Rozdział #10

46 5 0
                                    

  Chodziłam właśnie po pozostałościach domu, gdy usłyszałam szelest. Rozejrzałam się dookoła, jednak nie widziałam niczego podejrzanego. Postanowiłam to zignorować. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam dalej "zwiedzać" wioskę widmo. Zeskoczyłam z tego co niegdyś było domem mieszkalnym i ruszyłam drogą przed siebie. Nagle dostrzegłam w krzakach interesujący obiekt. Tak więc wlazłam w owe krzaki i ruszyłam w kierunku obiektu. Zaledwie kilka minut potem znalazłam się przed czymś co przypomniało mały zamek. Dosłownie. Co prawda połowa budynku dawno przestała istnieć na co wskazują mech i trawa porastające stos cegieł, ale co tam. Odszukałam wejście do ruin, by potem wgramolić się do wewnątrz budynku. Gdy weszłam do środka zastałam widok podobny co na zewnątrz, w skrócie: totalną ruinę.

  Chodziłam po tych ruinach i rozglądałam się za czymś ciekawym. Choć czy może być coś ciekawego w starych ruinach? Być może. Ustałam na desce, który oparta była o pozostałości murku. Gdyby ktoś tak teraz skoczył na drugi koniec tej deski to zadziałaby jak katapulta. Stałam spokojnie na tej desce, aż tu nagle jeb. Wyleciałam na co najmniej metr w górę, na całe szczęście jako wilkołak jestem bardzo zwinna, więc bez żadnego problemu wykonałam w powietrzu salto dzięki czemu zamiast wylądować twarzą na ziemi wylądowałam na równych nogach. Otrzepałam się i spojrzałam w stronę, z której mnie przed chwilą wystrzeliło. Na murku siedział zielonooki brunet ze złośliwym uśmiechem na twarzy.

- Troy ty kretynie! - warknęłam

- Ładny lot Luna. Lądowanie już mniej, ale trudno - zaśmiał się

Prychnęłam i przewróciłam oczami. Troy zszedł z murku i podszedł do mnie. Skrzyżowałam ręce na piersi i spojrzałam na niego wściekle. Troy z całej naszej jedenastki jest najbardziej wkurzający, ale za to w walce bronią białą radzi sobie doskonale.

- Po co przyszedłeś? Bo jeśli mnie wkurwić to ci się udało - powiedziałam zirytowana

- To też, ale głównie przyszedłem po to aby ci przekazać, że masz wziąć dupe w troki i stawić się u Carlosa - powiedział, poprawiając sobie włosy

- Po co? - uniosłam brew

- Podobno dostał cynk od centrali, że ktoś zaczyna na nas polować - powiedział

- Że jak?! - spojrzałam na niego z szeroko otwartymi oczami

- Wiesz mi lub nie, ale zareagowałem podobnie do ciebie - przymknął oczy

- Cholera - mruknęłam

- Dlatego właśnie kazał mi cię sprowadzić, by ustalić co z tym zrobimy - otworzył oczy i się wyprostował

  Skinęłam głową i ruszyłam za Troy'em. Czekała nas półgodzinna wędrówka. Niestety żadno z nas nie pomyślało aby wziąć samochód lub motor.

- A tak w ogóle to, czy któryś z was nie mógł zadzwonić? - zagadnęłam

- W sumie to tak, ale że akurat byłem w pobliżu to pomyślałem, iż po ciebie przyjdę, a przy okazji cię powkurzam - wyszczerzył się do mnie

- Palant - walnęłam go w ramię

Szliśmy sobie spokojnie. W końcu po pół godzinnej wędrówce dotarliśmy do starego dworku, który służy nam za miejsce spotkań z szefem. Weszliśmy do zmęczonego życiem budynku, a potem do pomieszczenia, które jest biurem Carlosa. Tam ujrzeliśmy kilku chłopaków z naszej ekipy, w tym mojego brata. Spojrzałam w stronę wampira stojącego przy oknie. Jego wyraz twarzy mówił wszystko. Sytuacja była wyraźnie nie ciekawa. Niestety. Okazało się, że co do tego miałam rację...

Wataha MordercówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz