści metrów od niej. W jej dłoni połyskiwała dostojna, idealnie wyważona broń. Chłodna klinga działa na nią kojąco. Znów czuła kontrolę, znów czuła się silna. A przede wszystkim bezpieczna.

|THE INDESTRUCTIBLE|  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz