Rozdział #19

25 5 1
                                    

Moja odpowiedź sprawiła, iż chłopak uśmiechnął się od ucha do ucha. W sumie sama była szczęśliwa. Spojrzałam na Drake'a, jego zielone oczy biły teraz blaskiem. Widok tego jak bardzo jest szczęśliwy sprawiał mi ogromną przyjemność. Nagle czarnowłosy zrobił coś czego się zupełnie nie spodziewałam. Pochylił się nagle nade mną i złożył na moich ustach pocałunek. Nie powiem, że nie wiedziałam co mam robić bo tak nie było. Nie był to pierwszy raz, gdy z kimś się całowałam. Lekko zdziwiona oddałam pocałunek. Zarówno Drake, jak i ja byliśmy tak pochłonięci sobą, iż nie usłyszeliśmy, że jego telefon dzwoni. Na szczęście mój też zaczął wydawać z siebie dźwięki. Oderwałam się więc od ust chłopaka i chwyciłam za telefon. Na wyświetlaczu zobaczyłam numer Eina. Odebrałam szybko.

- No co jest? - powiedziałam, gdy upewniłam się, że chłopak mnie słyszy.

- Luna? Mamy problem. - po tych słowach zmarszczyłam brwi.

- O co chodzi Ein? Jaśniej trochę. - rzuciłam.

- Pamiętasz, że twojemu bratu zepsuł się samochód? To był tylko pretekst, by ci łowcy mogli wywabić go z domu.

Po słowach chłopaka otworzyłam szerzej oczy. Powoli w mojej głowie układało się to o czym mówił. Niedługo potem dotarło do mnie o co chodzi. Jednak pomimo tego, że już znałam odpowiedź na swoje pytanie czekałam, aż Ein wszystko mi wyjaśni, by mieć pewność, że napewno dobrze wszystko zinterpretowałam.

- C... Co z nim? - zająknęłam się.

- Został postrzelony, w porę udało mu się schować za samochodem i zawyć, a gdyby nie to, że Dimitry kręcił się po lesie i go usłyszał już by nie żył. - dokończył Ein, a mi po części zrobiło się lżej na sercu. Bałam się bowiem, iż mojego brata spotkało najgorsze. Gdy mój przyjaciel wytłumaczył mi wszystko włącznie z tym, gdzie obecnie się wszyscy znajdują wraz z Drake'em ruszyliśmy do jego samochodu, by potem ruszyć w kierunku mojego domu, gdyż właśnie tam znajdował się mój brat.

Sean

Po tym jak Luna wyszła z domu chciałem jeszcze raz sprawdzić ten cholerny samochód. Wyszedłem z domu i poszedłem do garażu, gdy jednak otworzyłem maskę i miałem już zabrać się do roboty niesamowity ból przeszły całe moje ciało. Padłem na ziemię i wtedy też zobaczyłem iż oberwałem w nogę. Zaledwie kilka sekund potem z pobliskiego domu wyszło kilku tych całych pseudo łowców. Bez chwili wahania wczołgałem się za samochód i zawyłem głośno z nadzieją, że ktoś mnie usłyszy. Gdy przestałem wyć zobaczyłem, że ludzie są już na terenie mojego domu. Szukali mnie. Z jednej strony wydawało mi się to idiotyczne, ponieważ któryś z nich musiał przecież widzieć, że wczołgałem się w głąb garażu, ale wszystko wskazywało na to, że to banda idiotów, która nie umie upilnować nawet rannej ofiary.

- Gdzieś tu musi być, raczej nie zwiał zbyt daleko z przestrzeloną nogą. - mówił jeden z nich, gdy przechodził obok garażu.

Kretyn. Oparłem głowę o samochód i sprawdziłem ranę. Niestety mocno krwawiła, a sądząc po bólu jaki czułem kula musiała siedzeć dość głęboko. Wiedziałem że jeśli mi zaraz ktoś nie pomoże umrę, gdyż organizm zatruje mi srebro z pocisku. Jak na swoje nieszczęście usłyszałem kroki, co gorsza ten kogo usłyszałem coraz to bardziej się do mnie zbliżał. Zdawałem sobie sprawę, że jeśli mnie znajdzie to koniec. Modliłem się w duchu by jednak ktoś usłyszał moje wycie i przybiegł mi na pomoc, szanse na to były marne. Kroki stawały się głośniejsze, plama z krwi na podłodze garażu coraz większa, a mnie coraz to bardziej opuszczała nadzieja. W końcu jeden z tych tak zwanych łowców stanął przede mną z bronią przygotowaną do oddania strzału. Patrzył na mnie z determinacją.

- No i co teraz wilczku? Nikt ci nie pomoże. - mówił uśmiechając się szyderczo.

- Nie był tego taki pewien. - za jego plecami usłyszałem głos Dimitry'ego.

Nim facet zdążył się odwrócić dostał w łeb z metalowej belki. Kiedy padł jak długi Dima i ku mojemu zdziwieniu Ein podeszli do mnie i pomogli mi wstać. Gdy mnie podnosili jęknąłem z bólu.

- Gdzie dostałeś? - zapytał Ein.

- W lewą nogę. - odpowiedziałem.

- Kurwa. Dimitry zajmij się tymi kurwiarzami, a ja go stąd zabiorę.

Platynowy blondyn tylko skinął głową i ruszył w kierunku łowców. Chłopak bez chwili wahania wyciągnął broń, którą z tego co zauważyłem zawsze ma przy sobie i strzelił do pierwszego z łowców, oczywiście trafił go w sam środek głowy, pozbawiając go tym życia. Przez ten czas Ein zdążył mnie podnieść. Zarzuciłem mu ręke na kark dzięki czemu łatwiej było mi iść. Staraliśmy się oddalić jak najszybciej, gdyż póki co łowcy zajęci byli naszym ślepym strzelcem. O dziwo dość sprawnie nam to szło choć ja miałem do dyspozycji tylko jedną noge. Kilkanaście minut później szliśmy już lasem. Pocieszający był fakt, że dworek, do którego zapewne prowadził mnie Ein nie był zbyt daleko od mojego domu, jeśli się szło skrótem przez las oczywiście. Po kilku krokach wręcz syknąłem z bólu.

- Wytrzymaj stary, już nie daleko. - Ein próbował mnie podnieść na duchu, co szczerze mówiąc marnie mu wychodziło.

Na nasze szczęście Carlos wiedział, że jestem ranny i wysłał do nas Briana. Chłopakom we dwóch owiele sprawniej szło przenoszenie mnie w bezpieczne miejsce. Po kilku metrach byliśmy już w dworku, gdzie położyli mnie na starym stole. Kula tkwiła głęboko w tylnej części mojego uda, przy czym ból był nie do zniesienia. Carl szybko złapał nóż i rozciął nogawke spodni, by potem zacząć grzebać coś przy ranie postrzałowej. Gdy w końcu udało mu się dostać do kuli chwycił za nią szczypcami i pociągnął mocno. Syknąłem z bólu, Carl nie robiąc sobie z tego nic polał mi ranę tojadem. W tym momencie miałem ochotę wyrwać deskę z rozpadającej się i tak podłogi i wypierdolić komukolwiek w moi otoczeniu.

Musiałem tak leżeć na tym stole, aż rana nie odkazi się do końca, oczywiście cały ten proces był cholernie bolesny, a mi nie wolno było nawet drgnąć. Wszystko mi zdrętwiało, więc nie był to duży problem. Nagle do pomieszczenia, w którym leżałem wpadła Luna. Dziewczyna odetchnęła z ulgą widząc, że żyje, a rana jest już opatrzona.

Wataha MordercówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz