Rozdział 2. "Praca to nie czas na randki"

15.7K 487 45
                                    

- Mamo, mamo wstawaj!- z mojego spokojnego snu wybudził mnie mały potworek, który postanowił urządzić mi wcześniejszą pobudkę, skacząc po mnie jak szalony i naciskając na każdą część mojego ciała. Tej nocy, pomimo wczorajszych, niemiłych wydarzeń, spało mi się nadzwyczaj doskonale.

- Bruno- mruknęłam zaspana.- Daj mi jeszcze chwilę. Jest jeszcze wcześnie. Mamy czas.

- Ale ja jestem taki głodny! No dalej mamo! Nie daj się prosić.

- Najpierw chcę buziaka od mojego synka.- powiedziałam zrezygnowana w poduszkę , przy tym głośno wzdychając. Zastanawiałam się w ogóle czy mój maluch mnie usłyszał. Jak się w tej samej sekundzie okazało , doskonale wiedział, co ma zrobić, ponieważ od razu poczułam serie pocałunków na mojej twarzy, co było totalnie urocze.

- Już wystarczy?- zapytał z buźką przyciśniętą do mojej. Mruknęłam mu tylko w odpowiedzi i postanowiłam w końcu wstać, ponieważ wiedziałam, że Bruno nie da mi spokoju. Założyłam ciepłe kapcie i owinęłam szlafrokiem, aby zatrzymać choć trochę ciepła z łóżka.

W kuchni wstawiłam wodę na poranną kawę, którą codziennie piję, a następnie zwróciłam się do mojego synka, który cały czas cierpliwie czekał na moją uwagę przy wyspie kuchennej.

- Płatki?- zapytałam nachylając się w jego stronę.

- Ale czekoladowe?- upewnił się maluch.

- Jakie tylko zechcesz- posmyrałam go lekko po jego małym nosku i rozpoczęłam przygotowywania śniadania. Postawiłam gotową miskę przed moim synkiem, a następnie przy wcześniejszym napomknięciu o byciu grzecznym, postanowiłam w końcu zadbać o siebie. Pomalowałam się, dokładnie wyprostowałam włosy, a następnie założyłam czarną klasyczną sukienkę, w której czułam się naprawdę kobieco. Mrugnęłam do siebie okiem w lustrze i wróciłam do kuchni. Teraz nadeszła pora na mojego synka.

- Zjadłeś?- spytałam śmiejąc się z jego brudnej buźki. Pokiwał główką na potwierdzenie, a następnie zeskoczył z hokera, o mało co się oczywiście nie przewracając. – Idziemy myć pyszczek, ząbki!- ponagliłam go.

- Nie lubię myć zębów- wyjęczał.

- Ale trzeba! Bo będziesz miał żółte! Raz dwa i będzie po wszystkim.

Po przypilnowaniu Bruno w dokładnym umyciu, ubrałam go, spakowaliśmy plecak do przedszkola i mogliśmy wychodzić. Byłam bardzo dumna z dzisiejszego czasu wyjścia z domu, ponieważ będę kilkanaście minut przed czasem i może w końcu utrę nosa temu draniowi, swoją punktualnością. Odwiozłam małego do przedszkola, a już po dwudziestu minutach przekroczyłam próg firmy. Jak zwykle poprawiłam się w lustrze, a następnie pewnym krokiem pojawiłam się przy Eleonor.

- A kogo moje oczy widzą tak wcześnie?- zapytała z uśmiechem.

- Ten dupek już jest?- musiałam się upewnić, czy moje przeczucie mnie nie myli i jestem pierwsza.

- Nie ma go jeszcze. A co, nie możesz doczekać się spotkania z nim?

- Jak zawsze. – zaśmiałam się.- Przecież my się uwielbiamy.

- Wy się kochacie- wybuchła śmiechem, a ja zaraz za nią.

- Ty to potrafisz poprawić mi tak humor rano. Czyli wychodzi na to, że muszę poczekać na niego, bo zapewne nie zostawił mi listy zadań?

- Niestety, był wspaniałomyślny. To dla ciebie.- wyciągnęła zza lady plik kartek. – Kazał ci to przejrzeć, poprawić i powypełniać.

- To w takim razie idę do siebie. Im wcześniej zacznę, tym szybciej skończę!- pomachałam na pożegnanie i z plikiem papierów skierowałam się w stronę mojego małego gabinetu. Płaszcz odwiesiłam za wieszak, torebkę na oparcie krzesła i włączyłam komputer, na którym od razu zaczęły pojawiać się nowe powiadomienia. Rozłożyłam wszystko potrzebne na biurku i zabrałam się za umowy.

You are such a fool!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz