Właśnie przeszliśmy przez kontrolę, będąc na lotnisku. Szczerze mówiąc trochę obawiałem się lotu z małą Raisin, ale obawy odeszły, gdy pomimo całego panującego tłoku i gwaru, pucołowata dziewczynka spała w moich ramionach i nie zanosiło się na to, by przez najbliższy czas uchyliła swoje powieki. Zainwestowaliśmy razem z Louisem w takie materiałowe nosidełko, które owijałem w okół swojej talii i brzucha. Mogłem mieć Rai ciągle przy swojej klatce piersiowej.
– Jestem ciekawy jak będzie wyglądała podróż samolotem z miesięcznym dzieckiem, serio – zaśmiał się Niall, ciągnąc za sobą walizkę.
– Ona ma dwa miesiące. Dwa miesiące i półtora tygodnia – poprawiłem go, głaszcząc główkę Raisin okrytą mięciutką czapeczką.
– Wielka mi różnica – przewrócił oczami, kierując się przodem w stronę wejścia do samolotu.
Zayn szedł za nim, nerwowo marudząc.
– Nigdy nie leciałem samolotem...
– Ja też nie, bo byłem biedny w chuj i jakoś nie sram w gacie, wiec wyluzuj! – odpowiedział mu Louis. Zaśmiałem się, nasłuchując ich konwersacji. Widziałem, że Tomlinson w mniejszym stopniu, (ale jednak) również obawiał się lotu. Tylko, że on nigdy się do tego nie przyzna.
– Na początku będzie chciało się wam rzygać – poinformował ich Horan.
– Proszę używać kulturalniejszego słownictwa przy mojej córce! – oburzyłem się.
– Przecież ona nic z tego nie rozumie – Zayn zaśmiał się, gdy wsiedliśmy do samolotu. Miła Pani skierowała nas od razu na dział przeznaczony dla rodzin z małymi dziećmi i osobami starszymi.
– Rozumie! – kłóciłem się. – Jest bardzo mądra! Mądrzejsza od was wszystkich.
W końcu zajęliśmy miejsca w jednym z przedziałów, gdzie rozsiadliśmy się na fotelach. Niall rzucił się na miejsce przy oknie zupełnie tak, jak za każdym razem.
– Potrzymać cię za rękę? – zaczepiłem Louisa z odrobiną kpiny. Uścisnąłem jego dłoń, drugą wciąż drapiąc plecki Raisin. – Spójrz, Rai nawet się nie obudziła.
– Ma skubana mocny sen – uśmiechnął się prześmiewczo, całując mnie krótko w usta. – To nie może być takie straszne, co nie, kotku?
– Już wolę się rozbić, niż tego słuchać – usłyszałem mamrot, gdzieś naprzeciw nas. Spojrzałem prosto i trochę w lewo, dostrzegając starszą kobietę. Wiecie czego naprawdę nie znosiłem? Od małego mama uczyła mnie i moją siostrę szacunku do starszych ludzi, byłem naprawdę dobrze wychowany pod tym względem. Zawsze starałem się ustępować im miejsce w kolejce, w metrze, czy czasem pomóc jakiejś staruszce nieść zakupy. Ale czy to oznacza, że starsi nie powinni posiadać szacunku dla młodego społeczeństwa? Wszyscy powinni się traktować z życzliwością, coś za coś.
– Zawsze jest też możliwość wyskoczenia przez okno! – Louis nawet nie spojrzał się w tamtą stronę; za to usłyszeliśmy obok siebie śmiech Nialla. Ja nie byłem rozbawiony, choć wiedziałem, że mój chłopak tylko trochę sobie żartował, będąc odpornym na homofobiczne, zbereźności szowinistycznych świń. Starałem się być opanowanym i nie odpowiadać na takie zaczepki. Westchnąłem, trzymając pampers Raisin. Miałem nadzieję, że nie narobi nic w samolocie, bo przebieranie jej w tych lotniczych toaletach nie byłoby ciekawym doświadczeniem. Są sterylne, ale świadomość tego, ile dzieci już tam robiło kupę, trochę mnie przerażała.
– Lou... – spojrzałem wymownie na Tomlinsona. – Nie warto zaczynać zbędne dyskusje. Z resztą nie chcę denerwować Rai i wolałbym, by przespała cały lot – zwróciłem się do niego uważnie. W jednej sekundzie zauważyłem zmianę w jego tęczówkach.
CZYTASZ
Raisin • Larry Stylinson
Fanfictionwspółpraca z @MommyCyrus - mpreg!! okładka oraz zwiastun wykonała @Darrrow