Rozdział #7

44 6 2
                                    

  Wsiedliśmy do Mustanga Drake'a. Lepiej jeżeli samochód mojego brata nie pojawi się już dzisiaj w mieście. Drake włączył nawigację i ruszył w kierunku jednej z ciekawszych dzielnic tego cholernego miasta. Ta okolica jest nam dobrze znana. Bardzo często mamy tu zlecenia, choć czasami się co do tego nie dziwie. Ci którzy mają hajsu jak lodu najczęściej padają ofiarą morderstwa. Jechaliśmy spokojnie drogą słuchając przy tym muzyki z radia. Drake wystukiwał rytm piosenki palcami o kierownice. Sean siedział obok niego zagapiony w szybę, Dimitry siedział praktycznie nie ruchomo, a ja, no cóż, robiłam dokładnie to samo co mój brat. Po chyba godzinie jazdy Drake oznajmił, że jesteśmy na miejscu. Gdy samochód stanął, a silnik zgasł opuściliśmy wnętrze pojazdu. Naszym oczom ukazała się wysoka brama i równie wysoki mur wykonany z białej cegły. Chłopaki obrzucili mur spojrzeniami. Takie mury to dla nas pestki, w sumie oprócz srebra nic nie jest w stanie nas powstrzymać. Drake uśmiechnął się szyderczo i wziął rozbieg, by po chwili zgrabnie przeskoczyć na drugą stronę bramy, podobnie zrobił Sean tyle że ten zrobił salto. Mi również sprawnie poszło pokonanie muru. Czekaliśmy już tylko na Dimę, który ku naszemu zaskoczeniu również przeskoczył mur.

    Drake szedł w kierunku drzwi do domu, gdy stanął i wciągnął powietrze do płuc. Zrobiłam to samo i poczułam zapach... cholera... psów. No cóż. Można było się łatwo domyśleć. Zielonooki chyba domyślił się, iż także wyczułam psy, ponieważ spojrzał na mnie i posłał mi znaczące spojrzenie.

- Ja się zajmę pchlarzami, a wy idźcie dorwać nasz cel - powiedział, a jego tęczówki przybrały złoty kolor

   Sean skinął głową i wraz z Dimitrim podeszli do drzwi frontowych. Zaczęli coś grzebać przy zamku podczas, gdy ja przyglądałam się poczynaniom Drake'a. Usłyszałam dziwny dźwięk, a gdy spojrzała w miejsce z którego owy dźwięk dochodził zobaczyłam automatyczną bramkę, która bardzo powoli przesuwała się w, z tej perspektywy, prawą stronę. Kilka sekund potem stała otworem, a zza niej wyskoczyły cztery dobermany. Drake prychnął tylko rozbawiony, podczas gdy jego kły i pazury ujrzały światło dzienne. Chłopak wydał z siebie potężny ryk w chwili, gdy psy ruszyły w jego stronę. Raptem minutę po ryku Drake'a wszystkie cztery spieprzyły z piskiem z powrotem za bramkę. Pokiwałam głową z uznaniem. Drake wrócił do normalnego ludzkiego wyglądu po czym poprawił sobie włosy. Na jego twarzy widniał triumfalny uśmieszek. 

Wataha MordercówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz