Rozdział #14

39 5 1
                                    

W dalszym ciągu siedzieliśmy pod oknem. Kolejne kule przebijały się przez dziurawą już i tak szybę. Dziwiło mnie, że marnowali amunicję na strzelanie w ściany dworku. Nagle strzały ustały. Chyba zorientowali się, że nakurwianie w budynek nie ma żadnego sensu, i tak by nas przecież nie trafili. Chciałem wstać, by wyjżeć przez okno i zorientować się w sytuacji, ale Carlos mnie powstrzymał. Po chwili dotarło do mnie, że gdybym wstał to z całą pewnością zarobiłbym kulkę w łeb. Zacząłem więc rozmyślać co moglibyśmy zrobić, by wyjść z tego cało. Nic nie przychodziło mi jednak do głowy.

- Mamy jakąś broń? - zapytałem w końcu.

- Nie, cała broń jaką posiadam została w moim aucie. - odpowiedział mi wampir.

- A gdzie zostawiłeś samochód? - dopytałem.

- Na skraju lasu.

- No to pięknie. - rzuciłem i uderzyłem głową w ścianę.

Naszą aktualnie jedyną gwarancją na przeżycie było mieć nadzieję, że za chwilę do budynku nie wparuje banda uzbrojonych ludzi i nie rozstrzela nas, jak to robiono za czasów wojny. Modliłem się też w duchu by Luna zaniepokoiła się tym, że nie ma mnie jeszcze w domu i chociażby zadzwoniła. Moje modlitwy chyba zostały wysłuchane, gdyż po paru minutach usłyszałem dziwny odgłos, a gdy rzuciłem okiem na pobliski stolik zobaczyłem swój telefon. Podczołgałem się do rzeczonego stolika i chwyciłem telefon. Na wyświetlaczu widniało zdjęcie mojej siostry, uradowany odebrałem.

- Sean? Gdzie ty do cholery jesteś? - usłyszałem głos Luny.

- Luna! Szybko! Zbierz chłopaków i migiem do bazy! - wykrzyczałem.

- Czekaj... Wolniej. Co się dzieje?

- Strzelają do nas! - wciąż krzyczałem.

- O kurwa. Dobra spokojnie brat, zaraz będziemy. - powiedział, po czym się rozłączyła.

Gdy tylko odsunąłem telefon od ucha usłyszałem świst tuż nad głową. Spojrzałem w górę i wówczas zobaczyłem dziurę w ścianie.

Luna

Rozłączyłam się i w pośpiechu pobiegłam na górę do swojego pokoju, skąd zabrałam gnata i nóż. Potem zbiegłam z powrotem na dół, chwyciłam za telefon i zaczęłam wydzwaniać do chłopaków. Udało mi się dodzwonić do wszystkich poza Joshem. Nie ważne, ośmiu wystarczy. Niedługo potem Drake pojawił się pod moim domem. Bez chwili wahania wybiegłam z domu i szybko wsiadłam do samochodu wcześniej wspomnianego wilkołaka.

- Jak najszybciej do bazy. - powiedziałam, zapinając pas.

Chłopak jedynie skinął głową i ruszył na piskach. Przy najbliższym zakręcie dołączyła do nas reszta ekipy. Nie wiem ile jechaliśmy, ale dość szybko znaleźliśmy się na skraju lasu, gdzie wszyscy opuścilyśmy samochody i zgarneliśmy broń. Teraz trzeba było tylko omówić jakiś plan na szybko.

- Ej ekipa. - dobiegł nas nagle głos Troy'a.

Odwróciłam głowę w stronę chłopaka i wówczas ujżałam stojące w krzakach dobrze mi znane granatowe Porsche.

- Czyż to nie samochód Carlosa? - zagadnął Ein.

- W rzeczy samej. - odpowiedział mu Dimitry.

- O cholera, dobra trzeba się streszczać. - rzucił Drake.

- Czekaj, a co z planem? - Brian spojrzał na Drake'a.

- W dupie z tym!

- Czyli co? - wtrącił Troy. - mamy tam wbić na pałę? Bez planu ani nic?

- A co robimy za zwyczaj? Czekamy, aż ktoś wymyśli co robić? Nie.

- Fakt. - mruknął Troy.

- Nie ma czasu, pośpieszmy się bo zrobią z nich ser Szwajcarski. - powiedziałam, przeładowując broń.

Grupka chłopaków zaprzestała dyskusji i wszyscy wspólnie ruszyliśmy do bramy dworku. W międzyczasie od grupy odłączył się Ein. Chłopak bowiem słynie z sokolego oka, tak więc zapewne miał zamiar pobawić się w snajpera. Kilka minut później znaleźliśmy się pod murem, który odgradzał dworek od lasu. Cała nasza ósemka stanęła w jednym rzędzie, przy samej bramie był Drake, który odliczał na palcach od pięciu w tył. Gdy skończył rzuciliśmy się do biegu, już po przekroczeniu bramy zaczęła się niezła jatka. Dzięki wilczemu refleksowi żadno z nas nie oberwało ani razu, nasi przeciwnicy zaś padali jak kaczki. Kilku z nich zdjął nasz snajper.

Zostało ich dwóch. Obydwu trzymaliśmy przy ścianie. Jeden z nich miał wykręcone nadgarstki i wbite w nie szpony Drake'a, który akurat trzymał gościa by ten nie nawiał. Drugi z ludzi stał przodem do nas i bacznie nas obserwował. Sean patrzył na tych gości z wręcz nienawiścią. Mój brat, gdy zorientował się, że odsiecz nadeszła obezwładnił jednego z ludzi i zabrał mu broń, dzięki której sam zastrzelił kilku z nich. Dwóch z nich zatrzymaliśmy przy życiu by dowiedzieć się kilku istotnych informacji.

- Dobra załatwmy to szybko i się rozejdźmy. - rzekł Carlos. - a więc kto was tu przysłał? - wampir zwrócił się do naszych jeńców.

Żaden z nich nie odpowiedział. Carlos westchnął zirytowany zaistniałą sytuacją.

- Zapytam jeszcze raz. Kto was przysłał? - Carl cierpliwie czekał na odpowiedź, której mógł ponownie nie uzyskać.

- Wolę zginąć niż cokolwiek powiedzieć. - odezwał się nagle jeden z nich, a konkretnie ten trzymany przez Drake'a.

- Mogę Ci to załatwić, jak będzie trzeba osobiście skręce ci kark. - warknął Drake.

Usłyszałam za plecami westchnięcie, które ewidentnie należało do Dimitry'ego. Widzę że nie tylko mnie cała ta sytuacja zaczyna nudzić. Nasz przełożony jeszcze kilka razy próbował wyciągnąć coś z tych ludzi, jednak zarówno ja, jak i reszta wiedzieliśmy, iż to nie ma dalszego sensu bo i tak nic nie powiedzą.

- Szefie. - zwróciłam się w końcu do Carla. - to nie ma sensu, przecież i tak nie puszczą pary z ust.

Wampir westchnął, ale skinięciem przyznał mi rację. Chwilę później kazał Drake'owi i mojemu bratu zająć się delikwentami. Reszta z nas miała się upewnić, że nie przybędzie do nich wsparcie. Na szczęście okazało się, że nie przygotowali się na sytuację taką jak ta. Jakieś trzy godziny później wszyscy wróciliśmy do siebie. Aktualnie siedziałam u siebie w pokoju, gdy zachciało mi się pić. Wstałam więc z łóżka i zeszłam na dół. Będąc w drodze do kuchni poczułam dobrze znany mi zapach, ruszyłam więc za nim, a gdy znalazłam jego źródło wiedziałam iż się nie pomyliłam.

- Miałeś nie palić. - powiedziałam i spojrzałam z wyrzutem na brata, którego zastałam przed domem z papierosem w dłoni.

- Wybacz Luna. Nie umiem inaczej odreagować. - powiedział po czym poraz kolejny się zaciągnął.

Popatrzyłam przez dłuższą chwilę na Seana. Mój brat dużo przeszedł o czym mogły świadczyć blizny na całym jego ciele. Najgorsze jednak były te, które miał na plecach. Były to długie cienkie linie, blizny po oparzeniach, a także dość spore wgłębienia w skórze. Wszystko to jest śladem po tym co zrobili mu ludzie, między innymi dlatego tak bardzo ich nienawidzi. Stałam przed domem i patrzyłam na zachodzące słońce. Ciekawe ile jeszcze takich zachodów będzie dane mi zobaczyć?

- Chcesz? - usłyszałam nagle. Spojrzałam więc na brata, który w wyciągnętej w moim kierunku dłoni trzymał papierosa.

Bez chwili wahania wzięłam papierosa do ręki i zaciągnęłam się, by następnie oddać go bratu i wypuścić dym z ust. Dym nie robił mi różnicy, gdyż kiedyś sama paliłam nałogowo, jednak gdy poznałam Drake'a jakimś sposobem udało mi się wyjść z nałogu.

Wataha MordercówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz