15

15K 525 7
                                    

Kiedy weszliśmy do gabinetu Setha, Auror starał się zgrywać pozory pewnego siebie, ale od razu widać było, że nie wychodziło mu to najlepiej. Mój mate czuwał bardzo uważnie i przyglądał się najmniejszemu ruchowi pana wampirów. Stanęliśmy za biurkiem, a on nie wiedział co dokładnie powiedzieć.

- Oczekujesz pomocy dla twojej córki, podczas gdy ty nie miałeś litości dla mojego brata, który nic ci nie zrobił.
Udowodniłeś, że nie można ci ufać.

- Nie mogę zgłosić się do nikogo innego, żałuję, że wtedy pozbawiłem go życia, ale czasu nie cofnę. Był zagrożeniem, ponieważ rozwijał magię.

- Rozwijał magię? On tylko ćwiczył łatwe zaklęcia! Baliście się go jak pieprzone tchórze i na moich oczach rozerwaliście go na strzępy! - zaczęłam warczeć i czułam jak moje pazury przebijają się przez skórę.

- Wiem ile cierpienia śmierć Issaca przyniosła twojej rodzinie jak i tobie, ale...

- Nic nie wiesz! Budzisz postrach wśród swoich ludzi, a tak naprawdę jesteś nic nie wartym gnidą! Wszyscy tacy jesteście, nic nie warte pijawki.
Zajmę się twoją córką, tylko dlatego, że to dziecko nie powinno mieć w sobie ani grosza waszego obrzydliwego genu. Uleczę ją z wampiryzmu i stanie się zmiennokształtnym po matce, ale zostanie w naszej watasze, a ty nie zbliżysz się do niej - zawarczałam na niego czując jak gniew przejmuję nade mną kontrolę.

Widziałam, że bije się z myślami. Nie chciał porzucać dziewczynki, ale nie pragnął jej śmierci. Przez chwilę milczał, aż w końcu zgodził się.
Najgorzej było z matką, która nie chciała oddać córki, jednak ona mogła ją widywać. Przychodzić raz dziennie i odwiedzać ukochane dziecko.
Wiedziałam, że nie powinnam rozdzielać malucha od rodziców, ale to było najlepsze wyjście. W szczególności kiedy jej ojciec był mordercą, zdolnym do wszystkich czynów.

Trzydzieści minut później kiedy jedna z starszych kobiet w domu zajęła się dzieckiem, a wampiry oddaliły się, nadal czułam jak moja krew buzuje mi w żyłach. Szum w uszach był nie do zniesienia, a wcale nie pomagał mi fakt, że głowa wręcz mi pękała.
Czułam dekoncentracje, nie miałam bladego pojęcia co się ze mną dzieje. Dziwny zapach unoszący się z jakiegoś pomieszczenia był nie do zniesienia. Postanowiłam udać się w tamtą stronę i pozbyć się tego, co mąciło mi w głowie. Jednak im byłam bliżej tym bardziej osłabienie wzrastało. Miałam ochotę zawołać Setha, który nie wiadomo gdzie teraz był, ale nie zrobiłam tego. Czułam jak mój wilk zaczyna przejmować kontrolę, ale nie była to pełna kontrola nad moim umysłem.
W pewien sposób dało mi to siłę i wtedy bez problemu dostałam się do dziwnego pokoju, którym jak się okazało była biblioteka. Szłam po zapachu, ale w pewnym momencie zaczął być on w całym pomieszczeniu. Krew w moich żyłach płynęła bardzo szybko, a ja wręcz czułam jakby wrzała. Złapałam się za głowę, a moje oczy zmieniły kolor na wilczy. Wtedy zobaczyłam coś na co nie zwracałam uwagi ludzkim okiem. Na parapecie stała roślina, z której unosił się ten okropny zapach. Miałam ochotę ją wyrzucić przez okno, ale zobaczyłam na niej kartkę z nazwą. Kto, gdzie i w jakim celu przyniósł mi ostatni składnik do złamania zaklęcia? Oraz kto znał sposób na złamanie zaklęcia i wiedział, że roślina musi być wysuszona?

Z dalszym bólem głowy i innymi dolegliwościami zerwałam liście. Szybkim krokiem podeszłam do swojej miseczki, w której miałam inne składniki i zgniotłam w proch roślinę. Pozbyłam się reszty drzewka w porywczym tempie i wróciłam do biblioteki.

- Błagam, zadziałaj - szepnęłam sama do siebie.

Nabrałam trochę prochu na dłoń i dmuchnęłam prosto w zaczarowany regał. Bariera zaczęła rozrywać się na strzępy, a od niej emanowało niebieskie światło. Później po prostu zniknęło, a ja czułam jak moje osłabienie powraca i widząc mroczki przed oczami, zemdlałam.

Seth

Stałem w lochach dokładnie wysłuchując słów Ivana, który właśnie rozmawiał z Christianem. To nie była miła rozmowa, ale nawet nie miała do takich należeć. Ten zdrajca czychał na życie mojej ukochanej, nie był godzien szacunku, ani cywilizowanych zachowań w stosunku do niego.

- Kto wami kurwa rządzi?! - ryknął pierwotny i wbił mu coś ostrego w dłoń, na co ten krzyknął boleśnie, a potem się roześmiał.

- Myślisz, że ci powiem? Nikt z was się nie dowie, nie zdradzę imienia swojego pana, on sam po was przyjdzie.

- O czym ty pieprzysz głupi kundlu?

- Czuję smród twojego nowego alfy oraz wiem, że nas słyszy. Sądzisz, że spodoba mu się wiadomość, że jego kochana mate za chwilę zatruje się trującą rośliną, o którym śmiercionośnym działaniu nie ma pojęcia?

Miałem ochotę go rozszarpać wiedząc, że łży jak z nut. Jednak obiecałem Anastasii, że przed rozmową z nią, będzie żywy.

- Nasz pan nie chce jej uśmiercić, chce ją przeciągnąć na naszą stronę. Wiedziałeś, że ta głupia gówniara w przyszłości zostanie czarownicą? Potrzebujemy takiej naiwnej suki do wykonywania naszych zleceń.

Wkurwiłem się. Ryknąłem na całe gardło i wszedłem do pomieszczenia, a potem pazurami rozdrapałem mu gardło. Chciał się za nie złapać, ale jego przywiązane do metalowego krzesła ręce, uniemożliwiały mu to.
Wiedziałem, że prędzej czy później uleczy się, ale do tego czasu, będzie cierpiał.
Chciałem już wyjść i udać się do swojej przeznaczonej, ale usłyszałem jego cichy śmiech i coś we mnie drgnęło kolejny raz. Złapałem za jakąś długą rurę i wbiłem mu ją prosto w brzuch przebijając go na wylot. Złapałem za nią i zacząłem ją przekręcać, a on krzyczał z bólu.

- Bądź świadom, że żyjesz tylko ze względu na łaskę jaką podarowała ci moja Luna i jeżeli tylko trafi się okazja, nie będę zwracał uwagi na to, że stracę cenne informacje. Będziesz umierał każdego dnia na nowo kiedy tylko krew pierwotnego w twoim ciele zacznie działać. Nie będę litościwy i nie licz na dobroć od żadnego mojego człowieka - widziałem strach w jego oczach i na potwierdzenie swoich słów wbiłem rurę w ścianę.

Wyszedłem z celi wycierając ręce w mokrą szmatę, a Ivan udał się za mną.
Kazałem mu odnaleźć Dereka, który miał zająć się więźniem.
Chwilę później ledwo udałem się do domu głównego i już wiedziałem, że coś jest nie tak. Poczułem nagły i ogromny ból, a wtedy jak z procy pobiegłem za zapachem Any.
Odnalazłem ją w bibliotece. Leżącą na podłodze z rozwalona głową. Byłem przerażony i od razu usiadłem obok niej biorąc ją w swoje ramiona.
W myślach zawołałem lekarza, a potem spojrzałem na nią. Wyglądała jak pogrążona w śnie, ale nie pasowało mi to jak bardzo na jej twarzy panował spokój. Zaskomlałem na samą myśl, że mogłem ją stracić i przyciągnąłem ją mocniej do swojego ciała. Nie zwracałem uwagi na to, że na moim ubraniu zaczęła pojawiać się jej krew. Całowałem jej głowę i starałem się uspokoić własne myśli, ale nic mi nie pomagało.
Metaliczny zapach był coraz bardziej wyczuwalny, a ja obawiałem się zbyt wielu. W końcu pojawił się lekarz i po chwili oznajmił, że koniecznie musi zabrać ją do budynku szpitalnego.

Moja Na WiekiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz