Rozdział VII

353 15 2
                                    

Miley

Ścieram już ostatni stolik. Nareszcie! Po sześciu godzinach pracy jestem okropnie zmęczona. Dosłownie padam z nóg. Jedyne na co teraz mam ochotę to jakaś dobra książka, moje łóżko i herbata.

Idę do łazienki, muszę się przebrać z tych przepoconych łachów. Zamykam się w kabinie, mimo że w kawiarni nikogo już nie ma. Jak to mówią - przezorny zawsze ubezpieczony. Ściągam fartuszek, a na żółtą bluzkę narzucam czarną bluzę. Otwieram drzwi, spoglądam na lustro zawieszone na ścianie. Wyglądam niezbyt dobrze. Mam cienie pod oczami z niewyspania i wiele kosmyków uciekło z mojego warkocza. Wzdycham i opuszczam pomieszczenie.

Gaszę światła, sprawdzam czy aby na pewno wszystko jest na swoim miejscu. Obracam tabliczkę z napisem open na closed. Zamykam drzwi kawiarni kluczem i ruszam w stronę domu.

Jest trochę zimno, a mam na sobie tylko bluzę. Przeklinam siebie w duchu, że nie wzięłam z domu jeszcze jakiejś kurtki. Oplatam się ramionami i przyspieszam.

Mam nadzieję, że w domu nikogo nie będzie. Nie chcę oglądać mojej matki ani jej alfonsa. Mam jej dosyć. Najlepiej żeby zniknęła z mojego życia raz na zawsze, tak jak zrobił to mój ojciec.

Jeszcze tylko jedna ulica i będę w domu. Mam zamiar od razu się położyć się do łóżka. Nie chcę mi się robić referatu na chemię. Pewnie dostanę kolejną jedynkę, ale w sumie wisi mi to. Jedna ocena w tę czy we w tę...

Przemierzam drogę do domu zamyślona. Gdy docieram do mieszkania, chwyciłam za klamkę. Chwila, coś tu jest nie tak. Dlaczego drzwi są otwarte? Pamiętam, że na pewno je zamykałam. Popycham je z sercem w gardle.

Wchodzę do środka i pierwsze co widzę to okropny bałagan. Buty w korytarzu są porozrzucane, a kurtki i szaliki walają się po podłodze.
Z głośno bijącym sercem podnoszę parasol z podłogi. Jakaś broń zawsze się przyda, jakby włamywacz był jeszcze domu.
Tylko czemu wzięłam parasol? Tym mogę co najwyżej mu oczy wydłubać, ale nie mam większego wyboru broni.

Idąc dalej, widziałam jeszcze większy nieporządek. Naprawdę nie mam pojęcia, czego potencjalny złodziej miał tu szukać. Pewnie gdybym go zastała, chętnie szukałabym pieniędzy razem z nim.

Wchodząc do salonu zobaczyłam, że cała porcelanowa zastawa mojej zmarłej babci jest w kawałkach. Jak spotkam tego, kto to zrobił, przysięgam, zrobię mu ogromną krzywdę. Babcia pewnie przewraca się w grobie. Ogólnie cały dom wyglądał strasznie. Gdy upewniłam się, że złodzieja na pewno nie ma już w domu, chciałam zadzwonić po policję. Jednak przypomniał mi się ten list z pogróżkami, który matka ostatnio dostała. Czy to mogło być powiązane? Na pewno.
Stwierdziłam, że lepiej poczekam na nią. Przez te jej długi możemy być w niebezpieczeństwie. Wyobraziłam sobie, jak jacyś zamaskowani goście wciągają mnie do swojego vana i uprowadzają dla okupu. Ciarki mnie przeszły i zrobiło mi się trochę słabo. Postanowiłam się czegoś napić. Podeszłam do lodówki. Gdy otworzyłam urządzenie, przeraźliwie wrzasnęłam.
W środku była odcięta głowa świni, a obok kartka z treścią:

,,Ty będziesz następna suko, jeżeli nam nie zapłacisz do końca tygodnia. Pomyśl, że twojej córce także może przydarzyć się nieszczęśliwy wypadek.''

Usiadłam na krześle, ponieważ nogi odmówiły mi posłuszeństwa.
Wiedziałam. Wiedziałam, że to znowu przez nią. Brakuje jeszcze tego żeby nas zamordowali, bo ona nie oddała komuś hajsu.

Zrobiło mi się słabo. Trzęsącymi dłońmi nalałam sobie szklankę wody. Wylałam połowę płynu na stół.
Nie czułam się tu bezpiecznie. Musiałam gdzieś pójść. Wziąłam kurtkę i wybiegłam z mieszkania.

Skręciłam w uliczkę i ruszyłam szybkim krokiem. Było już ciemno i zaczęłam się trochę bać. Na szczęście wiedziałam już do kogo pójdę.

***

Siedziałam na miękkiej kanapie w salonie Julii trzymając kubek parującej herbaty.
Na szczęście przyjaciółka mieszkała całkiem blisko mnie. Gdy byłyśmy młodsze, cały czas do siebie chodziłyśmy bawić się lalkami.

Julia ma piękny i przestronny salon z dużymi oknami, wygodną kanapą i ogromnym telewizorem. Gdyby ktoś się mnie zapytał, jakie miejsce najbardziej kojarzy mi się z dzieciństwem, na pewno odpowiedzialnym, że ten dom.

- Boże, Miley to straszne! - krzyknęła dziewczyna, kiedy skończyłam tłumaczyć się, dlaczego nachodzę ją o tak późnej godzinie. Była dość zdziwiona, kiedy otworzyła mi drzwi myjąc zęby.

Musisz coś z tym zrobić, zadzwonić na policję czy coś - dziewczyna już trzymała w swojej dłoni telefon komórkowy i wybierała numer alarmowy.

- Michelle, odłóż to! - na dźwięk swojego prawdziwego imienia przewróciła oczami. - Na razie nie mogę, czekam na matkę. Musimy to wszytko uzgodnić i w ogóle...

- Dobrze, rozumiem. I cieszę się, że przyszłaś tutaj, a nie siedziałaś tam sama. Matko, ja na pewno zeszłabym na zawał!

Nie mogłam powiedzieć jej całej prawdy, ale co mogłam, to wyznałam.

Jej wielkie brązowe oczy patrzyły na mnie z niemałą obawą.

- Nie martw się. Jakoś sobie poradzę - wzruszyłam ramionami.

- Jak zawsze z resztą. Ale, wiesz, nie zawsze musisz być silna. Czasem dobrze jest się wyżyć. Jak chcesz mogę ogarnąć ci jakiś worek treningowy do wyładowania się, albo tę sukę z równoległej klasy - zaśmiałam się na jej propozycję.

- Twoja propozycja jest niezmiernie kusząca, ale niestety nie skorzystam - uśmiechnęłam się.

- Oj, choć tu do mnie - wyciągnęła do mnie ręce. A ja objęłam ją, jak najmocniej umiałam. - Moja mała Miley - teraz to ja przewróciłam oczami. - Mnie możesz zawsze wszystko powiedzieć - poczułam, jak zaciska mi się żołądek. Nie lubiłam zatajać prawdy przed moimi najbliższymi.

- Co ty na to, że niespodziewanie się rozchorujemy i nie pójdziemy jutro do szkoły, co? - powiedziała Julia ze świecącymi się oczami, odsuwając się ode mnie.

- Jakoś nagle źle się poczułam. Masz może aspirynę? - przyjaciółka rozciągnęła usta w uśmiechu.

- To ja lecę po popcorn i przesłodką komedię romantyczną, ach i oczywiście po tabletki - zachichotała i pognała do kuchni jak mała dziewczynka, której obiecano kilo ciągutek.

THESE EYESOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz