61. Harry bardzo ładnie wyglądał z ciążowym brzuszkiem

4.3K 179 179
                                    

Ta książka zaczyna mnie męczyć.

Edytacja i publikowanie tego samego jest nudne. Chciałabym zacząć świeżą pracę, ale ugrzęzłam w Raisin.

Chcę Wam pokazać coś nowego, coś co pokazuje moją twórczość z innej strony...

A końca Raisin wciąż nie widać!

– Loulou! Gdzie jest mój krem do makijażu? – spytałem, wołając Louisa, gdy otworzyłem już wszystkie szafeczki w naszej łazience. W domu panował chaos, głównie z mojego powodu. Louis i Raisin byli już sprawni do wyjścia czekając na dole, a ja wciąż nie czułem się ani trochę gotowy. Szamotałem się z moją koszulą, podwijając jej rękawy, a w między czasie niszczyłem wszystko, co stało mi na drodze, ponieważ nie mogłem znaleźć mojego kremu, a on był mi absolutnie potrzebny właśnie w tej szczególnej chwili.

– A skąd mam to wiedzieć?! Przecież wiesz, że nie ruszam twoich kosmetyków! – usłyszałem. Jęknąłem buńczucznie, szukając dalej. Westchnąłem wyciągając wszystko z półki moich kosmetyków. Potrzebowałem mojego kremu, który wyrówna koloryt mojej cery i wygładzi moje pory, jednak nigdzie go nie było.

– Harry, idziemy tylko do mojej rodziny, nie na kolację u prezydenta. Zostaw ten makijaż! – znowu brzmiał na zneicierpliwionego.

Tupnąłem nogą o panele.

– Nie mogę znaleźć kremu! Muszę go użyć pod korektor! – wydąłem wargi, ruszając do pokoju. Może zostawiłem go w sypialni?

– Wiesz co?! Powinnieś zrobić mi gdzieś toaletkę. Widziałem takie śliczne w necie. Trzymałbym wtedy kosmetyki w jednym miejscu i nie musiałbym malować się na stojąco! Pomyśl o tym Louis!

– Harry, ruszaj te boską dupcie na dół zanim cię w nią kopnę! Raisin się zgrzeje – zawołał. – Jesteś gorszy niż baba jeśli chodzi o szykowanie się do wyjścia.

– Szukam pieprzonego kremu! – wkurzyłem się. Moją twarz spłowił błogi uśmiech, gdy znalazłem na mojej szafeczcę mały, biały słoiczek.

– Nosek sobie poprawisz kurwa w aucie, schodź na dół! – był dużo bardziej nerwowy niż zwykle. Konfrontacja z jego matką w dalszym ciągu mocno go stresowała. Ale to przecież nie moja wina, że wszystko tu było w takim nieładzie. Gdyby mój chłopak nauczył się robił porządku, nie musiałbym sprzątać jako jedyny w domu. Jedyne miejsce utrzymane w porządku to była toaleta i pokoich Raisin, zaś pozostałe pomieszczenia to jeden, wielki bałagan.

– Dobra! Ale w takim wypadku muszę spakować wszystko do kosmetyczki. Daj mi chwilę, nosz ja pierdole!

Przewróciłem się prędko do porządku i powtarzałem sobie w głowie, że to znaczyło naprawdę wiele dla Tomlinsona i nie powinienem go denerwować. Spakowałem krem, korektor, puder, tusz do rzęs, rozświetlacz i róż do czarnej saszetki. Miałem problem z zamkiem, który nie chciał się zasunąć, ale radząc sobie z tym problemem, byłem gotowy do wyjścia. Zbiegłem po schodkach w dół, natrafiając na szatyna, który przeskakiwał z nogi na nogę.

– Wow, pojawiła się w końcu księżniczka. – Louis stał w przedsionku już w pełni ubrany. W dłoni dzierżył nosidełko, w którym leżała Raisin. Spojrzałem na niego z poirytowaniem, sięgając po kurtkę z wieszaka. Ubrałem buty i ulokowałem wzrok na Raisin, westchnąłem dramatycznie.

– Ubrałeś ją, ale nie pomyślałeś o żadnym kocyku, misiu – pokręciłem głową, praktyczniejsze skacząc po schodach, żeby znów dostać się na górę. Uklęknąłem przed białą komodą, która stała w rogu pokoiku i znalazłem mięciutki, niewielki kocyk.

Raisin • Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz