21.

2.7K 116 2
                                    


Perspektywa Tonego

Sprawa z Mandarynem wreszcie dobiegła końca. Kiedy przez przypadek wylądowałem w innym stanie, poznałem Harleya, typowego dzieciaka dwudziestego pierwszego wieku. Pomógł mi w kilku sprawach dlatego zainwestowałem w jego przyszłość. Będą z niego ludzie.
Całe to zamieszanie było sprawką Aldricha Killiana, pewnego inżyniera czy kim kolwiek on tam był z zawodu. W przeszłości trochę namieszałem, a ten po prostu z tego skorzystał.
A mógł się po prostu załamać psychicznie i nie byłoby problemu... W każdym razie, (nie chcę wyjść na człowieka bez duszy ciągnąc tamten temat), powinienem trochę zwolnić, za dużo ludzi się na mnie mści.

Spojrzałem na Pepper, koleżka z przed lat nieźle z nią eksperymentował jak kiedyś na Emily, na szczęście już mu się za to odwdzięczyłem.
- Jak się czujesz?- podeszłem do kobiety i przytuliłem na pocieszenie.
- Zgadnij.
Moja twarz spoważniała i lekko odsunąłem się od niej.
- Przepraszam cię nie powinienem was obu plątać w moje kłopoty.
Pepper spojrzała na mnie z żalem po czym znowu mnie przytuliła.
- Obu?- spytał się nagle Rhodey.- Chcecie mi coś powiedzieć?
Całkowicie zapomniałem o jego obecności. Odwróciłem się w stronę war machine, który patrzył na nas z zaskoczeniem i nutką niecierpliwości.
- Owszem obu.
- Pepper, jesteś w ciąży?!
- Nie.-roześmialiśmy się razem z moją dziewczyną, ale ja nie na długo.
Spojrzałem przerażony na Potts.
- Gdzie jest Emily?
Również przestała się śmiać i szybko odpowiedziała.
- Kiedy twoja willa została zniszczona wzięli ją lekarze do karetki i zawieźli do szpitala.
- Chcesz Rhodey jechać z nami?
- A co mam do stracenia.- odpowiedział i razem wsiedliśmy do samochodu.
- Jarvis sprawdź w którym szpitalu jest Emily.- powiedziałem do komputera i odpaliłem auto.
- Oczywiście sir.- odpowiedział.
- A możecie mi chociaż powiedzieć kto to jest ta Emily?- spytał poirytowany Rhodey.
- To córka Tonego.- powiedziała Pepper.
Zapadła chwila ciszy, która była niezwykle wkurzająca.
- Zatkało kakao co?
- Ty mi tutaj nie rzucaj ciętych ripost, które swoją drogą są na poziomie przedszkolaka. Muszę to przetrawić.
- Ale ty wiesz, że nawet kiedy jesteś bardzo głodny to słów nie można jeść, a co dopiero trawić.- parsknąłem, a mężczyzna przewrócił oczami.
- Tony, z kąd masz nagle tak dobry humor co? Ty prawie co nie zginąłeś, Rhodey też, a ja byłam poddawana jakimś dziwnym eksperymentom. Nie wiedziałam, że takie sytuacje cię bawią.
- Śmiech to pierwsza droga to strachu, ok?
- Sir przeszukałem każdy szpital na świecie i nigdzie nie ma pańskiej córki.
Zahamowałem mocno samochód i spojrzałem w pustą drogę.
Pepper spojrzała mnie przerażona.
- Jarvis, szukaj gdzie jest najbliższa klinika.
- Co ty robisz Stark?! Trzeba ją znaleść.- krzyknęła rudowłosa.
- Odstawię cię tam i od razu zacznę jej szukać.
- Wiem, że ci na niej zależy, ale dzisiaj nic nie wymyślisz. Jeszcze  znowu wpadniesz w te swoje fobie psychologiczne.- pouczył mnie James.
I tak działałem według mojego planu.
Muszę zacząć jak najszybciej jej szukać, ale nie sam..

Perspektywa Emily

Siedziałam od paru godzin w jednym z laboratoriów i wpatrywałam się w zamknięte pancerne drzwi. W reszcie pomieszczenia nie było niczego godnego uwagi nie licząc dwóch żołnierzy trzymających się na tyłach i podpierających ściany jakby zaraz miały się zawalić.
Po dłuższej chwili ktoś wszedł do środka.
Był to rudy mężczyzna w podeszłym wieku. Patrzył się na mnie z wyższością i iskierką sukcesu w oku. Z tego co wiem, jestem jednym z najlepszych żołnierzy w jednostce.
- Witaj moje drogie dziecko. Dawno cię nie widziałem. Bardzo się zmieniłaś.- zaczął.
Nic nie odpowiedziałam tylko słuchałam. Moja psychika mi mówiła, że ten gość jest niebezpieczny i powinnam uciekać, jednak coś mnie tutaj mocno trzymało.
- I to nie był komplement. Nie do końca. Po twoim ostatnim wybryku kazałem cię szukać. Za dużo pieniędzy wyłożyliśmy na twoją postawę. A kasy coraz mniej.

O czym on mówi...

-Usunęliśmy ci poszczególne zdolności, które są nie potrzebne. To pierwsza kara za twoją zdradę.

Popatrzyłam się na niego z obojętnością. Nie czułam żadnych emocji co było potworne.

- Ale to nie znaczy, że będziesz traktowana ulgowo. Co to, to nie, nawet niech ci to do głowy nie przychodzi. Będziesz trenowała jeszcze więcej i jeszcze ciężej.
Twoja psychika nie da rady tego wytrzymać i to wyjdzie na naszą korzyść. To będzie twoją karą.
Do tego, będziesz jeździła co tydzień na misje do różnych ludzi i różnych miejsc. Oczywiście potem usuniemy ci pamięć. Tak samo jak teraz.

Na chwilę przestał gadać, a do mnie podeszły niewiadomo z kąd, dwie osoby w długich białych kitlach. Przypięli mnie jeszcze mocniej do fotela po czym podłączyli do jakieś dużej maszyny.
- Dlatego, jak mam jeszcze szanse, chciałem ci jeszcze powiedzieć.. Miło, że wróciłaś.
I w tej chwili poczułam okropny ból przechodzący przez całe moje ciało. Od stóp do głów. Zamknęłam oczy i zaczęłam krzyczeć na całe gardło, a ten rudy szaleniec patrzył na mnie zawzięcie, rozkoszując się moim bólem.
Po kilku minutach było po wszystkim, ale chyba nie otrzymali upragnionego efektu, ponieważ pamiętałam cały monolog mężczyzny. Oczywiście się do tego nie przyznałam. Byłby to szczyt głupoty.
Nagle usłyszałam głośny alarm.
Popatrzyłam się po ludziach stojących koło mnie i po ich minach wywnioskowałam, że nie jest to żaden test próbny.
- Masz szanse odpokutować swoje poczynania właśnie w tej chwili.- powiedział znowu Pierce.
Spojrzałam na niego wkurzonym wzrokiem. Dwóch żołnierzy uwolniło mnie, dzięki czemu mogłam wreszcie stanąć na własnych nogach. Na początku lekko się zachwiałam, ale szybko odzyskałam równowagę. Popatrzyłam jeszcze raz na szefa udawając, że ich jakże genialna machina usunęła mi wspomnienia.
- Dajcie jej broń.- rozkazał Pierce agentom.
Po chwili trzymałam w ręce dwa pistolety.
- Zasady znasz. Robisz to co ci rozkazuje. Żadnych buntów.- dokończył po czym otworzył mi drzwi. Od razu wybiegłam na zewnątrz i zaczęłam strzelać do wrogich agentów. Działam jak zegarek i każdy mój ruch był czystą perfekcją, co było strasznie dziwne i nie podobne do żadnej z cech ludzkich. Nie wiem czemu, ale odczuwam, że coś nie gra, jednak cały czas wykonywałam polecenie.
Z daleka było widać Kapitol i obelisk.
Musiałam znajdować się w Waszyngtonie w jakimś wysokim budynku. Popatrzyłam przez okno i zobaczyłam trzy duże samoloty.
Kasa im się chyba nie kończy.
Szłam dalej nie patrząc za siebie.
Dotarłam do jakieś centrali w której było straszne zamieszanie. Weszłam do środka i wymierzyłam pistolety do mężczyzny w okularach siedzącego na obrotowym krześle oraz na stojącego obok niego agenta w średnim wieku.
- Co ty robisz?! Jestem po twojej stronie strzelaj do niego.- powiedział agent pokazując na gościa ze słabym wzrokiem.
Popatrzyłam na niego niechętnie i skierowałam drugi pistolet na okularnika.
- On cię okłamuje! Jesteś za wymordowaniem milionów ludzi na naszej planecie?!- krzyknęła na mnie blondynka.- Kapitan Ameryka zakazał startowania samolotów.- teraz powiedziała to do drugiego mężczyzny.
Kapitan Ameryka. Czemu ja z kąś kogoś kojarzę o takim pseudonimie? No kurde myśl!
- To za długo trwa.- krzyknął brunet i zaatakował do nie przytomności chłopaka w okularach.
Decyzje podjęłam od razu strzeliłem w nogę napastnika.
- Teraz zdecydowałaś się zaatakować?! Masz nieco opóźniony zapłon.
Podbiegłam do niego i zaczęliśmy się bić. Aż do momentu kiedy wbił mi jakąś strzykawkę do żyły z jakimś dziadostwem.
- Musisz wreszcie zrozumieć po której jesteś stronie.- warknął, a ja zaczęłam tracić kontakt z rzeczywistością. Znowu..

Lost ChildOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz