Rozdział V

402 15 2
                                    


Obudziłam się. Było mi tak ciepło i miękko, jak w niebie. Otworzyłam oczy. O cholera! To nie był mój pokój! Zacisnęłam powieki - to tylko sen, to kolejny głupi koszmar - myślałam. Boże, ratuj! To nie może być prawa! Uniosłam powieki. Niestety nadal leżałam w sypialni Jace'a.

Spojrzałam pod koc. Na szczęście miałam na sobie ubranie. Westchnęłam z ulgą. Odsunęłam go i wstałam. Byłam bardzo obolała. Bolała mnie chyba każda część ciała.

Na podłodze, zaraz obok okna leżał Jace. Gdy na niego spojrzałam wszystkie wydarzenia ze wczorajszej nocy wróciły ze zdwojoną siłą. Wszytko sobie przypominam. Miałam ochotę się rozpłakać, to było dla mnie za wiele. Ale musiałam się opanować. Wzięłam głęboki wdech.

Szybko, ale też ostrożnie ruszałam w stronę uchylonych drzwi. Usłyszałam, jak chłopak się porusza. Popatrzyłam na niego. Nie obudził się, uff. Nawet kiedy spał, jego widok zapierał mi dech w piersiach. Jego włosy po nocy były potargane, a pod oczami nadal widniał siniak. Wyglądał jakby nie spał całą noc. Miał cienie pod oczami i głośno chrapał. Poczułam się winna, pewnie przeze mnie nie zmrużył oka.

Oderwałam od niego oczy. Nie mogłam tak po prostu wyjść! Po cichutku podeszłam do biurka i na kawałku papieru napisałam do niego wiadomość, aby się o mnie nie martwił. Nie żeby miał się o mnie martwić. Przecież i tak go wcale nie obchodzę. Uratował mnie przed gwałtem tylko dwa razy. Matko. To brzmi strasznie.

Kiedy wychodziłam, ostatni raz spojrzałam na niego przez ramię.

Okej... teraz prosto, albo nie w lewo. Po co mu taki ogromny dom?! Widziałam już gdzieś ten obraz, chyba powinnam iść teraz w prawo...

Ale co będzie, jak już stąd wyjdę? Spojrzałam na telefon. Było już po ósmej. Co ja mam teraz zrobić? Nie mogę wrócić pieszo, bo nie pamiętałam drogi. Do głowy wpadł pomysł, żeby zadzwonić do Bena. Tylko on z moich bliskich znajomych miał prawo jazdy.

Wybrałam numer mojego przyjaciela, jednocześnie szukając wyjścia z tego pieprzonego labiryntu.

Odebrał za czwartym sygnałem. Chwała niebiosom!

- Miley, co jest? - jego głos był zachrypnięty i zmęczony, jakbym przerwała mu odsypianie zarwanej nocy. Nie dziwię się, że jest zmęczony po takiej imprezie.

-Przepraszam, że cię budzę, ale mógłbyś mnie odebrać z domu Jace'a? - Proszę, zgódź się!

- Jasne, a gdzie mieszka ten twój chłoptaś? - stłumił ziewnięcie.

- Ha, ha bardzo śmieszne. Zapamiętaj sobie, to nie jest mój chłopak - powiedziałam z udawaną złością. Na Bena nie można być złym.

Podałam mu adres, który zapamiętałam wczoraj i szybko się rozłączyłam, żeby Ben nie dorzucił jakiegoś żartu o mnie i o "moim chłoptasiu".

W końcu znalazłam korytarz, który znajdował się blisko drzwi frontowych. Było tu czysto i biało. Jak zresztą prawie wszędzie w tym domu. Starałam przemieszczać się jak najciszej. W tym domu najpewniej pracowała jakaś pomoc domowa, a nie chciałam się na nikogo natknąć. Jakoś nie miałam ochotę na rozmowy. Przemknęłam chyłkiem do wyjścia. Otworzyłam drzwi, poczułam zimny powiew. Mam nadzieję, że nie będę musiała długo czekać na mojego przyjaciela.

Szybkim krokiem dotarłam do bramy, która była otwarta. Czekałam na Bena jakieś dziesięć minut. Gdy zobaczyłam jego samochód szybko do niego podbiegłam i wpakowałam się do środka.

- No hej, kochana, i jak dobry był? - poruszył znacząco brwiami.

- Co? Nie, ty idioto. Nic się nie wydarzyło!

THESE EYESOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz