Prolog

889 26 11
                                    

Trzasnęłam drzwiami, tego już było za wiele! Matka znowu nie wróciła na noc do domu. Przyzwyczaiłam się już do tego stanu rzeczy, ale i tak byłam jednocześnie smutna i wściekła. Wychodząc nie zamknęłam drzwi na klucz, bo to nie miałoby sensu. I tak nie było w nim już nic cennego.

Do szkoły szłam szybko, by nie spóźnić się na lekcje, na które w ogóle  nie miałam ochoty iść. Po drodze minęłam moją ulubioną kawiarnię. Stanęłam i zaczęłam przypatrywać się witrynie. Zobaczyłam odbicie dziewczyny o długich brązowych włosach i zmęczonych zielonych oczach, która miała na sobie ciemnozieloną kurtkę i czarne botki. Odwróciłam wzrok, nie mogłam na siebie patrzeć i ruszyłam dalej. Przemknęłam przez pasy prosto do nielubianej przeze mnie szkoły.

***

Wchodząc do szkoły zauważyłam moją przyjaciółkę, która z wielkim uśmiechem do mnie machała. Stała obok naszych szafek, nie zwracając uwagi na pogardliwe spojrzenia nauczycieli. Jej różowe włosy sięgały ramion, a brązowe oczy spoglądały na mnie z wielką radością.

- Hej, Michelle. Co tam? - powiedziałam z ironicznym uśmiechem na ustach. Uwielbiam się z nią tak droczyć.

- Dobrze wiesz, że nienawidzę, gdy do mnie tak ktoś mówi. Po prostu Julia - ofuknęła mnie.

-Och, wiesz, że tylko sobie żartuję - zachichotałam i przytuliłam ją na powitanie.

- Widziałaś Bena? - zapytała Julia - Dawno go nie było, a pożyczył ode mnie płytę Marsów i jej nie oddał!

- Nie ma go, bo leży chory w domu. Ma grypę. Powinnaś to wiedzieć, przecież się przyjaźnimy  - odparłam

- Tak, wiem, wiem, ale znowu?!

-Tak, stęskniłam się już za jego blond czupryną.

- Musimy się stąd ruszyć, bo nie zdążymy na matematykę, a w klasie przede mną siedzie ten przystojniak - rozpłynęła się Julia.

- No to nie możemy się spóźnić - zachichotałam i trąciłam przyjaciółkę łokciem

***

Poczułam ulgę wychodząc z budynku szkoły. Kiedyś lubiłam do niej chodzić, ale to się niedawno zmieniło. Zaczęłam zmagać się z problemami, które zaczęły mnie przerastać. Nie chciałam, aby ludzie poznali prawdę o mojej mamie i o tym, co teraz dzieje się w moim domu.

Po policzku spłynęła mi łza, którą szybko starłam. Serio?

Nikt nie mógł zauważyć mojej słabości, ja nigdy jej nie okazuję. Ruszyłam w stronę bramy, pocieszając się myślą, że zaraz będę siedzieć w mojej ulubionej kawiarni Rose's cafe i pić gorącą herbatę.

Nagle poczułam gwałtowne szarpnięcie za kaptur mojej bluzy. Odwróciłam się, spostrzegając trzech chłopaków ze starszej klasy. Byli ode mnie o wiele wyżsi i nie wydawali się mieć dobrych intencji.

- Czego chcecie, barany? - warknęłam

- Widzieliśmy dziś twoją matkę, dziwko. Czy ty też dajesz dupy komu popadnie? Może my też się załapiemy?

Gniew we mnie narastał, ale nadal myślałam racjonalnie. Ich było trzech, ja była jedna.

Powoli zaczęli się do mnie zbliżać, otaczając mnie.

Narastała we mnie panika. Nie wiedziałam, co robić. W jednym z nich rozpoznałam syna dyrektora - Markusa. Już wiedziałam, że mam przechlapane. Teraz zaczęłam bać się nie tylko o mój sekret, ale też o siebie.

Poczułam na sobie ich łapska.

- Zastawcie mnie, bo zacznę krzyczeć - zagroziłam.

-Możesz sobie krzyczeć do woli i tak nikogo już to nie ma - szyderczo zaśmiał się najwyższy. Rozejrzałam się, miał rację.

Syn dyrektora zaczął mnie ciągnąc za kaptur, prowadząc za budynek szkoły. Wyrywałam się, ile mogłam, ale skutki były znikome. Pozostała dwójka rechocząc, szła za nami.

- Teraz to się zabawimy - powiedział Markus - Zostawcie nas samych, chłopaki.

Zaczęłam się drzeć w wniebogłosy, lecz nikt nie przechodził mi z pomocą.

Markus przyparł mnie do ściany i zaczął ściskać mi szyję aż brakowało mi tchu. Puścił ją, ale zaraz poczułam jego ręce na moich pośladkach. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe, okropnie się bałam.

- Zostaw ją! - usłyszałam z oddali. W końcu, do jasnej cholery!

- Bo co mi zrobisz? - krzyknął syn dyrektora.

Poczułam, jak ręce Markusa się cofają, a przed moimi oczami mignęła pięść Nieznajomego, trafiając prosto w twarz dręczyciela.

Nagle poczułam, że nogi mam jak z waty. Zaczęłam się chwiać. Kręciło mi się w głowie. Upadłam, lecz w porę złapał mnie Nieznajomy. Zdążyłam zauważyć tylko jego niezwykłe oczy. Brązowo- niebieskie...




Oto początek naszej powieści. Mamy nadzieję, że was zaciekawił i że wam się podoba. Cierpliwie oczkujcie następnych rozdziałów.

Zapraszamy również do przeczytania naszego one shota "Killer lover" (dzieje się)

~Emilka i Roksana~




THESE EYESOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz