Rozdział XXI

270 15 0
                                    

W jeździe na nartach jestem beznadziejna. Ciągle jeżdżę na pług, bo boję się, że nie zapanuję nad tym plastikowym sprzętem i zjadę na sam dół stoku z niewyobrażalnie wielką prędkością i się zabiję. Chociaż może to skończyłoby moje męki. Ale nieważne.
Innym idzie dobrze. Najlepiej jeździ oczywiście Julia. Bena nie widziałam, bo byłam za bardzo zaaferowana sobą. Nate i Jace jeżdżą na snowboardzie, a ja najchętniej poszłabym do kawiarni obok wejścia i napiłabym się ciepłej herbaty w spokoju.

-Co tak stoisz? Strach cię obleciał? - krzyknął Jace, zwinnie wymijając mnie na stoku i stając obok mnie.

-Taaa, chciałbyś. Po prostu pomyślałam, że moglibyśmy pójść się, gdzieś ogrzać - powiedziałam patrząc, błagalnie na widoczne z daleka schronisko.

- Boisz się, przyznaj - popatrzył na mnie przez okulary narciarskie.

- Nigdy w życiu! - odfuknęłam.

- Skoro się nie boisz, to co powiesz na zjazd z tamtej góry - wskazał ręką na stok o wiele wyższy od tego, na którym byliśmy obecnie.

- Eee, jasne, czemu nie - wzruszyłam ramionami, choć w duchu trzęsłam portkami. Teraz ledwo co trzymałam się na nogach. Naprawdę nie miałam pojęcia dlaczego się zgodziłam. Chyba nie chciałam wyjść na miękką kluchę przy Jacie'ie. No to się wkopałam.

- W takim razie chodźmy - mruknął zdziwiony moją odpowiedzią i zaczął zjeżdżać, nie czekając na mnie. Muszę przyznać, że jego reakcja dała mi lekką satysfakcję. Otrzepałam rękawiczki że śniegu, wzięłam głęboki oddech i także ruszyłam. Nie było najgorzej, wyrżnęłam tylko dwa razy przy akompaniamencie  chichotu chłopaka. Jakbyście się kiedykolwiek zastanawiali jak brzmi chichot chłopaka to macie odpowiedź - uroczo. Naprawdę uroczo.

Jace czekał na dole małej górki, udając zniecierpliwienie i uśmiechając się złośliwie.

- Napisałem już Nate'owi, gdzie idziemy, żeby się nie martwił.

- Okej. Tylko nie myśl sobie, że będzie potrzebna jakaś karetka czy coś. W jeździe na nartach jestem świetna - odpowiedziałam, uśmiechając się hardo do chłopaka i ruszyłam pewnie w stronę wyciągu kuląc się w środku jak mały, strachliwy króliczek.

***

- No chyba nie!

Staliśmy przed stokiem. Aż otworzyłam usta z wrażenia. Był ogromny. Nie byłam wstanie zobaczyć szczytu.

- Idziesz? - Jace był już w drodze do wyciągu i na dodatek miał już założoną deskę snowboardową. Sama założyłam narty. Z wielkim trudem.

Kiwnęłam głową, lecz on nie mógł tego zobaczyć.

- Jasne - powiedziałam przyspieszać i zrównując się z nim.

- Panie przodem - powiedział wskazując na wolne krzesełko z wyciągu. Szybko wślizgnęłam się na miejsce i po chwili oboje siedzieliśmy już na miejscu.
Mimo tego, że się masakrycznie bałam, widok który rozpościerał się nad naszymi głowami był niesamowity. Słońce powoli zanikało za stromymi, usypanymi śniegiem górami, tworząc piękny zachód słońca.

-Wow - wyrwało mi się, na co Jace zareagował jego (uroczym a jakże) chichotem.

- Aż nie mogę uwierzyć, że tak mało ludzi jedzie tym wyciągiem - powiedziałam, rozglądając się wkoło. Oprócz nas, kilka krzesełek dalej siedział tylko jakiś siwy pan, pewnie amator takich stromych górek.

-Pewnie wszyscy wiedzą, co ich czeka na górze i po prostu boją się wjechać - powiedział chłopak, mrużąc lekko oczy patrząc w stronę zachodzącego słońca.

THESE EYESOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz