43. To tylko buziak, a nie pocałunek...

4.7K 248 306
                                    

– Nie podglądajcie! – przypomniał nam Niall, który przyjechał do nas następnego dnia razem z Zaynem i właśnie prowadzili nas do czegoś, co chcieli nam pokazać na naszym podwórku. Widziałem, że ta dwójka naprawdę dobrze się teraz dogaduje, ale wciąż nie określili swojej relacji. W ogóle im się nie dziwiłem, poza tym pośpiech w tej kwestii nie jest w ogóle potrzebny. Teraz właściwie zachowywali się jak dobrzy kumple, pomiędzy którymi było jednak czuć pewnego rodzaju napięcie i po prostu... uczucia wiszące między nimi. Co chwilę przyłapałem ich na drobnych spojrzeniach, które sobie wysyłali lub na tym jak niby przypadkiem ocierali o siebie dłonie. Widok zauroczonego Nialla był jednym z najsłodszych i najbardziej satysfakcjonujących w moim życiu. Nie pragnąłem niczego tak bardzo jak jego szczęścia.

– Już się boję. Mam dreszcze – oznajmił szatyn, wychodząc na podwórko z zamkniętymi oczami, trzymając mnie przy tym za dłoń. Drugą ułożył na moich obolałych plecach.

– Okej, jeszcze chwilka, parę kroków... – informował Niall, a po przejściu kilku metrów, powiedział: – Dobra, już możecie patrzeć!

– Na trzy? – spytałem Louisa, bojąc się tak po prostu otworzyć oczu. – Raz... dwa... – liczyliśmy, uchylając w tym samym czasie powieki na wcześniej wspomniane "trzy".

Ujrzałem przed sobą stojący na środku trawnika, piękny, biało-różowy wózek dla dziecka, przy którym stał Niall i Zayn. Na czubku wózka przyczepiona była gigantyczna wstęga.

– O mój Boże! – pisnąłem, podbiegając do cudownego prezentu, który zacząłem oglądać z zafascynowaniem. – Jest idealny! Jest super, wow! – przyglądałem się wózkowi, chwytając obręcz i poruszając nim. Wyobraziłem sobie, że w środku jest moja mała córeczka.

– Dzięki, chłopcy! – Louis objął naszych przyjaciół, co ja zrobiłem chwilę po nich. – Naprawdę nie musieliście...

– Ależ oczywiście, jako ojciec chrzestny dla Raisin musiałem kupić jej porządny wózek! – krzyknął Niall z ekscytacją. Nie mogłem oderwać wzroku od wózeczka.

– Boże, niech ona już wychodzi, no! – jęknąłem, podskakując tak jakby to miało sprawić, że magicznym sposobem dziewczynka znajdzie się w moich ramionach.

– Już niedługo – powiedział Niall, przytulając mnie od tyłu. Położył brodę na moim ramieniu, a ja poczochrałem jego włosy lewą ręką. – Nie mogę się już doczekać, aż będziesz chodził z tym wózkiem, a ja będę dwa kroki za wami nagrywał filmiki – zaśmiał się. W jego głosie słyszałem dozę szczerego szczęście.

– Masz większą obsesję niż Louis... No dobra, przesadzam. Nikt nie ma większej.

– To racja, ostatnio w pracy tylko przechwala się filmikami, na których widać ruchy dziecka – zauważył Zayn. – Ale uważam to za kompletnie urocze.

– Skoro już o ruchach mowa to mam wrażenie, że robi się to coraz bardziej intensywniejsze w odczuciu – wyznałem. – Przez to, że mała ma tam już ciasno czuję dosłownie każdy jej ruch.

– Mogę, mogę, mogę dotknąć? – spytał Niall, nachylając dłoń do mojego brzucha.

– Nawet jakbym powiedział „nie", to i tak byś to zrobił – przewróciłem na niego oczami.

– Wejdźmy najpierw z tym wózkiem do środka. Jest październik, do cholery! – Zayn skrzywił się na mocniejszy powiew wiatru. Nad naszymi głowami kłębiły się szare chmury, co zapowiadało, że druga połowa tego dnia będzie brzydka i mokra.

– Racja. Tylko, gdzie my go schowamy? – spytał Louis, jadąc wózkiem po podjeździe. – Stawiam na korytarz.

Skinąłem głową, uśmiechając się i wracając do domu trzymałem swój brzuszek, przy okazji kątem oka obserwowują jak Louis cudownie wygląda z nim pod ręką.

Raisin • Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz