broken

338 49 36
                                    

2

Obraz tworzący się pod gwałtownymi ruchami ołówkami wypełniał jego umysł równie mocno, co muzyka w słuchawkach. Na telefonie miał włączony kawałek Arctic Monkeys, w dłoni narzędzie, które obecnie dawało życie ilustracji przedstawiającej motyla nadzianego na szpilkę.

Rysował już drugą godzinę, pochłonięty w swoich własnych ruchach dłonią oraz tym, co tkwiło mu w głowie. Lubił rysować, choć mało osób o tym wiedziało, a jeszcze mniej widziało jego prace. Oprócz niego i Jimina nikt nie rzucał okiem na jego prace, przepełnione na zmianę samotnością i zapachem dymu papierosowego chłopaka, o którym dawno zapomniał, a przynajmniej wolałby myśleć, że zapomniał.

Przygryzł lekko wargę, kończąc krzywiznę skrzydeł stworzenia, które choć martwe kontrastowało jednak pewną dozą życia z ostrą szpilką uwiecznioną na kartce.

Nie wiedział wtedy, że rysuje swój portret.

Miał dzisiaj dzień wypełniony szarym, każdym odcieniem, dlatego najlepszym, co mógł zrobić, to zamknąć tą szarość w graficie pozostawionym na kartce papieru z notesu, który zawsze chował w dolnej szafce biurka. Nie musiał nic ukrywać, gdyż mama rzadko grzebała w jego rzeczach w stopniu jakimkolwiek. Praktycznie nie wtryniała mu się z butami w życie, z czego był zadowolony, ale również w pewnym stopniu czuł w tym gorzką nutę. Wiedział bowiem, że gdyby to zrobiła, któregoś dnia, zobaczyłaby, że jest brudny, że jest zły i że powinien przestać być chodzącym chaosem.

Do tej pory jednak nie potrafiono go okiełznać. I wiedział, że prawdopodobnie będzie to musiał zrobić na własną rękę. Kiedyś.

Odłożył ołówek, notes zamknął, a słuchawki wyjął z uszu przy kończącej się piosence „Crybaby" zespołu, którego nazwy nie pamiętał. Spojrzał za okno, na szare chmury snujące się leniwie po ciemnym niebie. Księżyc był widoczny w połowie, dawał jednak jasne światło na wszystko dookoła. Westchnął. Miał się dzisiaj zobaczyć z Tae, tak po prostu, żeby pogadać. Wbrew pozorom cenił sobie jego towarzystwo, chociaż nie bardziej niż to Jimina. On jednak... potrafił z nim robić co chciał i Yoongiemu się to nie podobało. Nie umiał być odporny na tego dzieciaka. Po prostu nie umiał. I wolał o nim nie myśleć przez jakiś czas, oraz unikać spotkań sam na sam. Jimin znał siebie bardzo dobrze, wiedział, jaką bronią włada, wiedział, jakich słów używać.

Najgorsze było to, że Jimin właściwie nie kłamał, więc zdania wypadające z jego delikatnych warg zawsze dotykały mocno, kojąc lub katując.

Sięgnął po komórkę, napisał krótkiego sms'a, że nici ze spotkania. Tae natychmiast odpisał z krótkim pytaniem „co się stało?" na co Yoongi nie był w stanie odpowiedzieć sensownie.

Wszystko się stało.

„Jestem sam"

Zawsze używał tych słów. Inaczej nie umiał tego określić i w sumie nie było co się rozpisywać na ten temat. Po prostu był sam. I nie wiedział jeszcze, czy chce taki być dalej, czy też nie.

„Będę za dziesięć minut"

Chyba jednak nie.

***

Dym unosił się leniwie ku górze. Westchnął ciężko, wpatrując się w uliczne lampy, oraz w domy dookoła. Panowała przyjemna cisza, tylko kilka pojazdów przejechało od czasu do czasu. Lubił słuchać ich silników. Zazwyczaj te cacka potrafiły osiągać naprawdę niezłe prędkości. Zwłaszcza te dwukołowe. Sam miał motocykl zaparkowany w garażu. Był z niego cholernie dumny. Potrafił jeździć jak mało kto. Kiedyś zwykł myśleć, że chciałby na nim przewieść swoją pierwszą miłość.

opposite side ▪ yoonseok ▪Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz