24.

2.1K 118 7
                                    


Każdy dzień wygląda tak samo.
Pobudka, śniadanie, trening, krótkie lekcje szkolne, kolacja, sen. Przez ten krótki okres, który spędzam w tej siedzibie znienawidziłam rutynę.
Już opracowałam plan ucieczki i zamierzam go wprowadzić do życia dzisiaj. Wystarczy poczekać na drugą zmianę warty przy moich drzwiach od pokoju. Codziennie przychodzą dwa matoły, którzy nawet nie umieją strzelać. Nie wiem skąd Wolfstang ich wytrzasnął chociaż podejrzewam, że z ulic obok bazy.
Jak zwykle o równej siódmej trzydzieści moje drzwi zostały otworzone przez tych kretynów z ulicy.
- Śniadanie- oznajmił jeden z nich.
Podeszłam do nich po czym wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę stołówki. Usiadłam na moim stałym miejscu, a ci sami goście podali mi śniadanie.
Owsianka i czarna herbata.
Czy wczoraj nie było tego samego?
I przed wczoraj i przez cały ten czas?
Niechętnie kręciłam łyżką w papce bez smaku. Chwyciłam tylko kubek i zaczęłam pić napój. Po skończonym posiłku poszłam już z innymi agentami na sale do ćwiczeń. Pierwsze pół godziny miałam dla siebie, moi ,,podopieczni" przychodzili dopiero później. Zaczęli wreszcie wszystko łapać i coraz lepiej idzie im z kontrolowaniem swoich mocy. Ja za to przypomniałam sobie o moich trzech mocach.
Kontrolowaniem lodu, niewidzialności i teleportacji.
Niestety ta pierwsza została zlikwidowana przez Hydrę i zostały mi tylko dwie.
Nawet nie zauważyłam kiedy weszli bliźniacy.
- O widzę, że zaszczyciliście mnie swoją obecnością- powiedziałam na przywitanie.
- Widzisz jacy my jesteśmy dla ciebie hojni- odpowiedział Pietro a jego siostra się tylko zaśmiała.
- Dobra na dobry początek..- nie dane mi było dokończyć bo usłyszałam wybuchy nad siedzibą.
- To ma być część treningu? Efekty dźwiękowe?- zapytała Wanda.
Przez chwile popatrzyłam na nią jak na idiotkę, a po chwili opowiedziałam.
- Nie, ktoś nas atakuje.
Przybiegł do pomieszczenia dwójka moich ulubionych agentów.
- Macie stawić się do szefa i czekać na pozycje.
Struś pędziwiatr złapał mnie i kobietę za pas po czym po paru sekundach byliśmy przy Wolfstangu.
Popatrzył się na nas.
- Emily idziesz na zewnątrz kontratakować.
- Tak jest- odparłam i wyszłam z sali pełnej zdenerwowanych pracowników.
Nie mogłam ukryć uśmiechu na tych pustych korytarzach.
Nie sądziłam, że jest takim kretynem. Ucieknę mu raz dwa.
Wyszłam z bazy, która okazała się dużym zamkiem. Jak najszybciej umiałam, pobiegłam w stronę lasu.
Będą myśleć, że idę tam walczyć.
Omijałam zgrabnie lecące po moich obu stronach pociski.
Nagle zauważyłam na niebie czerwono złoty punkt. Przez chwilę się zatrzymał, ja też, jednak chciałam jak najszybciej wybiec z tego wariatkowa.
Już dotarłam do końca mostu gdzie zaskoczyła mnie bariera. Teleportowałam się za nią i dalej kierowałam się w stronę lasu.
Za mną biegli agenci jakby myśleli, że kieruje atakiem.
Kiedy była już na miejscu zauważyłam jakąś małą grupę walczącą z naszymi. To znaczy z Hydry.
Natknęłam się na jakiegoś ich dowódcę.
- Wy na prawo, auta weźcie na lewo, a reszta za mną!
Chciałam się wymknąć, ale ten skubaniec to zauważył.
- A ty gdzie?! Za mną!
Ruszyłam wściekła za agentami.
Zaczęli się naparzać z szóstką wrogów.
Zaczynali atakować, a ja z trudnością unikałam pocisków czy, tarczy? Zdezorientowana nie zauważyłam jak leci prosto na mnie. 
Wylądowałam na ziemi po uderzeniu. Krążek znalazł się koło mnie. Już miałam go wsiąść kiedy ona podskoczyła do góry, do jakiegoś mężczyzny ubranego w niebieski strój.
- Emily?- powiedział zdziwiony.
Popatrzyłam na niego po czym wstałam.
- Atakować!- krzyknął dowódca.
Skierowałam wzrok spowrotem na na chodzącą flagę po czym ustawiłam się w postawie do walki.
- Nie pamiętasz mnie?- załamał się lekko, ale też poprawił swoją tarcze.
Bez słowa rzuciłam się na niego i zaczęłam atakować.
Trudno mi było go pokonać.
- Mieszkałaś w Stark Tower razem z nami.
Teleportowałam się za niego i kopnęłam w plecy.
- Nie wiem co to Stark Tower.
Walczyliśmy dalej po czym Pietro podbiegł do nas i zabrał mnie ze sobą.
- Jeszcze byś się biedna zmęczyła- zaśmiał się.
- Taa- odpowiedziałam zamyślona.
Ten gość mnie znał.
- Pietro coś ty zrobił!- krzyknęłam i pobiegłam w stronę tego faceta.
Próbowałam go jakoś znaleść jednak na próżno.
Zmęczona stanęłam i oparłam się o jedno z drzew.
Niedaleko mnie przebiegła jakaś duża zielona postać.
Zmarszczyłam brwi nie wierząc w to co widzę.
Cicho skradałam się w stronę tego czegoś.
Szybko schowałam się za drzewem, bo widziałam jakąś kobietę o rudych włosach, która szła tam gdzie ja.
Wpatrywałam się w dwójkę zza rośliny.
- Słońce już zachodzi wielkoludzie- powiedziała cicho.
Podali sobie ręce po czym zielony olbrzym zamienił się w mężczyznę.
Co.
Kobieta uśmiechnęła się do niego, a potem rozejrzała się dookoła. Tak o to znalazła mnie.
Podbiegła do mnie, a ja zaczęłam uciekać.
- Stój!- krzyczała.
- Kim jesteś?!-odkrzyknęłam dalej w biegu.
- Nie twój interes.
Po paru sekundach dopadła mnie od tyłu i zaczęła podduszać. Próbowałam ją od siebie oderwać dlatego przerzuciłam ją nad swoją głową. Leżała jak długa, ale niestety szybko podniosła się do pionu.
Spojrzała na mnie i otworzyła lekko usta.
- Emily?
Drugi raz już słyszę swoje imię.
- Znasz mnie?
- Oczywiście, że tak. Jesteś jedną z nas. W dodatku twój ojciec po twoim zaginięciu przeżywa katusze emocjonalne i jest w totalnym dołku.
- Kim jest mój ojciec?
Popatrzyła się na mnie otwartymi oczyma po czym zrobiła smutną minę.
- Nie pamiętasz go?
- Ani ciebie ani gostka w niebieskich getrach.
Zaśmiała się cicho.
- A ufasz mi?
Przeszyłam ją wzrokiem.
- Jak powiesz mi kim jestem to ci zaufam.
- Nie ma nic za darmo- stwierdziła cicho.
- Opowiedz mi o moim ojcu- poprosiłam.
- Znam lepszą osobę, która może ci o nim nieco więcej powiedzieć. Chodź.
Machnęła głową w nieznanym mi kierunku, a ja za nią poszłam.
Przez dłuższy czas nie odzywałyśmy się do siebie.
- Niezły był ten ruch z przerzuceniem mnie przez ramię. Hydra cię tego nauczyła?
- Jedyne czego w najbliższym czasie nauczyła mnie ta organizacja to nienawiść do owsianki.
Kobieta zaczęła się szczerze śmiać.
- Oj tak, owsianka nie należy do najsmaczniejszych dań jakie jadłam. Ty lubiłaś bardzo pizze oraz jabłka. Raz zabrałaś ich cały stos, ponieważ Thor przyleciał do Stark Tower.
Lekki uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
- Natasha, gdzie jesteś? Zaraz wylatujemy, mamy berło. Radzę ci przyspieszyć tempo- odezwał się ktoś w słuchawce rudej.
- Spokojnie, na pewno nie polecicie beze mnie- odpowiedziała i popatrzyła na mnie z chytrym uśmieszkiem.
Zaczynam mieć wątpliwości.
- Nie bądź tego taka pewna. Znasz mnie. Nie należę do cierpliwych osób. Zresztą, skąd masz taką pewność?
- Ponieważ nie przyjdę sama.
Potem nie usłyszałam już nic.

Lost ChildOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz