41. To jest ten czas, gdy coś by się stało, naprawdę mógłbyś zacząć rodzić

5.1K 248 334
                                    

Wiem, że czekaliście długo. Dlatego rozdział też jest NAPRAWDĘ długi. A u góry świąteczna piosenka dla klimatu, który teraz panuje wokół nas!

Louis opadł bezwładnie na poduszkę, a ja szybko poszedłem w jego ślady, przekręcając się jak zwykle na bok, aby lepiej go widzieć. Oblizałem suche, wręcz wymęczone wargi, które jak czułem były naprawdę spuchnięte od gorzkich pocałunków.

– Tego potrzebowałem – mój oddech z chwili na chwilę normował się po niezwykłym orgaźmie. W końcu teraz robiliśmy to stosunkowo rzadko przez moją ciążę, ale nie mógłbym z tego zrezygnować całkiem, ponieważ mam swoje potrzeby, Louis tym bardziej. Czuję się teraz niezwykle odprężony.

Nasz seks wyszedł niezwykle naturalnie. Razem z Louisem robiliśmy sobie sesje aparatem starszego, aż zrobiło się coraz bardziej gorąco za sprawą ubrań po kolei rzucanych obok łóżka i skończyliśmy kochając się w nim, otoczeni kartonikami z wydrukowanymi zdjęciami.

– Wiesz co? – zagadnął, patrząc na mnie intensywnie. – Nie rozumiem osób, którą robią cokolwiek seksualnego tylko... raz na tydzień. I to z przymusu! No bo jak można uważać to do cholery za jakiś dziwny, nieprzyjemny obowiązek, aniżeli coś, co chce się robić?

– I do takiego wniosku doszedłeś po kochaniu się ze mną? – zachichotałem, całując rozgrzane ramię Louisa w powolny i mokry sposób. Był taki seksowny...

– Nie, od jakiegoś czasu się nad tym zastanawiałem – wzruszył barkami. – Wiesz ilu znam takich ludzi? Straszne.

– Więc jak ty postrzegasz seks w związku? – zapytałem, poprawiając się na łóżku, by znaleźć miejsce na swój duży brzuch.

– Jako urozmaicenie sobie życia – zaśmiał się, po chwili jednak poważniejąc. – Ale oprócz tego jest to oczywiście jedyny taki czas, kiedy jesteśmy ze sobą dosłownie połączenie i... sam nie wiem, dla mnie to jest piękne.

Uśmiechnąłem się cmokając jego napuchnięte od namiętnych pocałunków usta. Przeczesałem dłoni jego grzywkę, patrząc w błękitne oczy.

– Wiem, że teraz wygląda to dość nudno... Przez ciążę nie możesz sobie pozwalać na mocniejsze ruchy i no tak – przyznałem. – Ale mam nadzieję, że i tak ci się podoba, bo ja czuję się naprawdę dobrze – westchnąłem cicho, patrząc na narożnik łóżka.

– Najważniejsze jest dla mnie, że w ogóle to robimy i nie odganiasz mnie, ilekroć złapię cię za tyłek, czy coś – odparł, przysuwając się bliżej mnie, aby pocałować mój nos.

– Kocham cię – wyznałem uwieszając się na jego ciele jak miś koala. Przełożyłem nogę przez biodro Louisa i położyłem głowę na jego klatce piersiowej, gdzie pod uchem nasłuchiwałem bicia jego serca. – I lubię, gdy łapiesz mnie za tyłek! – zachichotałem, rumieniąc się krwiście.

– Ale ze mnie szczęściarz – westchnął, chowając twarz w moich lokach.

– To ja jestem najszczęśliwszy na świecie – zadeklarowałem. – Będę najszczęśliwszym facetem, dopóki ty będziesz obok.

– I kiedy urodzi się już Raisin – przypomniał mi, a ja szybko pokiwałem głową i zupełnie tak, jakby dziewczynka zrozumiała co powiedział, chwilę później obydwoje zobaczyliśmy na moim brzuchy coś, co wyglądało jak odcisk naciskającej na mnie od środka malutkiej dłoni.

– O mój boże – chłopak poderwał się by spojrzeć z bliska i bardziej z góry na mój brzuszek. Również byłem w niemałym szoku, uśmiechając się. – Ona chce przekazać, żebyś nią tak nie trząsł! – puścił mi oczko, kładąc rękę w miejscu, gdzie przed chwilą było widać wszystkie pięć paluszków naszej córki. – Przepraszam za to Rai. Zakłóciłem twój spokój. Ale mogłabyś zrobić tak jeszcze raz, nie byłem przygotowany – szatyn burknął do naszej córeczki z aparatem w dłoni.

Raisin • Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz