63. I to ja mam beznadziejne teksty, co?

2.8K 175 99
                                    

W końcu wróciliśmy do rodzinnego domu chłopaka i z wielką ulgą weszliśmy na korytarz, ponieważ ja już osobiście czułem jak moje palce u rąk i stóp zaczynały sztywnieć z zimna. Poza tym zaczęło robić się już ciemno, jak zawsze o tej porze roku. Nie słyszałem Raisin, co oznaczało, że na pewno była spokojna. Kiedy pozbyliśmy się swoich kurtek i butów, zaczęliśmy się kierować do salonu, a tam ujrzałem Fizzy, która trzymała naszą rodzyneczkę, przytulając ją do swojej piersi.

– Gdzie wyście byli? – spytała, gdy tylko nas zauważyła. Raisin wyciągnęła swoją rączkę do jej kołnierzyka i pociągnęła za materiał.

– Louis pokazywał mi miasto – uśmiechnąłem się do szesnastolatki, a gdy Rai usłyszała mój głos, spojrzała w moją stronę wychylając główkę. – Widzę, że cię pokochała.

– Ona wszystkich lubi z tego, co zdążyłam zauważyć, ale zdecydowanie najchętniej wyciąga ręce do mamy.

– Urzekł ją czar Tomlinsonów – zaśmiałem się. – I mnie bardzo to cieszy.

Kiedy byłem gotowy na wyciągane w moim kierunku rączki, Rai tylko wykrzywiła się, zerkając na włosy Fizzy.

– Patrz, nawet nie chce teraz iść do tatusia! – udałem oburzenie, patrząc na swoją córeczkę z głupią miną przez co się uśmiechnęła.

– Jadła coś? – spytał Louis.

– Głównie spała. Niedawno się dopiero obudziła i mama ją karmiła – usiedliśmy z Fizzy przy stole w salonie.

– To super. Nawet za swoimi rodzicami się nie stęskniła, gdy my wracaliśmy wręcz w podskokach do naszej małej córeczki – Louis pogłaskał czule główkę Rai. Uniosłem kącik ust w górę, kiedy ona rozpoznając jego głos oraz dotyk, wykręciła we wręcz niepokojący sposób swoją główkę, aby na niego spojrzeć. Wystawiła język na swoje małe usteczka i wszyscy roześmialiśmy się, gdy patrząc na Louisa wydała z siebie dwa krótkie "o".

– Jej ulubiony tata – skwitował z ogromnym uśmiechem szatyn, zabierając swojej siostrze dziewczynkę. Ułożył ją wygodnie we własnych objęciach. Burknąłem głośne "aha?", ściągając brwi, na co Fizzy zaśmiała się, mówiąc, że jesteśmy aż za bardzo słodką rodzinką.

– A gdzie reszta? – spytał w końcu Louis.

– Lottie jest u siebie w Londynie, a mama przepytuje bliźniaczki z czegoś tam, jutro mają kartkówkę.

– A ty biedna z dzieckiem musiałaś zostać? – szepnął współczującym tonem. – Już rozumiesz co ja czułem jak wy jeszcze byłyście małymi gnojkami.

– Wcale nie, przyszłam dużo wcześniej i nikt mnie nie skusił do opiekowania się nią – odparła dziewczyna. – Chciałam spędzić trochę czasu z małą. Porozmawiałyśmy sobie i skarżyła się, że jej tata jest głupi, wiesz? I ja się z nią zgodziłam.

– Harry? Ja się absolutnie zgadzam – powiedział poważnym tonem szatyn, za co otrzymał mocne uderzenie w tył głowy poduszką ode mnie.

– Idiota... – mruknąłem, jednak mimowolnie i tak się zaśmiałem, kiedy Rai zmarszczyła swoje jasne, prawie niewidoczne brewki.

– Ona pewnie się zastanawia, co te dziwaki pierdolą za głupoty. – parsknął Louis. – Ja tu chcę sobie poleżeć w ciszy a oni ciągle się chichrają. Tak sobie myślisz, co nie Rai-Tai?

– Nie klnij przy dziecku – niebieskooka dziewczyna zwróciła uwagę swojemu braciszkowi, patrząc na niego wymownie. W końcu ktoś oprócz mnie zwrócił uwagę Louisowi. Wyciągnąłem dłoń do dziewczyny, by przybiła mi piątkę. Ta zrobiła to z dużym uśmiechem. – Harry to od dziś mój ulubiony, lepszy brat.

Raisin • Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz