Rozdział 24. "Pięknie tu jest."

11.6K 333 4
                                    

- Pamiętaj. Bądź grzeczny, słuchaj dziadków i dzwoń do mnie.- Mówiłam do Bruno, gdy zapinałam mu kurteczkę. Czwartek nadszedł bardzo szybko i właśnie dawałam mojemu synkowi ostatnie przestrogi na drogę.

- Będę grzeczny.- Odpowiedział już znużony moim gadaniem. Widziałam to po jego minie.

- No ja mam nadzieję.- Poczochrałam go po policzkach i wzięłam na ręce.- Będę za tobą tęsknić synku. Bardzo się kocham.

- Ja też, mamo.- Odpowiedział na odchodne i zaczął się wiercić, chcąc już się uwolnić.

- Już daj chłopakowi spokój. Będzie grzeczny.- Zaśmiała się moja była teściowa i chwyciła go za rączkę.

- Zapakowałam mu do torby jeszcze ten syrop na kaszel, w razie, co.- Dopowiedziałam, podając panu Albertowi walizkę-pingwina.

- Anastasia, uspokój się – mrugnął do mnie i chwycił ją ode mnie.- Zachowujesz się jak nadopiekuńcza matka z filmów. Bruno jedzie na cztery dni z nami. Wróci cały i zdrowy.

-No dobrze. Po prostu się o niego martwię, ale trochę faktycznie powinnam się uspokoić.

- A... i nie dzwoń, co godzinę, Dał małemu odsapnąć od przewrażliwionej mamuśki. Odpocznij w tym czasie. Rozumiemy się?

- Rozumiemy, rozumiemy.- Zaśmiałam się, machając im na pożegnanie i zamykając za nimi drzwi.

Ja też miałam plany na weekend. Gdy tylko Jeremy usłyszał o tym, że mój synek wyjeżdża, od razu podłapał pomysł krótkich wakacji. Nie dał mi nic zaplanować i sam się wszystkim zajął. Nie miałam nic do gadania. Nakazał mi tylko zabrać ubrania na upał i być gotową w piątek o 17:00. Nawet nie wiem, gdzie jedziemy, ale właściwie to ufam mojemu chłopakowi i nie mogę doczekać się wspólnego czasu.

Punktualnie o ustalonej godzinie czekałam w mieszkaniu na bruneta. Miał mi pomóc z walizką, bo jednak sporo rzeczy się w niej zmieściło. Wszystko potrzebne na trzy dni. Przywitał mnie długim pocałunkiem, a następnie z trudem się od siebie odrywając wyszliśmy z bloku, uprzednio zamykając mieszkanie. Wsiedliśmy do auta, a dłoń Jeremy'ego od razu odnalazła moją i splótł nasze palce, umieszczając je na moim kolanie. Podczas jazdy rozmawialiśmy na luźne, niezobowiązujące tematy. Próbowałam wyciągnąć, dokąd jedziemy, ale był nieugięty. Nasza rozmowa zeszła także na tematy firmy. Większość pracowników zaakceptowała nasz związek i nie musieliśmy już się ukrywać. Co prawda, zdarzały się wyjątki szepczące mi za plecami i posyłające morderczy wzrok, jednak przestałam zwracać na to uwagę. Jeremy Black z każdym dniem stawał się coraz ważniejszy z moim życiu. Często zostawał u nas na noc lub my z Bruno u niego. Spędzaliśmy razem każdą wolną chwilę i naprawdę czułam, że jestem dla niego ważna.

Gdy dojechaliśmy na lotnisko, sprawnie przeszliśmy przez odprawę i wsiedliśmy do samolotu. Dowiedziałam się także z biletu, dokąd jedziemy. Byłam już dumna ze swojego małego zwycięstwa, ale Black posyłając mi rozbawione spojrzenie, odpowiedział, że po wylądowaniu musimy płynąć jeszcze trochę oceanem i dalej nie wiem, gdzie jedziemy. Ułożyłam usta w podkówkę odwróciłam głowę, udając obrażoną. Oczywiście, Black jak to Black, nie wziął mnie na poważnie i zaczął się ze mnie śmiać. Objął mnie ramieniem i przyciągnął do swojego torsu, tak, że mogłam ułożyć wygodnie głowę.

- Prześpij się. Czekają nas jeszcze jakieś cztery godziny lotu.

Nie podejrzewałam, że prześpię całą podróż, ale cóż tak się stało. Obudziłam się dopiero na chwilę przed wylądowaniem, gdy musiałam zapiąć pasy. Przez moment nie wiedziałam gdzie jestem i jaki dzień tygodnia, dlatego na płycie lotniska dalej byłam odrobinę nieprzytomna. Walizki wsadziliśmy do bagażnika, a następnie wsiedliśmy do taksówki, jadąc w stronę wybrzeża. Potem sprawnie wsiedliśmy na jacht Jeremy'ego. Właśnie. Dowiedziałam się, że ma swój jacht. Popłynęliśmy nim w stronę wyspy, która była sporo od nas oddalona.

You are such a fool!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz