Rozdział #24

31 5 5
                                    

Carlos opuścił wnętrze swojego auta i podszedł do naszego rozmówcy. Brunet tylko uśmiechnął się do wampira i wyciągnął do niego dłoń, którą nasz szef ochoczo chwycił. Po szybkim przywitaniu obaj spojrzeli w naszą stronę.

- Widzę Carlos, iż twoja grupa się trzyma póki co. - rzucił nagle szef grupy, która uratowała mnie i Drake'a.

- Do czego zmierzasz? - zapytał Carlos wyraźnie zdziwiony.

- Od kiedy organizacja pozwoliła na wycofywanie się z interesu kilka grup się rozpadło. - odpowiedział wilkołak.

Słuchałam ich rozmowy nieco zdziwiona. Z jednej strony jednak rozumiała niektórych, którzy się wycofali. By mieć taką robotę trzeba mieć naprawdę dużo odwagi lub być kompletnym idiotą czy samobójcą. Tutaj codziennie mogłeś wyjść z domu i już do niego nie wrócić, a mimo to ta robota sprawiała przyjemność. Wszystko dlatego, że z czasem psychika się zakrzywiała, rozum powoli milkł, a serce biło szybciej na myśl o kolejnym zadaniu.

- No dobra. - dobiega mnie nagle głos Carlosa. - Drake, Luna możecie się zmywać za nim zjedzie się tu więcej tej ludzkiej hołoty.

Wraz z Drake'em skinęliśmy głowami. Potem każde z nas poszło w stronę swojego pojazdu, niedługo potem oboje przemierzaliśmy główną ulice miasta. Przy każdym skrzyżowaniu rozglądałam się, by mieć pewność, że nikt za nami nie jedzie. Ostrożności nigdy za wiele. Dwadzieścia minut później byliśmy już pod moim domem, gdzie odstawiłam motocykl do garażu i ogarnęłam się odrobinę, by potem wrócić do Drake'a.

***

Całą grupą siedzieliśmy właśnie nad jeziorem. Ja i Drake opowiedzieliśmy reszcie o starciu z łowcami i rozmowie Carlosa z drugim z bossów. Cała obecna tam oprócz nas dziewiątka wysłuchała naszej historii. Dodatkowo tak jak i ja byli zdziwieni tym ile osób wycofało się z interesu. Choć po upływie kilku minut zauważyłam zawahanie na twarzach kilku moich chłopców. Szczególnie u Troy'a, który w zamyśleniu wpatrywał się w wodę. Podobne odczucia najwyraźniej miał mój brat, który patrzył tempo przed siebie. Josh i Brian również wgapieni byli w tafle wody. Po ich spojrzeniach udało mi się wywnioskować, iż wszyscy byli teraz w rozsypce. Spojrzałam na mojego brata, a on najwyraźniej czując na sobie moje spojrzenie popatrzył na mnie.

- Okey - odezwał się nagle Ein, wstając - powiedzmy to wprost. Kto chce się wycofać? Tylko szczerze, nikt was za to nie pobije, to wasza decyzja.

Wszyscy popatrzyliśmy na niego. Chłopak o niebieskich pasemkach patrzył na nas, jakby szukał zawahania na naszych twarzach. Po kilku minutach z miejsca podniósł się, ku naszemu zdziwieniu, Troy. Ein popatrzył na przyjaciela z szeroko otwartymi oczami, jego zaskoczenie było jednak uzasadnione.

- O... Okey. Ktoś jeszcze?

Mój brat patrzył na mnie cały czas. Po chwili zrobił coś, za co będę mu wdzięczna do końca naszych dni - podniósł się z miejsca, dając do zrozumienia, że podziela decyzję Troy'a. Ein oraz kilku chłopaków spojrzało na niego dziwnie.

- Sean, ty też? - rzucił Ein wyraźnie zaskoczony.

- Normalnie bym tego nie zrobił, ale patrząc na to w jakiej sytuacji się znalazłem wolę nie ryzykować. Nie chcę, by Luna została sama, gdyby doszło do ponownego postrzelenia, więc robię to dla niej. - mówił z przekonaniem, patrząc na mnie.

Uśmiechnęłam się do brata lekko, a on odwzajemnił. Ostatecznie ustaliliśmy, że Troy i Sean pójdą jutro do Carlosa i złożą rezygnacje. Potem najpewniej wyjadą i zaczną żyć od nowa. W innym miejscu, jako ktoś inny. Wiedziałam, że będę tęsknić za bratem, ale nie chciałam, by zginął podczas, którejś z akcji, nie chciałam go stracić. Był moją jedyną rodziną po śmierci rodziców. Po kilku długich chwilach rozmów postanowiliśmy ten ostatni raz zrobić sobie wspólną imprezę nad jeziorem. A to co działo się później, było czymś nie z tej ziemi.

Wataha MordercówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz