Rozdział #11

41 6 1
                                    

Wzrok wampira powędrował ma mnie i na Troy'a. Mężczyzna patrzył na nas przez dłuższą chwilę, by potem westchnąć i opaść na krzesło. Carlos jęknął cicho i przetarł twarz dłońmi. Zerknęłam na Briana, który z co najmniej osłupieniem patrzył na kalendarz. Niedługo potem przekonałam się czemu.

- Okey. Nie będę ukrywał, że nasza sytuacja jest poprostu tragiczna. - odezwał sie nagle nasz przełożony, a wzrok wszystkich zebranych w gabinecie powędrował na niego.

- Czyli te plotki, które od jakieś czasu krążyły po korporacji to jednak prawda? - dobiegł mnie głos Eina.

- Obawiam się, że tak - wampir odpowiedział na pytanie chłopaka - jeśli wierzyć tym plotkom, to od teraz po mieście będzie krążyć banda uzbrojonych ludzi, gotowych wpakować każdemu z nas kulkę w łeb.

Słysząc te słowa spojrzałam na wampira, podobnie Troy. Potem zerknęłam szybko na pozostałych. Wszyscy milczeli. Drake i Sean trwali w zamyśleniu, Dimitry przecierał oczy. Widocznie nikt nie wiedział co powiedzieć.

- Za kilka dni pełnia. - Powiedział szybko Brian.

Wszyscy, łącznie z Carlosem, spojrzeliśmy na chłopaka. Ten najpierw rozejrzał się dookoła by potem na nowo utkwić wzrok w podłodze. Spojrzałam szybko na kalendarz wiszący na ścianie. Brian miał rację. Za dokładnie cztery dni miała być pełnia. Każde z nas wiedziało co to oznaczało. Carl widząc dosłowny strach w naszych oczach westchnął ponownie i wstał z krzesła, na którym do tej pory siedział.

- Okey. Posłuchajcie mnie. - powiedział wampir - narazie róbcie swoje, a ja coś wymyślę. Poprostu zdajcie się na mnie, a tym czasem wracajcie do domów i zacznijcie przygotowywać się na pełnię księżyca.

Na jego słowa wszyscy jak jeden mąż skinęliśmy głowami i zaczęliśmy opuszczać wnętrze starego budynku jakim był dworek, który służył nam za miejsce spotkań z szefem. Będąc na zewnątrz wszyscy się pożegnaliśmy, a potem każdy wsiadł albo do samochodu, albo na motor. Ja oczywiście jechałam z bratem, więc szybko wgramoliłam się do jego czerwonego BMW, a po chwili do wnętrza auta wszedł również mój brat. Kilka chwil potem byliśmy w drodze do domu. Przez cały czas miałam oczy wlepione w widok za szybą, przy czym trwałam w zamyśleniu.

- O czym tak rozmyślasz? - usłyszałam nagle.

Odwróciłam głowę w stronę brata. Jedną rękę trzymał na kierownicy, podczas gdy drugą na dźwigni od skrzyni biegów. Był skupiony na drodze, a mimo to cierpliwie czekał na moją odpowiedź na zadane przez niego pytanie.

- O tym co powiedział Carlos, wiesz, o tych ludziach, którzy mają na nas "polować". - Odpowiedziałam na pytanie Seana.

- Wiesz mi. Mnie bardziej martwi pełnia niż banda uzbrojonych idiotów. - Mówiąc to zmienił bieg.

Wcale mu się nie dziwiłam. W pełnię mój starszy brat nie jest sobą. Wystarczy najmniejszy szmer czy świst by wyprowadzić go z równowagi, a co za tym idzie narazić się na atak z jego strony. Zazwyczaj na kilka godzin przed wieczorem Sean wychodzi z domu, by wrócić dopiero rano. Wówczas ja zostaje sama jak palec, a samotność i ja się raczej nie lubimy. Dlatego też wizja kolejnej samotnie spędzonej pełni nie była zbyt przyjemnym scenariuszem, choć z drugiej strony trochę zaniedbałam moją drugą formę, więc przemiana będzie naprawdę dobrym pomysłem. Tak się rozmarzyłam w temacie pełni, że nie zauważyłam kiedy coś wielkiego wypadło na drogę. Sean w ostatniej chwili wbił hamulec w podłogę dzięki czemu samochód raptownie zatrzymał się. Gdy jednak cały dym, który pojawił się pod wpływem tego, iż opony rozpędzonego samochodu zmieliły asfalt opadł dziwnego stwora już nie było na drodze.

- Co to kurwa było?! - Krzyknęłam.

- Nie mam pojęcia i raczej nie chce się o tym przekonywać. - Rzekł mój brat, niespuszczając wzroku z drogi.

Zamrugałam i wyjrzałam przez okno. Co tu się odwala? I co to do ciężkiej cholery było?

Wataha MordercówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz