– Proszę bardzo – rzekłem z nonszalancją, kładąc kartkę z listą kwiatów jakie chciałem mieć w swym wianku, bukiecie oraz ogólnym ślubnym wystroju przed jedzącym śniadanie Louisie.
Chłopak rozweselił się na tę rzecz, którą podłożyłem mu przed nosek i wziął kartkę wyrwaną z mojego pamiętnika, na moment zapominając o swojej owsiance, gdy zaczął wzrokiem przelatywać po nazwach kwiatów.
– W porządku, kochanie – mruknął w końcu. – Wszystko, co sobie zażyczysz będzie na naszym ślubie – powiedział, a ja pisnąłem. Tak mnie rozpieszcza! Ciekawe czy zgodzi się na fontannę z czekolady.
– Dzisiaj zacznę szukać odpowiedniego miejsca – oznajmiłem mu, opierając dłonie na stole kuchennym. Odgarnąłem swoje włosy do tyłu, kiedy Louis znów sięgnął po po łyżkę, napychają swoje policzki. – Nie chciałbym, aby było to w pobliżu jakiegoś większego miejsca publicznego. Nikt ani nic nie może nam przeszkodzić!
– Więc tak, jak zdecydowaliśmy. Plaża. Najlepiej wynajmijmy sobie część jakiejś wyspy.
Postanowiłem zająć miejsce naprzeciw Louisa. Dyskretnie odsunąłem krzesło od stolika, siadając przy misce własnych płatków owsianych. Wygrzebałem trochę orzechów z miski i zjadłem porcję.
– Tak, proszę! – poklepałem swoje udo. Radość rozpierała mnie od czasów oświadczyn. – Wtedy moglibyśmy załatwić wszystkim naszym gościom powrót, a sami byśmy zostali na tej wyspie już na miesiąc miodowy!
– Dokładnie, kochanie. Ewentualnie moglibyśmy wynająć samolot, żeby zwiedzić kilka innych miejsc.
– Kocham cię, kocham cię, kocham cię! – pisnąłem, wręcz wyskakując zza stołu i podbiegając do szatana, na którego szyję się rzuciłem.
– Kotku, przecież sam wiesz, że chciałem, by wszystko było perfekcyjne, więc tak będzie – poklepał swoje kolano, więc po chwili usiadłem na jego udach, trzymając się szyi chłopaka.
– Tatuś! – usłyszeliśmy nagle wołanie naszej córki, która bawiła się od rana zabawkami ze swoich pierwszych urodzin w salonie.
– Co jest?! – spytałem, krzycząc do niej, ponieważ zbyt wygodnie było mi będąc tak blisko mojego Louisa. Może w takich momentach byłem złym ojcem
– Oć! – wolała zniecierpliwiona, tak więc ja, chcąc czy nie chcąc, z jękiem podniosłem się z kolan szatyna.
Pisnąłem jeszcze całkiem głośno, gdy dostałem klapsa w lewy pośladek przydziany dżinsowymi spodenkami. Spojrzałem na Louisa gniewnie, a on tylko wzruszył ramionami ze spojrzeniem mówiącym "jestem grzecznym aniołkiem" i "o co ci chodzi?". Pokręciłem głową idąc do mojej córci.
– Czego byś chciała? – zapytałem, po sekundzie czując jak moja szczęka opada na podłogę po zobaczeniu Raisin całej wysmarowanej na twarzy moim drogim tuszem do rzęs, szminką oraz rozświetlaczem.
– Jestem księżniczką! – zaśmiała się, pokazując mi swoje brudne, kolorowe dłonie.
– Dziecko najdroższe, coś ty zrobiła? – Poczułem jak serce dosłownie mnie boli i ściska w kotce piersiowej gdy zobaczyłem ze mój róż jest cały połamany na kawałeczki. – Raisin! Wzięłaś moje rzeczy, to nie jest dobre!
– A-ale... – jej dolną warga zadrżała – ja chciałam być ładna. Jak tatuś! - pokazała ręką moje lusterko leżące na podłodze.
– Mogłaś mi powiedzieć, pomalowałbym cię, wiesz? To bardzo nie ładnie, że nie spytałaś mnie czy możesz wziąć to wszystko – westchnąłem, kucając przy niej. – Nic cię nie boli na twarzy? Nie szczypie cię?
CZYTASZ
Raisin • Larry Stylinson
Fanfictionwspółpraca z @MommyCyrus - mpreg!! okładka oraz zwiastun wykonała @Darrrow