Rozdział 20

80 1 0
                                    

Gdy skonczylam prace, Angus czekal, aby odwiezc mnie do domu. Alex pracował do pozna i prosto z Crossfire miał jechac na spotkanie z doktorem Petersenemm. Wykorzystalam jazde do domu, by psychicznie przygotować się na nastepna runde treningu z Parkerem. Początkowo chcialam zrezygnować z zajec, ale po namyśle uznalam, ze utrzymanie ciaglosci cwiczen było bardzo ważne. Tak  wiele elementów mojego życia wymykalo się obecnie spod kontroli. Przestrzeganie planu bylo jedna z niewielu rzeczy, nad którymi moglam zapanowac.
Po poltorej godziny rzutow i cwiczen w parterze z Parkerem czulam ulge, gdy Clancy w końcu zabral mnie do domu, lecz takze duma, że jednak zmobilizowalam się i poszłam na trening, chociaż byla to ostatnia rzecz,na jaka mialam ochote.
Wcchodzac do lobby, zastalam Treya stojacego przy recepcji.
-Hej-przywitalam sie. - Jedziesz na gore?
Odwrócił się w moja strone ze szczerym usmiechem na twarzy i cieplem w orzechowych oczach. Trey mial w sobie lagodnosc i rodzaj prostolinijnej naiwnosci, tak odrozniajacej go od wszystkich partnerow, z którymi do tej pory spotykal się Cary. Albo może Trey byl po prostu normalny, czego nie można było powiedziec o wielu osobach przewijajacych się przez zycie moje i Cary'ego.
-Cary'ego nie ma w domu. Przed sekundę probowali dzwonić-powiedział, wskazując na recepcje.
+Możesz pojechac ze mną i poczekac. Nie wychodzę już dzisiaj.
-Jesli ci to nie przeszkadza, to bardzo chętnie. - Ruszyl za mną, gdy pomachalam w strone recepcji i skierowalam się w stronę wind. - Mam cos dla niego.
+W ogole mi to nie przeszkadza-zapeewnilam go, odzwajemniajac uśmiech.
Zwrocil uwage na moj top i spodnie do jogi.
-Wracasz z cwiczen.
+Tak. Chociaz to jeden z tych dni, kiedy wolalabym robic cokolwiek innego.
Zasmial sie, wchodzac do windy.
-Znam to uczucie.
W trakcie jazdy zapadla niezreczna cisza.
+Wszystko w porzadku? - zapytalam.
-No coz... - Trey poprawil plecak. - Przez ostatnich kilka dni Cary wydawal sie troche oddalony.
+Och? - Zagryzlam dolna wargę. - Co przez to rozumiesz?
-Sam nie wiem. Trudno to wyjadnic. Po prostu mam wrażenie, że coś jest nie tak, a ja nie jestem w stanie dojsc, o co może chodzić.
Pomyslalam o blondynce i wzdtygnelam się w środku.
+Może zwyczajnie jest zestresowany pracą przy Grey Isles i nie chce ci zawracac glowy? Wie, że sam masz ręce pelne roboty w swojej pracy i na studiach.
Rozluznil sie troche.
-Moze właśnie o to chodzi. To ma sens. Dziękuję.
Otworzylam drzwi do apartamentu, mowiac Treyowi, żeby się rozgoscil i czul jak u siebie. Trey poszedł więc do pokoju Cary'ego, żeby zostawic w nim swoje rzeczy, a ja ruszylam do telefonu, aby sprawdzić sekretarke.
Krzyk, ktory dobiegl mnie z drugiego końca mieszkania, sprswil, że siegnelam po sluchawke w celu innym, niz poczatkowo planowalam. Moje serce walilo jak oszalale, sterowane myslami o intruzach i rychlym zagrozeniiu. Znowu rozlegly się wrzaski, a wsrod wybijal sie glos Cary'ego.
Wypuscilam szybko powietrze, czujac ogromna ulge. Z telefonem w dłoni ruszylam w stronę zrodla rwetesu, aby sprawdzić, co, do cholery, się tam dzialo. W przedpokoju omal nie zostalam stratowana przez wybiegajaca zza zakretu Tatiane, ktora w pospiechu zapinala bluzke.
-Uups-powiedziala bez cienia skruchy. - To na razie.
Trzasnela za sobą drzwiami, ale dzwiek ten został calkowicie zagluszony przez krzyki Treya.
+Kurwa mac, Cary. Rozmawialiśmy o tym! Obiecales!
-Wyolbrzymiasz wszystko-odszczeknal Cary. - To nie tak, jak myślisz.
Trey wystrzelil z pokoju Cary'ego z takim impetem, że musiałam się przyklejc do ściany w przedpokoju, aby i on mnie nie rozdeptal. Za nim, owiniety w pasie przescieradlem, wybiegl Cary. Kiedy mnie mijal, spiorunowalam go wzrokiem, za co zostalam nagrodzona dedykowanym mi wystawieniem środkowego palca.

Aro Volturi & Bella SwanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz