Rozdział 16."Ja chcę być szczęśliwa."

12.2K 336 5
                                    

Przed przeczytaniem tego rozdziału, upewnij się, czy przeczytałeś/aś poprzedni.


- NIE!- krzyknęłam głośno i nagle się obudziłam. Przerażona obejrzałam się dookoła siebie, zauważając, że jestem dalej w samochodzie, a obok mnie siedzi przerażony Black, który mocno szarpie mnie za ramie. On żyje?– Co się stało?- Wyszeptałam i starłam łzy, które spływały mi po policzku.

- Zasnęłaś i nagle zaczęłaś krzyczeć moje imię, szamotałaś się. Wszystko ok?- Spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem.

-Miałam zły sen, bardzo zły.- Przeczesałam ręką włosy.- Robiłam coś oprócz tego?

- Chyba nie. Zatrzymałem się na poboczu, żeby się obudzić. – Wytłumaczył i wskazał ja jadące obok nas jadące auta. – Co ci się śniło?

- Ja...ja chyba nie chcę o tym rozmawiać. To było zbyt okropne.- Starałam się brać głębokie wdechy, aby się uspokoić.- Czy...mogę się przytulić?- Zapytałam nagle, jednak widząc wzrok Jeremy'ego szybko zaprzeczyłam moim wcześniejszym słowom.- Nie...przepraszam...to było głupie...- jąkałam się i zawstydziłam. Co ja robię?

- Zawsze możesz się przytulić, ale dzisiaj rano tak bardzo pokazałaś granicę, że boję się jakkolwiek na ciebie spojrzeć. – W tej chwili zarzuciłam mu ręce na szyję i mocno się przytuliłam. Znowu czułam się bezpiecznie i nie żałowałam mojego gestu.

- Jestem największą idiotką na świecie.- Powiedziałam, gdy się od niego odkleiłam.

- Dlaczego?- Zmarszczył brwi.

- Stale coś mieszam. Wszystko psuję. Ranię innych.- Wymieniałam.

- Nie mów tak.

- Stale wmawiam sobie, że jestem tą pokrzywdzoną, że nie mogę już mieć nikogo innego po śmierci Aarona. A wcale tak nie jest. Przecież ja mogę ułożyć sobie życie, ale jestem takim tchórzem...- chyba dopiero do mnie teraz wszystko dotarło. Nie mam pojęcia, czy było to spowodowane tym snem, ale ważne, że w końcu coś zrozumiałam.- Ja chcę być szczęśliwa Jeremy.- Na moje słowa mężczyzna szeroko się uśmiechnął.

- się W końcu. Cieszę się, że w końcu coś do ciebie dotarło.- Jednak po chwili jego usta zawiązały się w wąską linię- Ale dalej mnie nie chcesz?

- Ja...-zamknęłam na chwilę oczy. – Po prostu, dla mnie wiele rzeczy dzieje się za szybko. Czuję się, taka nowa we wszystkim. Możemy powoli, małymi kroczkami?

- Cholera, wezmę wszystko, bylebyś mnie tylko nie odrzucała. Pierwszy raz zaczęło mi tak zależeć na jakiejś kobiecie, a ona mnie chce. Wczoraj byłem najszczęśliwszym facetem na świecie, jak miałem cię w swoich ramionach, a rano poczułem się jak gówno.

- Przepraszam. Nie chciałam, żebyś się tak czuł. Nie mam nic nawet na swoje wytłumaczenie. Najpierw robię, a potem myślę. Ranię innych. Ja... wybaczysz mi?

- Nie wiem...- pokręcił głową.

- Dlaczego?

- Musiałbym dostać coś w zamian. Moje wybaczenie jest dużo warte, wiesz?

- Na przykład?

- Buziak?- Postukał palcem w swój policzek i uśmiechnął się zawadiacko.

- Buziak powiadasz?

- Może nawet dwa, żebym zapomniał o całej sytuacji. – Spojrzałam na niego pobłażliwie.

- W takim razie chyba nie mam wyjścia. – Przybliżyłam się do niego i chwyciłam się jego ramion. Miałam już usta prawie przy jego policzku, gdy nagle odwrócił głowę tak, że nasze usta się spotkały. Od razu pogłębił pocałunek, a ja mruknęłam w jego usta w sprzeciwie. Oszukał mnie, ale w sumie nie gniewam się, bo bardzo mi się podobało. Uśmiechnęłam się przez pocałunek i oderwałam się od niego z głośnym mlaskiem.

- To było dobre.- Zaśmiał się.

- Oszukista.- Zmrużyłam oczy, jednak z jego strony uzyskałam tylko jedno chłopięce mruknięcie.

- Jeremy, musimy już jechać. Przez ten mój koszmar jesteśmy już prawie spóźnieni. – Spojrzałam na zegarek.

- Ja się nie spóźniam. Sprowadzasz mnie na złą drogę.- Zaśmiał się i tak jak parę dni wcześniej, położył rękę na moim udzie. Nie skomentowałam tego, ponieważ wiedziałam, co mi odpowie: „Tak mi się lepiej prowadzi". Gdy dojechaliśmy na miejsce, na szczęście okazało się, że fabryka wygląda zupełnie inaczej, niż ta z mojego koszmaru. Czekał już na nas uśmiechnięty szef, który uścisnął nam rękę na powitanie i wprowadził do budynku Starałam się pohamować moje senne uprzedzenia i dokładnie wsłuchiwać się w opowieści mężczyzny. Mieli najnowsze technologie, maszyny i surowce. Wszystko zapierało dech w piersiach. Widziałam także podziw w oczach Blacka. Nie spodziewał się takiej niespodzianki. Po ponad dwóch godzinach, pożegnaliśmy się z mężczyzną i będąc prawie zdecydowanymi na podpisani umowy, pojechaliśmy w stronę do hotelu. W drodze powrotnej, do Jeremy'ego zadzwonił jednak telefon. Był to jeden z prawników. Każdy z nich od kilku dni, w tajemnicy przed innymi, przeglądał kosztorysy i inne tego typu rzeczy, starając się czegoś doszukać. I niestety, jeden z nich znalazł powód niskich cen Febrizio. Nie wiadomo, jakim cudem, mężczyzna nie odprowadzał prawie żadnych składek i podatków, co równało się z tym, że kontrakt z taką firmą pogrążyłby także nas.

- Czyli rezygnujemy całkowicie..- Westchnął mój towarzysz- Ale z niego krętacz.

- Wolisz nie wiedzieć, co robił w moim śnie. Było gorzej.- Zaśmiałam się.

-, Co takiego?- Uniosłam głośno brwi i westchnęłam. Dokładnie opowiedziałam mu mój sen. Przy ostatnim, najgorszym momencie głos mi zadrżał.

- Kochanie, to był na szczęście tylko sen, ale przeczucia miałaś dobre, co do tej firmy. Przynajmniej możemy spędzić razem czas w Brazylii.- Uśmiechnął się szeroko.

- Wieczorem wylatujemy?- Potaknął na moje słowa, w czasie zmieniania biegu.- W takim razie nie mamy już dużo czasu.

- Jest dopiero pierwsza. Mamy jeszcze sporo czasu.

- Niech ci będzie. Co będziemy robić?- Zapytałam i wygodniej rozsiadłam się na fotelu.

- Zapewne jesteś już głodna?- Przytaknęłam szybko.- A potem może pójdziemy kupić coś dla Bruno? Bo jeszcze nic dla niego nie znaleźliśmy, a wypada mu coś przywieść.

- Wiem o tym, ale myślałam, że nie będzie na to czasu. – Pokiwałam głową.- Cieszę się, że o nim pomyślałeś.- Powiedziałam bardzo poważnie, ponieważ byłam zaskoczona jego postawą.

- To twój synek. Oczywiście, że o nim myślę. Lubi statki i lego, tak? To może znajdziemy coś ciekawego, bo mają tu pewnie inne zabawki niż w Stanach.

- Mam taką nadzieję.

Gdy dojechaliśmy do hotelu, szybko się przebraliśmy i ruszyliśmy coś zjeść, jednak do tej restauracji, która była w budynku, gdzie spaliśmy. Nie chcieliśmy znowu tracić czasu na źle prowadzące mapki Google. Po posiłku poszliśmy na jeden z kolorowych targów, na którym znalazłam przepiękną, białą sukienkę, która kupiłam bez przymierzania. Mam nadzieję, że będzie dobra. Dla Bruno wybraliśmy zestaw lego, z którego można było ułożyć trzy statki na różne sposoby. Będzie miał zajęcie na cały dzień i mam nadzieję, że mu się spodoba. Około piątej, spakowaliśmy do końca nasze rzeczy i pojechaliśmy na lotnisko. Tym razem w samolocie, od razu położyłam głowę na ramieniu Jeremy'ego, aby było mi wygodniej. Przed nami prawie dziesięć godzin lotu...

M.

You are such a fool!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz