Rozdział 26

81 0 0
                                    

Duzo później tego samego dnia wybralam się na lunch z Markiem i jego partnerem Stevenem do uroczej meksykańskiej restauracji ukrytej w podziemiach budynku. Zeszlismy do niej krotkimi cementowymi schodami i znaleźliśmy się w zaskakujaco rozleglym, jasno oswietlonym lokalu, w którym wśród stolikow uwijali się kelnerzy i kelnerki w czarnych kamuzelkach.
-Bedziesz musiala sprowadzic tutaj swojego faceta-powiedzial Steven. - I postawić mu jedna z tych margarit zvgranatow.
+Smaczna? - zapytałam.
-Jeszcze jak.
Kelnerka, ktora przyjmowala nasze zamowienie, ku mojemu zdumieniu zaczela ostentacyjnie flirtowac z Markiem, uwodzicielsko trzepoczac dlugimi, godnymi pozazdroszczenia rzesami. Mark nie pozostawal jej dluzny. W miare trwania posilku zywiolowa rudowlosa kobieta o imieniu Shawana, jak glosil jej identyfikator, stawala się coraz bardziej bezceremonialna, dotykając ramion i karku Marka za kazdym razem, gdy do nas podchodzila. Jakby w odpowiedzi na jej zaczepki, donzuanskie zarciki Marka również stawaly się coraz bardziej zuchwale, az w końcu zerknelam na Stevena, którego twarz z kazda chwila robila się coraz bardziej czerwona, a mina posepniala. Krecilam się niecierpliwie i odliczalam minuty dzielące nas od końca tego pelnegocnapiecia lunchu.
-Mozevspotkalibysmy się dzisiaj wieczorem? - zapytala Shawna, kiedy w końcu przyniosla rachunek. - Jedna noc ze mna i bedziesz naprostowany.
Zaniemowilam. Pwaznie?
+Może być siodma? - zaproponowal Mark. - Wykoncze cie Shawna. Wiesz, co bedzie, jak raz sprobojesz czarnego.
Zakrztusilam sie woda, którą akurat przelykalam.
Steven zerwal się na rowne nogi okrazyl stolik i zaczął walic mnie po plecach.
-Jasna cholera, Bella-powiedzial, smiejac się. - Nie umieraj na tu, tylko cue wkrecalismy.
+Co? - wychrypialam z trudem, równocześnie przecierajac lzawiace oczy.
Szczerzac zeby, wyminal mnie i objal ramieniem kelnerke.
-Bella, poznaj moja siostre, Shwane. Shwana, to właśnie Bella sprawia, że życie Marka jest latwiejsze.
+Idealnie sie składa - powiedziala zaczepnie Shwana. - Skoro ciebie ma od tego, zebys je utrudnial.
-Dokladnie tak, dlatego się mnie trzyma. - Steven mrugnal do mnie porozumiewawczo.
Gdy brat i siostra stali blisko siebie, w końcu zauwazylam rodzinne podobienstwo, które przegapilam wczesniej. Osunelam sie na swoim krzesle i spiorunowalam Marka wzrokiem.
+To było wredne. Bylam pewna, że jeszcze chwila i Stevenowi puszcza nerwy.
Mark podniosl ręce w gescie kapitulacji.
-To byl jego pomysl. Przecież to on uwielbia dramatyzowac, pamiętasz?
Odchylajac sie na piętach, Steven wyszczerzyl zeby i zaoponowal:
+Zaraz, zaraz, Bella. Przecież dobrze wiesz, że tak naprawdę to Mark jest tym kreatywnym ogniwem w naszym zwiazku.
Shawna wyciagnela z kieszeni wizytowke i podala mi ja.
-Moj numer jest z drugiej strony. Zadzwoń. Akurat na te parke mam calkiem sporo hakow, więc bedziesz mogla im się zrewanzowac.
+Zdrajczyni-odgryzl się zartobliwie Steven.
-Hej. - Shawna wzruszyla ramionami, usmiechajac sie wesolo. - My, dziewczyny, musimy trzymac się razem.

Aro Volturi & Bella SwanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz