Rozdział VI

390 15 3
                                    


Niewiele myśląc weszłam do środka mojej ulubionej kawiarni. Od razu poczułam słodki zapach babeczek i świeżo parzonej kawy. Miejsce było bardzo przytulne i ciepłe. Urządzone było dość staromodnie. Na blatach w wazonach stały różowe róże i inne podobne kolorem kwiaty. Obok stołów znajdowały się białe krzesła z wygodnymi poduszkami. Jasne ściany zdobiły piękne obrazy, na których znajdowały się elegancko ubrane panie niczym z lat pięćdziesiątych. Podłoga była pokryta dębowym parkietem, który komponował się z pięknym kontuarem. Po prostu uwielbiam to miejsce! Było takie magiczne. Przychodziłam tu, gdy byłam smutna czy szczęśliwa. Po prostu zawsze! A teraz bardzo potrzebowałam pocieszenia.

- O Miley! Miło mi cię widzieć! Dawno Cię u nas nie było. To co zawsze? - usłyszałam głos Mirandy.
Była moją koleżanką, właścicielką kawiarni i czasem robiła też za kelnerkę. Z nią mogłam porozmawiać o wszystkim, doskonale mnie rozumiała, pomimo znacznej różnicy wieku. Była dla mnie prawie jak kochająca matka. Była to jedna z najbardziej kochanych osób jakie znałam.
Popatrzyłam na czterdziestolatkę i uśmiechnęłam się. Chyba pierwszy raz dzisiaj.
Miranda miała śliczne blond włosy, które zawsze czesała w niedbały kok i szare, zmęczone oczy z długimi rzęsami. W jej uszach wisiały duże kolczyki - koła. Na sobie miała pastelowo-żółtą bluzkę, czarne spodnie i biały fartuszek, czyli typowy strój dla pracowników tego lokalu.

- Nie tym razem, kochana. Przyszłam z powodu ogłoszenia o pracę. Widziałam, że szukacie kelnerki, więc pomyślałam sobie, że byłabym idealną kandydatką - powiedziałam puszczając do niej oczko.

- Ale super! Bardzo się cieszę, że chciałabyś tu pracować. Myślę, że jesteś, jak na razie najlepsza. Nie było tu nikogo ciekawego do tej roboty. Ostatnio przyszła tu dziewczyna, która nie potrafiła nie wylać kawy, idąc naprawdę w wolnym tempie. Dasz wiarę?! Wylała ją na mnie dwa razy! - powiedziała śmiejąc się serdecznie. - W ogóle, miałam zamiar zapytać się cię, czy nie chcesz tu pracować. A tu proszę!

- Serio? - zapiszczałam. - Mogłabym przychodzić tu po szkole i w niektóre soboty. Masz mnie do swojej dyspozycji - uśmiechnęłam się szeroko. Nie wiedziałam, że to będzie takie proste.

-Przyjmiemy cię z otwartymi rękoma. Musiałabyś donieść tylko potrzebne dokumenty.

-Dobrze, a od kiedy mogłabym zacząć?

- Myślę, że już od poniedziałku.

- Super, jutro przyniosę papiery i wszystko uzgodnimy.

- Tak się cieszę, że będziesz z nami pracować - powiedziała, uśmiechając się wesoło. - Och, a teraz muszę cię na chwilę przeprosić, bo muszę zebrać zamówienia od klientów, bo nie mam pojęcia, gdzie podziewa się Josie. Ta dziewczyna mnie kiedyś wykończy!

Josie to bratanica Mirandy. Jest mniej więcej w moim wieku, ale chodzi do innej szkoły. Niezbyt się lubimy, a wizja pracy z nią tutaj niezbyt mi się uśmiechała, ale co poradzić.

***

Jace

Poniedziałek... ale pozostały mi jeszcze tylko dwie lekcje. Powtarzam to sobie już chyba od piętnastu minut. Dlaczego ta biologia się tak ciągnie? Czemu znowu się tego uczymy? To było rok temu. Nie jesteśmy aż tacy tępi, aby niepamiętać tematów związanych z niebezpiecznymi bakteriami. To nie jest trudne!

Popatrzyłem się przez okno. Na zewnątrz było bardzo słonecznie i najwidoczniej ociepliło się trochę, bo po boisku biegały jakieś dziewczyny z młodszej klasy. Mógłbym mieć każdą, dobrze o tym wiedziałem, ale od kilku dni myślę tylko o jednej. Dziwnie się z tym czułem. Jakoś inaczej.

THESE EYESOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz