condemnation

223 31 76
                                    


Pocałunek był niewinny jakby oboje nie umieli się całować, a przecież robili to nieraz. Jungkook nawet miał już doświadczenie z chłopcem, choć uczestniczył w tym alkohol i całość wydarzenia była raczej czymś, czego żałował i nie chciał pamiętać do końca. Tym razem nie wypił jednak ani kropli procentów, jego ciało za to zareagowało jakby samo i dopiero po chwili był w stanie odsunąć się od Jimina, którego pełne wargi były niczym muśnięte słońcem płatki róż, proszące o więcej w niemalże błagalnym tonie. Blondyn wydał mu się bardzo mały w tej sytuacji, a dotyk jego ust – gorzki. Wszystko, co spowodowało pocałunek miało w sobie gorycz desperacji i smutku, jak i widmo dawnych dni, jakie chłopak spędził samotnie ze sobą i własnymi demonami.

Jungkook nie umiał dostrzec tego wszystkiego dokładnie.

Wiedział, że musi zakończyć to, co zostało zaczęte. Z lekkim niedowierzaniem więc jak i niemym „przepraszam" wymalowanym na ciemnym płótnie tęczówek wyszedł z mieszkania Jimina, nie kwapiąc się by obejrzeć się za siebie. Nie musiał, bo drugi nawet nie otworzył ponownie drzwi w poszukiwaniu wyjaśnienia czy zrozumienia. Po prostu stał w tej samej pozycji, zraniony, lecz wolny jednocześnie. Nie odpowiadał mu taki koniec, ale liczył się z nim, bo w tej jednej sekundzie nie było nic, czego pragnąłby bardziej, niż tego krótkiego kontaktu. Cena mogła być wysoka, ale obecnie nie przejmował się nią aż tak mocno. Wiedział przecież, że znikną z wzajemnych żyć na jakiś czas. Nie wiadomo mu jeszcze było, na jak długo, ale jedna rzecz zdecydowanie była pewna.

Na tyle długo, że oboje przestaną pamiętać. Na tyle długo, by nie musieli już dzielić między sobą goryczy.

Pamięć jednak nie miała zamiaru pozbyć się wspomnień, a dotyk nigdy nie zaczął smakować słodko.

***

Jungkook nie potrafił zamazać wszystkiego, nawet, gdy stał ze wszystkim, po tym, jak powiedział im o Jiminie. Początkowo go wyśmiali, ale dopiero po chwili zdali sobie sprawę, że chłopak nie mówił niczego półprawdą. Że Jimin naprawdę... zniknął. Na pewien okres czasu. I choć każdy z nich wiedział, że to tylko na chwilę, że pewnie nawet nie zauważą, to wciąż w każdym urodziła się nuta niepokoju.

W końcu kogoś miało zabraknąć.

W końcu oni nie zdawali sobie sprawy, jak źle jest z kimś, z kim widzieli się tak często.

Żaden z nich nie przypuszczał, że Jimin mógłby chcieć odebrać sobie życie. Żaden z nich nie sądził, że mieli obok siebie kogoś tak beznadziejnie schowanego we własnej ciemności. I ta świadomość chyba bolała wszystkich najmocniej.

W tym Jungkooka.

Bo choć był przy blondynie w tych trudnych momentach, to nie potrafił go w żaden sposób odwieźć od niczego. Prawda, nie miał pojęcia, co siedzi w jego głowie tak do końca. Ale wypomniał sobie, że nie potrafił dostrzec choćby najmniejszych podpowiedzi i dopiero dwa dni temu świat podał mu odpowiedzi niemalże na tacy.

Kiedy było już prawie za późno.

Ośrodek, który miał przyjąć chłopaka znajdował się mniej więcej sto kilometrów od nich. Matka Jimina zadbała o najlepszą możliwą opiekę, ale tym samym skutecznie odcięła go od przyjaciół. Ciężko było im przełknąć, że mógł to być element terapii – żadnych kontaktów ze środowiskiem, w jakim przebywał do tej pory. Może miało to faktycznie pomóc, lecz nie sądzili, że brak tej jednej osoby tak ich uderzy.

Stało się to dopiero, kiedy faktycznie zaczęło jej brakować. Kiedy nie mogli go już znaleźć w jego apartamencie, czy ćwiczącego na sali. Po prostu nie wpisywał się od tego momentu w ich najbliższą codzienność. I tyle.

opposite side ▪ yoonseok ▪Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz