Rozdział 25. "Maminsynek."

10.3K 329 13
                                    

Gdy wracaliśmy do domu, nagle zaczęło lać jak z cebra. W chwilę, nasze ubrania zaczęły do nas przylegać i stały się przeźroczyste. Drzewa nas nie ochroniły przed deszczem. Nawet nie wiem, kiedy zaczęliśmy całować się namiętnie, stale idąc w kierunku wilii, potykając się, co chwilę o coś. Jeremy otworzył drzwi z hukiem i zatrzasnął je kopnięciem, po czym przyszpilił mnie do najbliższej ściany, obejmując jeszcze ciaśniej. Prawdopodobnie nawet cienka kartka papieru nie zmieściłaby się między nami. Owinęłam ręce o jego kark i gdy poczułam jego ręce na moich pośladkach, podskoczyłam, umieszczając swoje nogi na jego biodrach. Kierowaliśmy się w stronę sypialni, która znajdowała się na piętrze. Opadliśmy oboje na ogromne, wygodne łóżko. Pocałunki powoli zaczęły przenosić się na inne części ciała, a ubrania powoli znikać. Odwróciłam nas tak, że siedziałam okrakiem na biodrach bruneta i zaczęłam całować jego klatkę piersiową, przegryzając ją w kilku miejscach, tworząc soczyste malinki.

- Oznaczasz mnie?- Wyszeptał podniecony.

- Oczywiście. Jesteś tylko mój.- Wbiłam się w jego usta, powoli ocierając się o jego krocze.

- Tylko twój. - Potwierdził, po czym sprawnym ruchem ponownie odwrócił nas. Przez dłuższy moment bawił się moimi piersiami, a gdy byłam gotowa, wszedł w moje wnętrze, wypełniając mnie całą.

***

Gdy przebudziłam się rankiem czułam na sobie ciężar wielkiego ramienia Jeremy'ego. Mięśni to on sobie nie żałował... Leżałam jeszcze sobie przez chwilę rozmyślając na wszystkie tematy, w szczególności o naszej wspólnej nocy. Jeremy był wspaniałym kochankiem i spełniał każdą moja potrzebę. Zasnęliśmy dopiero nad ranem. Postanowiłam być dobrą kobietą i zrobić śniadanie. Założyłam na siebie wczorajszą koszulę bruneta, która na szczęście przez noc zdążyła wyschnąć i stale pachniała jego perfumami. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na mojego śpiącego królewicza i uśmiechając się szeroko, skierowałam się do kuchni. W lodówce znajdowały się praktycznie tylko owoce i jakieś podstawowe produkty, dlatego nie bardzo wiedziałam, co ugotować. W chlebaku znalazłam parę bułek. Pokroiłam je na małe kromki, zamoczyłam w mleku i jajku, a następnie usmażyłam. Owoce umyłam i wrzuciłam do miseczki, tak abyśmy mogli posypać nimi nasze pieczywo. Śniadanie było prawie gotowe, gdy poczułam czyjeś ręce na biodrach i delikatne pocałunki.

- Obudziłem się, a ciebie nie było.- Wymruczał zachrypniętym od długiego snu głosem. Obróciłam się w jego stronę i delikatnie pocałowałam.

- Chciałam zrobić ci śniadanie.

- Takie poranki chciałbym mieć codziennie, wiesz? Ty, ja, Bruno. Budzę się obok ciebie. Pyszne śniadanko.

- Nie ma tak dobrze.- Zaśmiałam się i chwyciłam cukierniczkę w dłoń. - Wyciągaj talerze i możesz siadać.

- Tak jest, kochanie.- Zasalutował i zaczął jeść.- Co chciałabyś dzisiaj robić?

- Najpierw zadzwonię do Bruno, bo rozmawialiśmy ostatni raz przed odlotem, a potem zdam się na ciebie.

- Ja bym wrócił do łóżka i spędził tam z tobą cały dzień. Taki plan najbardziej mi odpowiada.

- To może jednak ja coś zaproponuję? Bo taki mało kreatywny ten twój plan.- Zaśmiałam się i oderwałam się od jedzenia, aby wstać i usiąść Jeremy'emu na kolanach.

- Zależy co.

- Popływajmy, poopalajmy się, co ty na to?

- Ale z czułością i mizianiem?- Zrobił minkę jak małe dziecko.

- Pomyślimy, pomyślimy...- jego ręce zaczęły błądzić po moim nagim brzuchu, okrytym tylko koszulą.

- To zastanów się dobrze, bo cię zaraz zacznę łaskotać.

- Nie odważysz się.- Zmrużyłam oczy.

- A może jednak.- W tym momencie chciałam jakoś szybko wstać, aby uniknąć gilgotek, ale brunet przewidział moje zamiary i przytrzymał mnie w pasie. Ze mną na rękach wstał i ruszył do salonu, zaraz po tym rzucając mnie na kanapę. Myślałam, że umrę ze śmiechu. Mam okropne łaskotki.

- Już...już...już koniec. Kocham cię mocno i jestem cała twoja, ale przestań.- Wysapałam, gdy czułam jak powoli nie mogę oddychać ze śmiechu, a moje mięśnie brzucha się kurczą.

- A pomiziasz mnie?- Na chwilę przestał i oparł swoje ręce tuż obok mojej głowy.

- Tak, nawet teraz.- Przyciągnęłam go do siebie za kark i delikatnie zaczęłam kąsać jego wargę, aby po chwili wbić się z namiętnością w jego usta.

***

- Bruno nie chciał ze mną długo rozmawiać.- Zrobiłam usta w podkówkę i wtuliłam się w Jeremy'ego.

- Dlaczego?

- Powiedział mi, że jest super i chce zostać kowbojem? Na tym się skończyła rozmowa. Nawet nie chciał mi powiedzieć, co robi i jak jest.- Na moje słowa brunet zaczął się głośno śmiać.- Z czego się śmiejesz?- Uderzyłam go pięścią w ramię.

- On ma już prawie cztery lata. To jest poważny wiek, wszystkie matki nadmiernie się martwią i zrzędzą. Wy matki, nie zdajecie sobie sprawy, jak dziecko jest zaradne.

- I kto to mówi? Maminsynek. Już ja widziałam te twoje relacje z mamą. Taki duży syneczek jesteś.-Zaśmiałam się.

- Ona po prostu nie może się przyzwyczaić, że jesteśmy dorośli, nie chcę jej robić przykrości.-Wzruszył ramionami.

- Na pewno, kochanie, na pewno. - Zironizowałam i pociągnęłam go za rękę w stronę wyjścia. - Chodźmy na plażę. Tylko pamiętaj, żebyś się posmarował kremem z filtrem, syneczku.- Krzyknęłam i zaczęłam uciekać, gdy rozłożyliśmy swoje rzeczy na plaży.

- O ty małpo! Zaraz cię złapię!- Odkrzyknął i ruszył w pogoń za mną. Niestety, złapał mnie i przerzucił przez ramię. Klepałam to w pośladki, aby mnie puścił, ale niestety nic to nie dawało. Wrzucił mnie do wody i zaczął chlapać. Ja oczywiście nie pozostałam mu dłużna.

***

- Nie chcę wracać. Podobało mi się tu.- Marudziłam Jeremy'emu, gdy byliśmy już na jachcie i wpatrywaliśmy się w oddalającą się wyspę.

- Obiecuję, że będziemy tu przyjeżdżać, tak często jak się da. Z Bruno.- Objął mnie w pasie i położył głowę na moim ramieniu, także spoglądając w dal.

-Fajnie jest się oderwać od miasta.

- Tu inaczej jakoś czas leci. - Dopowiedział zamyślony.- A bobas, o której wraca?

- Późno w nocy, bo mają lot po 8:00. Już się tak za nim stęskniłam. Już go nie oddam na tyle dni.- Odwróciłam się w jego stronę i przytuliłam.

- Ale za to zobacz, jakie rzeczy możemy robić sami. A mały ma przynajmniej trochę spokoju od opiekuńczej matki.

- Jesteś głupi.

- Ale mnie kochasz.

- Niestety.

- Ja ciebie też

- A jutro do pracy- zrobiłam podkówkę z ust.

- Mam bardzo seksowną asystentkę, więc mi czas szybko leci. Od jednego spojrzenia do drugiego.

- Też mam przystojnego szefa. Zna go pan?

- Chyba jakiś szczęściarz?

- Ale dziewczyna tego szefa to chyba jeszcze większa szczęściara.- Przegryzłam wargę.

- Oj tak...

Przepraszam za tak długą nieobecność. Wiem, że rozdział miał być już dobre parę dni temu, ale słabo u mnie ostatnio z czasem. Spróbuję dodać coś jeszcze w ten weekend, ale nic nie obiecuję, bo sporo przede mną.

Piszcie swoje opinię :D

M.

You are such a fool!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz