Starałam się jak najszybciej dotrzeć do miejsca mojej pracy. Z oddali widziałam już ogromny, oszklony budynek, który wyróżniał się swoim reprezentacyjnym wyglądem, na tle innych. Byłam już prawie spóźniona. No właśnie. Prawie. Zostało mi jakieś trzy minuty.
- Muszę zdążyć!- Powtarzałam sobie w myślach. Jeśli pojawię się, chociaż minutę po czasie, mój przeklęty szef będzie mi to wypominał do końca mojej kariery w tej firmie, a dodatkowo dołoży mi tyle papierów, że do nocy się nie wyrobię. Ten drań jest chyba najbardziej nieczułą osobą, z jaką kiedykolwiek miałam do czynienia. Jeremy Black - piekielnie przystojny mężczyzna, który swoim wyglądem onieśmiela każdą kobietę, z wyjątkiem mnie. Uroda nie jest dla mnie najważniejsza. Kiedyś słyszałam, że mężczyzna musi być na tyle przystojny, aby nie wstydzić się z nim pokazać. Rzeczywiście tak jest, ale ważniejszy jest zdecydowanie charakter, a on nim niestety nie grzeszy.
Mój dzisiejszy poranek był chyba jednym z najbardziej nieudanych w całym życiu. Nie zadzwonił mi budzik, pomimo tego, że ostatniego wieczora na pewno go ustawiałam. Zaspałam o ponad poł godziny, co dla samotnej matki pracującej jest klęską. Mój synek- Bruno, jak na złość, akurat dzisiaj nie miał ochoty wstać. Gdy udało się go w końcu wyciągnąć za nogi z łóżka, każda jego rutynowa, poranna czynność zajmowała o wiele dłużej niż zawsze. Jedyną pozytywną rzeczą było to, że na szczęście wyprasowałam sobie ubrania do pracy wczorajszego wieczora, więc miałam to z głowy. Gdy doprowadziłam do porządku siebie i mojego synka, w końcu wyszliśmy z domu. Na odwiezienie go do przedszkola i dojechanie do pracy miałam dwadzieścia minut. To niewykonalne, aby o tej godzinie dotrzeć do dwóch miejsc w Nowym Jorku, w tak krótkim czasie. Bruno dowiozłam punktualnie. Szybko oddałam go w ręce przedszkolanki przepraszając za to, że nie mam czasu przebrać mu butów i zdjąć kurtki, szybko wybiegłam z budynku. Ze zrozumieniem pokiwała głową i pomachała na pożegnanie , zauważając na pewno, że miałam ciężki poranek i wyglądam jak siedem nieszczęść. W końcu dotarłam do firmy. Nerwowo stąpałam w miejscu czekając na windę, która w moim odczuciu jechała do mnie zdecydowanie za długo. Gdy się pojawiła, gorączkowo zaczęłam poprawiać swój wygląd, aby prezentować się, choć trochę lepiej.
- Spóźniona!- Usłyszałam głos mojego przeklętego szefa, gdy tylko drzwi windy się otworzyły. Stał już przy recepcji i na pewno odczuwał ogromną satysfakcję z mojego kilkusekundowego spóźnienia. Czułam na sobie współczujący wzrok recepcjonistki- Eleonor, która była moją bardzo dobrą koleżanką.
- Pana też miło widzieć- powiedziałam z fałszywą uprzejmością, a w myślach przewróciłam oczami.
- Jakie ma pani wytłumaczenie na swoje spóźnienie?
- Miałam bardzo ciężki poranek.
- Ciężki, doprawdy? Może, zatem powinna pani wcześniej wstawać, skoro nie potrafi pani zjawiać się punktualnie w pracy?
- Spóźniłam się tylko kilka sekund.- Warknęłam już naprawdę zirytowana. – Dla pana wiadomości to moje pierwsze spóźnienie, budzik mi nie zadzwonił.
- Może, zatem powinna pani lepiej sprawdzać swój sprzęt. Przez to urządzenie mogłaby pani przecież stracić pracę.
- Jeżeli jeszcze nie otrzymałam wypowiedzenia, to może jednak jej nie stracę. A z resztą, kto inny wytrzymałby z pana humorkami i fochami? Przypomni mi pan, ile wytrzymała najdłużej pana asystentka, oczywiście poza mną?
- Niech pani w końcu zacznie pracować, bo moja cierpliwość niedługo się skończy. Na biurku zostawiłem listę zadań, jednak myślę, że coś do tego jeszcze dodam, za dzisiejsze spóźnienie. – To powiedziawszy ruszył do swojego gabinetu, przy okazji głośno trzaskając drzwiami jak nastolatek.
CZYTASZ
You are such a fool!
RomanceAnastasia po śmierci ukochanego męża musi radzić sobie sama z problemami, a także wychowaniem synka...