Przez ponad pół soboty odsypiałyśmy nocną imprezę. Nieźle zabalowałyśmy, bolały nas nogi, a dodatkowo moje przyjaciółki męczył jeszcze kac, więc nie ma się, co dziwić, że byłyśmy naprawdę zmęczone i nie zrobiłyśmy nić pożytecznego. Dopiero pod wieczór postanowiłyśmy wyjść na jakąś kolację, ponieważ miałyśmy ochotę zjeść coś naprawdę dobrego. Wybór padł na japońską knajpkę w centrum, w której serwują naprawdę pyszne sushi. Potem poszłyśmy jeszcze na prawie godzinny spacer, bo jednak zjadłyśmy naprawdę dużo i musiałyśmy spalić choć trochę, żeby nie mieć wyrzutów sumienia. Po drodze oczywiście nie zabrakło śmiesznej sytuacji z Megan w roli głównej. Wpadła na pewnego nowojorczyka, który pod wpływem naprawdę mocnego szturchnięcia, niestety wylał sok na moją przyjaciółkę i jej nowy płaszcz. Zwyzywała go, prawie pobiła, a on w tym czasie stał potulny jak baranek i wszystkiego pokornie wysłuchiwał. Po dłuższej chwili, kiedy każdy przechodzień dziwnie patrzył się na tą sytuację, Megan nagle złagodniała i zapytała chłopaka o numer telefonu. Co? Byłam pewna, że jej go mimo wszystko da, ponieważ moja psiapsi jest naprawdę niezłą laską, ale niestety tak się nie stało. Zamiast tego spojrzał na nią przerażony i uciekł. Moja przyjaciółka jeszcze krzyczała za nim, że jest mięczakiem, więc niestety nie mogłam się nie śmiać i przez pół drogi szłam zgięta w pół, ledwo łapiąc powietrze. Do mieszkania wróciłyśmy koło 21:00. Wzięłyśmy prysznic, a następnie zabierając nasze ukochane przekąski, rozłożyłyśmy się na moim łóżku z sypialni. Wyciągnęłam ogromny karton, w którym trzymam wszystkie zdjęcia. Na większości byłam ja z Aaronem, z Megan i Kate, a także te, które robiłam w czasie ciąży. W ciągu dziewięciu miesięcy było ich naprawdę sporo. Mój mąż nie mógł być ze mną w tym czasie, dlatego chciałam jak najwięcej udokumentować, abym mogła mu potem wszystko opowiedzieć, gdy wróci. Po śmierci Aarona robienie zdjęć brzuszka było dla mnie swego rodzaju terapią, a teraz dzięki temu mogę sobie powspominać razem z moimi przyjaciółkami, jak to byłam słonikiem.
Nagle moją uwagę zwróciło pewne zdjęcie. Byłam na nim ja, Aaron i jego kuzyni, Megan, Kate, i parę innych znajomych z Detroit. Staliśmy wszyscy roześmiani na plaży, przy wschodzie słońca. Było to jeszcze za czasów, kiedy ja i mój mąż byliśmy dopiero narzeczeństwem. Pojechaliśmy wtedy ze znajomymi do Californii, aby powygrzewać się tak porządnie w słońcu. Aaron nie był za bardzo zadowolony z tego pomysłu, bo wolał, jednak jakąś aktywniejszą formę wypoczynku. Kochał góry, wspinaczkę i spanie pod namiotami. To wtedy właśnie nauczyłam się surfować. Spędziliśmy tam ponad dwa tygodnie, w czasie których codziennie urządzaliśmy ogniska i imprezy w małym gronie. Był to chyba najlepszy nasz wspólny wyjazd ze znajomymi. Było naprawdę fajnie i mamy masę wspomnień stamtąd.
- A pamiętacie, jak podrywał mnie wtedy kuzyn Aarona, ten Lucas? Chyba tak miał na imię. – Zamyśliła się Megan.
- Pamiętamy, pamiętamy. Szkoda tylko, że okazałaś się dla niego tylko przygodą, w celu wzbudzenia zazdrości u jakiegoś Hiszpana.- Zironizowałam.- I był gejem.
- Ten Hiszpan był serio gorący. W sumie szkoda, że wyjeżdżał już pod dwóch dniach.- Wydęła warki Kate.
- Znowu zaczęłam się zastanawiać, czy między nim a Lucą coś było...
- On był bi, głupki!- Wykrzyczała Megan.
- Serio? Skąd wiesz?- Zaciekawiła się Kate i zmrużyła oczy.
- No, bo...ugh...tak jakby spotykał się z nami równocześnie, nie wiedząc, że Lucas wywołuje zazdrość u niego, ja byłam zaczarowana nimi. To skompilowane, serio! On tak jakby chciał nas obojga?
- Jak mogłaś nam o tym nie powiedzieć!!?- Wykrzyczałyśmy równocześnie.- Taka gorąca historia, a my nic nie wiemy.
- Lucas nie chciał mnie jednak w tym związku, więc Hiszpan się obraził.-Wzruszyła ramionami- I oto smutny koniec mojej historii miłosnej. Nawet się nie zaczęła.
- To przykre- westchnęłam z ironią.
Zasnęłyśmy znowu późno w nocy. Poranek był czystą masakrą. Dziewczyny biegały po całym mieszkaniu, pakując swoje rzeczy. Rozgościły się tak bardzo, że przy okazji zapomniały, gdzie, co i do której szafki pochowały. Lot miały o czternastej, więc powinny minimum godzinę wcześniej być na lotnisku, a one o trzynastej dopiero wsiadały do mojego auta. Bałam się, że nie zdążą. W ostatniej chwili wbiegły na odprawę. Kocham te wariatki. Znowu będę musiała za nimi tęsknić.
Nie wiedząc, co mam dalej robić w tę niedzielę, postanowiłam pojechać już po Bruno. Rozmowy z nim przez telefon w czasie tego weekendu niewiele mi dały. Jestem cholernie zżyta z moim synkiem i dziwnie mi jest, gdy nie ma go ze mną. Dziewczyny jakoś zapełniły mi czas, ale podejrzewam, że gdyby została sama w mieszkaniu na weekend, to w sobotę po południu byłabym już po Bruno. Po drodze do domu teściów, wstąpiłam jeszcze do cukierni, po jakieś dobre ciasto do kawy. Byli lekko zdziwieni moim pojawieniem się, ale widząc ich uśmiech, stwierdziłam, że chyba się ucieszyli.
- Dobra! Przyznaję się. Już nie mogłam bez Bruno i wpadłam. – Mówiłam mając już Bruno uwieszonego na mojej szyi. – Ale mam bardzo dobre ciasto i liczę na kawę.
- Jak dobrze!- Krzyknął mój teść i chwycił się za serce. – Brakowało mi cukru. Ty wiesz, czego mi potrzeba!- Zabrał ode mnie pakunek i przytulając go do serca, zaczął go wąchać i coś szeptać.
- Szkoda gadać. –Machnęła ręką teściowa i poszła do kuchni, zapewne wstawić wodę.
- To, co robiliście w weekend?- Zapytałam od razu, gdy tylko rozsiadłam się na kanapie.
- Byliśmy w teatrze kukiełkowym i w kinie, i na placu zabaw...- Bruno zaczął wymieniać i pokazywać mi zabawki, które dostał od dziadków.
- Ale wy nie możecie go rozpieszczać. Macie dużo wydatków, kredyt, to jest naprawdę niepotrzebne.
- Już nie przesadzaj kochana. Przez swoją głupotę tyle czasu straciliśmy. Chcemy to nadrobić, te rzeczy to naprawdę nic wielkiego. Uśmiech Bruno jest najpiękniejszy.
- Ale ja się z tym źle czuję...
- Już nie wymyślaj. Dziadkowie są od rozpieszczania, a rodzice od wychowywania.
- Dzięki wielkie. Jak zwykle ja odwalam brudną robotę.- Zironizowałam w żartach i wzięłam się za jedzenie ciasta czekoladowego, które było oczywiście pyszne i jakbym mogła, to bym mu ułożyła litanie pochwalną.
Po jakimś czasie postanowiłam w końcu zabrać Bruno do domu. Zostawił trochę rzeczy u dziadków, bo stwierdził, że czasem nie będzie miał się czym bawić, jak do nich pojedzie. Byliśmy już lekko zmęczeni, dlatego też szybko się wykąpaliśmy. Zrobiłam nam popcorn karmelowy i włączyłam „Epokę Lodowcową". Najpierw zasnął Bruno, ale stwierdziłam, że przeniosę go do jego łóżeczka, gdy bajka się skończy. Niestety. Sama również zasnęłam.
M.
CZYTASZ
You are such a fool!
RomanceAnastasia po śmierci ukochanego męża musi radzić sobie sama z problemami, a także wychowaniem synka...