We wtorek, czujac potrzebe odizolowania się od reszty świata, ubrałam się do pracy w czarną jedwabna bluzke z dlugimi rękawami i spodnie. W kuchni Alex wziol w dlonie moja twarz i pocałował mnie z rozdzierajaca serce delijatnoscia. Jego spojrzenie nadal bylo pelene udreki.
-Lunch? - zaproponowalam, czujac, że szczegolnie musimy dbać o laczaca nas wuez po tym, jak została nadwatlona poprzedniej nocy.
+Mam lynch biznesowy. - Przesunal dlonmi po moich rozpuszczonych włosach. - Chcialabys przyjsc? Dopilnuje, żeby Angus odwiozl cię na czas do pracy.
-Z chcecua się przylacze. - Pomyślałam o wszystkich wydarzeniach, spotkaniach spotkaniach i kolachach, których rozpiske wyslal mi na smartfona. - A jutro wieczorem mamy bal charytatywny w Waldorf-Astorii, dobrze pamiętam?
Jego spojrzenie zlagodnialo. W swoim eleganckim biznesiwym stroju wygladal na posepnego, ale opanowanego. Wiedziałam jednak, że ta maska spokoju kryla wzburzone emocje.
-Naprawdę nie zamierzasz ze mnie rezygnowac, prawda? - zapytal cicho.
Unioslam prawa dlon i pokazalam mu pierscionek.
+Jesteś na mnie skazany, Cross.. Przyzwyczajaj sie.
W drodze do pracy, a pozniej jadac na lanuch do Jean Georges, zwinelam się w klebek na jego kolanach. W trakcie posilku, ktory zamowil dla mnie Alex i który bardzo mi smakował, prawie się nie odzywalam.
Siedziałam w milczeniu przy jego boku, trzymajac pod stolem lewa dłoń na jego mocnym udzie w geście cichego oddania, poddania się laczacej nas wiezi. Jego ciepła i silna reka spoczela na mojej, kiedy omawial rozbudowe nowej nieruchomości na St. Croix. Nie zrywalusmy tego połączenia przez cały lunch, wolac raczej jesc jedna reka, niz się rozdzielic.
Z każdą kolejną godzina czułam, jak horror poprzedniej nocy odplywa, oddala się od nas. W końcu stanie się kolejna blizna w kolekcji Alexa, gorzkim wspomniieniem, które będzie go przesladowac, wspomnieniem, które będę z nim dzielic i którego będę się lekac razem z nim, ale nie oni będzie nami rzadzic. Nie pozwolimy na to.