Rozdział 9. "Nie będę strzelać aż takich fochów".

13.3K 381 2
                                    

Minął już tydzień od wyjazdu moich przyjaciółek. Codziennie odwoziłam Bruno do przedszkola, jeździłam na rehabilitacją i w międzyczasie szukałam nowej pracy. Wysłałam już swoje CV do wielu film, w sumie to do każdej, która ogłosiła nabór na nowego pracownika. Kilka napisało, że już znaleźli, inni nie szukają ludzi z moim wykształceniem. Na kolejne rozmowy byłam umówiona. Szło mi słabo, ale za wszelką cenę starałam się nie poddawać i motywować. Była zdeterminowana na znalezienie nowej pracy. Za tydzień kończy mi się zwolnienie lekarskie.

Z takim postanowieniem wybrałam się na kolejną rozmowę, do biurowca w centrum miasta. Rozmowę miałam mieć z panem Frye'em, który poszukiwał asystentki. Niestety, od razu nie spodobało mi się w tej filmie. Mężczyzna patrzył na mnie jak na przez całą rozmowę obleśnym wzrokiem i oblizywał stale usta. Traktował mnie jak zwykłą, pustą lalę. W życiu nie pozwolę sobie na takie coś. Starałam się jak najszybciej wyjść z tego budynku. Moja noga już nigdy tam nie postanie. Niestety, na domiar złego w drodze do domu natknęłam się na wypadek i ogromny korek. Szybko zadzwoniłam do mojej teściowej, która zgodziła się zając Bruno w czasie mojej nieobecności. Wiedziałam, że była dzisiaj z kimś umówiona i było mi okropnie głupio. Chciałam tam dotrzeć jak najszybciej.

***

W tym samym czasie Bruno był razem ze swoją babcią. Kobieta odebrała go z przedszkola, pojechali na obiad, a następne parę godzin spędzili na zabawie w pokoju chłopca. Niespodziewanie ktoś zadzwonił do drzwi. Po otworzeniu brązowej powłoki, ukazał się im przystojny mężczyzna w garniturze z zakłopotanym wyrazem twarzy.

- Dzień dobry! Zastałem może Anastazję?

- Nie ma jej aktualnie w domu. A pan, kim jest?

- Jestem...

- To szef mamy!- Wtrącił się Bruno i wyjaśnił za mężczyznę.

- A ja myślałam, że się zwolniła z pracy, bo jest aktualnie na rozmowie kwalifikacyjnej. Ale może coś pomyliłam.

- To prawda. Zwolniła się i dlatego tutaj jestem.

- Dzwoniła niedawno, że utknęła w korku powinna być za jakeś pół godziny. Chce pan na nią poczekać?

- Jeśli to nie problem.

-Oczywiście, że nie. Proszę wejść.- Zaprowadziła mężczyznę do salonu.- Napije się pan czegoś?

- Nie, dziękuję.- W tym samym czasie do mężczyzny podszedł Bruno.

- A chce się pan ze mną pobawić? Bo babcia nie zna się na lego i autach.- Mały zrobił błagalną minę. Jeremy nigdy jakoś szczególnie nie przepadał za dziećmi. Sporadycznie zajmował się swoimi bratankami, ponieważ zawsze czuł, że pod jego opieką mogłoby się im coś stać. Teraz było inaczej. Musiał zrobić wszystko, aby mama chłopca wróciła do pracy. Nie mógł znaleźć nikogo kompetentnego i zorganizowanego na jej miejsce. Jego wcześniejsze, dobrze rozpisane dokumenty i spotkania, teraz były w fatalnym stanie. Asystencji na zastępstwo z niczym sobie nie radzili. Byli po prostu beznadziejni.

- Czemu nie? To gdzie masz te klocki?- Chłopiec chwycił go za rękę, co było dla niego dziwnym uczuciem. Miał naprawdę malutką dłoń. Zaprowadził go do pomieszczenia z masą zabawek w środku. Raj dla takiego malucha. Wysypał ogromny karton z lego i rozsiadł się na podłodze. Mężczyzna po wcześniejszym ściągnięciu marynarki, także powtórzył jego czynność. Już po chwili myśleli, co i jak wybudować. Gdy mieli już prawie połowę budowli, w pokoju pojawiła się babcia chłopca.

- Przepraszam pana. Mam pytanie. Jestem umówiona, a właściwie już spóźniona. Pomyślałam, że skoro i tak czeka pan na Anastasię, to może zostałby pan z małym te piętnaście minut?- Zapytała niepewne.

You are such a fool!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz