Rozdział #27

17 2 0
                                    

Łucznik wniósł mnie do budynku dworku na polecenie Carlosa i tam ułożył na metalowym stole, jaki się tam znajdował. Wampir podciągnął moją i tak podartą już bluzkę do góry i rozciął delikatnie bandaż.

- Paskudna szrama, co cie tak urządziło Luna? - Zapytał Carlos, wyrzucając zużyty bandaż.

- Wiem, że zabrzmię jak wariatka, ale zaatakował mnie jakiś zmutowany niedźwiedź. - Odpowiedziałam, jednak chyba nie takiej odpowiedzi spodziewał się Carlos.

- Zmutowany niedźwiedź? Dobrze się czujesz?

- Stety niestety jestem zmuszony potwierdzić tego niedźwiedzia. - Odezwał się nagle łucznik, który cały ten czas stał oparty o ścianę i przyglądał się poczynaniom Carla.

Harvey jedynie pokręcił głową i sięgnął do apteczki, z której wyciągnął niewielką butelkę z ciemnego szkła. Gdy odkręcił buteleczkę w mój nos uderzył niezwykle drażniący zapach. Jednak gorsze było odczucie, jakie miałam po tym jak Carlos wylał na moje rany sporą ilość tej substancji. Uczucie porównywalne do tego, które powstaje po posypaniu ran solą. Na szczęście po kilku minutach szczypanie ustało, sądziłam już, że to koniec tego "leczenia", ale z błędu wyprowadził mnie widok zapalanej świecy, nad którą następnie została nagrzana igła z nawleczoną nicią chirurgiczną. Chyba nie muszę mówić, iż po kilku sekundach nagrzana igła została wbita w moją skórę. Rana jaką miałam była szarpana, więc trzeba było ją zaszyć aby mogła się normalnie zagoić. Czułam niesamowity ból za każdym ruchem ręki Carlosa, zacisnęłam pięści i powieki z bólu. Po kilkudziesięciu minutach igła została odcięta od nici, a ja mogłam odetchnąć z ulgą, no prawie. Ból nadal był, jednak z tym niewiele można było zrobić, choć w sumie wampir mógł mi przecież podać znieczulenie nim wgl zaczął szyć.

- Bez obaw, dwóch pozostałych szyć nie będę, tamte nie są tak głębokie i rozbabrane. - Poinformował mnie wampir, sprzątając po sobie.

- Toś mnie pocieszył... Normalnie poczułam się dużo lepiej. - Mruknęłam sarkastycznie, na co Carl uśmiechnął się lekko rozbawiony. Ja jedynie przewróciłam oczami.

Jakieś dwie godziny później do dworku przyjechał Sean. Mój brat o mało nie rozwalił drzwi, gdy wręcz wskoczył do środka. Pierwszym co od niego usłyszałam było: "w coś ty się znowu wpakowała kretynko". Wytłumaczyliśmy mu wraz z naszym szefem sytuację.

- Mutant - zdziwił się Sean, gdy tylko usłyszał o potworze - bardziej uwierzę w drugiego wilka albo lwa górskiego, ale mutant?

- Jestem w stanie potwierdzić wersję twojej siostry, byłem tam i w sumie to ja uratowałem jej cztery litery przed tym czymś. - Odezwał się łucznik.

- I za to ci dziękuję Keir. - Mój brat zwrócił się do mojego wybawcy.

Zdziwiło mnie to. Skąd oni się do cholery wszyscy znali? Spojrzałam zdziwiona na brata, ten jednak jedynie wzruszył ramionami. Westchnęłam i skrzywiłam się, gdyż poraz kolejny fala bólu przeszyła moje ciało. Przeklęty mutant.

- Nie dość, że łowcy to jeszcze jakiś pierdolony potwór. - Sapnął Carl.

- Nie sądzisz, że jedno z drugim może mieć coś wspólnego? - Rzucił osobnik znany mi już jako Keir.

- Myślisz, że znaleźli sobie psa do polowania na wilki?

- Wydaje mi się, że to może być słuszna teoria. Pomyśl tylko. Z czymś takim u boku są w stanie wybić tyle wilków ile im się podoba. - Rzekł łucznik.

- I nic ich nie zatrzyma. - Dokończył Sean.

- Dokładnie.

To wszystko zaczynało być coraz bardziej pomylone. Najpierw banda uzbrojonych świrów biega za nami po mieście i próbuje wpakować nam wszystkim po kolei kulki w łby, a teraz jeszcze jakiś mutant. Co się do cholery dzieje z tym światem?

***

Całą grupą staliśmy przed dworkiem. Nie było z nami tylko Troy'a, który jak się okazało wyjechał tuż po naszej ostatniej wspólnej imprezie. Nie dziwiłam mu się, wolał mieć ten syf już za sobą. Nagle przez bramę wjechał czarny van, z którego wysiadło kilka osób w tym nasz Josh. Carlos podszedł do najstarszego z mężczyzn, którzy opuścili wnętrze auta i ucisnął mu dłoń, by potem przywołać do siebie Eina i Briana. Chłopaki podeszli do Josha i podparli go, ponieważ ten ledwo stał na nogach. Nie wiem, co ci łowcy mu zrobili, ale wyglądał jak wrak człowieka. Miał zmierzwione włosy i wory pod oczami. Był blady jak ściana, a rozszerzone oczy świadczyły o tym, że przeżył chwilę grozy. Chłopak oddychał szybko, a serce biło mu jak oszalałe.

- Co mu się stało? - Zapytał Carlos mężczyznę obok, którego stał.

- Nie wiem, kiedy moi chłopcy wparowali do tej meliny "łowców" siedział skulony pod ścianą i w kółko powtarzał jedno i to samo słowo. - Odpowiedział.

- Jakie słowo?

- "Bestia", "monstrum"... Coś w tym stylu.

Popatrzyłam na Josha, jego nieprzytomny wzrok w połączeniu ze wszystkim o czym wspomniałam wcześniej przyprawiał o dreszcze. Ein i Brian na polecenie wampira wprowadzili Josha do dworku i pomogli mu usiąść na fotelu w biurze szefa. Chłopak zgarbił się i wbił wzrok w podłogę. Brian patrzył na przyjaciela wyraźnie zmartwiony, nie dziwiłam mu się, nasz wręcz denerwująco wesoły Josh przepadł, a zamiast niego dostaliśmy z powrotem coś co bardziej przypomniało śmierć na urlopie niż naszego wesołka.

Gdy po kilku godzinach chłopak doszedł do siebie na tyle, iż można było z nim normalnie rozmawiać wszyscy zebraliśmy się w gabinecie i słuchaliśmy tego, co opowiadał Josh.

- Czekaj, powtórz - poprosił Carlos - robili co?

- Jakieś dziwne... Eksperymenty na zwierzętach - wychrypiał chłopak - widziałem jak z jednej z klatek wyciągają coś, co dawniej było psem, a gdy zaczęło się robić agresywne jeden z tych pomyleńców wpakował temu czemuś kulkę.

- Mnie kilka godzin temu zaatakowało coś, co mogę śmiało nazwać zmutowanym niedźwiedziem. - Powiedziałam, na co wzrok Josha padł na mnie.

- To jeden z ich udanych eksperymentów, wypuścili kilka takich dziwadeł w las chwilę przed tym, jak pojawiła się grupa, która mnie uratowała.

- Ja pierdole - wysapał Harvey i przetarł twarz dłońmi - to się robi nie do zniesienia.

Wszyscy popatrzeliśmy na wampira. Skoro nawet on zaczynał mieć dość, to sytuacja robiła się poważna.

- Czyli... Co teraz? - Zapytał Ein.

- Póki co wy będziecie robić swoje, a ja przez ten czas dopilnuje, by Josh w ciągu kilku najbliższych dni bezpiecznie opuścił miasto. - Poinformował Carlos.

Po tych słowach Carl nakazał się rozejść, co oczywiście zrobiliśmy. Przez całą drogę powrotną miałam niezły bajzel w głowie. Nie próbowałam się nawet zastanawiać, jak to wszystko się dalej potoczy, bo wręcz bałam się o tym myśleć.

Wataha MordercówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz