Rozdział XIV

305 14 0
                                    


Stałam za ladą, wpatrując się w rozmawiających ludzi. Czułam ich beztroskę i brak zmartwień. Tak bardzo im tego zazdrościłam. Niby w moim życiu zaczęło się wszystko układać. Matka zerwała że swoją dotychczasową pracą, Marcus jak na razie nie zwracał na mnie uwagi, a Jace okazał się być wcale nie taki zły, jak wcześniej myślałam. Lecz czułam, że coś nadchodzi. Jak to mówią: cisza przed burzą. Dokładnie tak to odbierałam.

- Hej, Miley. Jak tam, kochana, ci idzie praca? - zapytała mnie Miranda, zakładając firmowy fartuszek. Trudno mi było się przyznać, ale uwielbiałam te robocze ubrania.

- Całkiem nieźle. Jak na razie średni ruch i mogę sobie trochę odpocząć - powiedziałam, siadając na krześle obok kobiety. Poniedziałki bywają takie męczące, zwłaszcza jak ma się dwie matematyki z rządu. Gdybym mogła się przenieść w czasie na pewno skopałabym tyłek Pitagorasowi i reszcie jego matematycznych ziomków.

- A jak tam w domu?

- Dobrze - odpowiedziałam wymijająco. Kobieta próbowała mnie już wypytywać w tych sferach, ale zawsze ją zbywałam. Chyba wiedziała, że coś nie gra.

- Tak, jasne... - popatrzyła na mnie znacząco. - Wiesz, że mnie możesz wszystko powiedzieć, prawda? - ujęła moją dłoń w swoją.

- Wiem, ale chyba jeszcze nie jestem gotowa - Może nigdy nie będę...

- Rozumiem - uśmiechnęła się i poklepała mnie po ramieniu. - Pamiętaj, że jestem do twojej dyspozycji, kiedy tylko będziesz chciała się zwierzyć, kochana.

Uśmiechnęłam się ciepło do Mirandy i kątem oka zobaczyłam, że do kawiarni wchodzi, nie kto inny jak Jace. Zdziwiłam się lekko. Widziałam go w tym miejscu dopiero drugi raz. A jak już kiedyś mówiłam, ta kawiarnie niezbyt pasuje do jego image'u.
Wstając z krzesła, odruchowo poprawiłam fartuszek i podeszłam do lady. Serce zaczęło mi szybciej bić, a ręce pocić. Wdech, wydech.

Wyglądał zjawiskowo, a miał na sobie zwykłe jeansy i skórzaną kurtkę.

-Dzień dobry. Hmmm... Widzę, że jeszcze pani jeszcze w pracy, tak? - spytał siadając na barowym krześle i wpatrując się we mnie. Jego czarne włosy, niedbale ułożone, lekko przysłaniały mu jego niebieskie oko. Przygryzłam wargę i odpędziłam nieprzyzwoite myśli. Miley, weź się w garść. 

-Nie, tak tylko sobie przyszłam postać za barem w roboczych ciuchach - powiedziałam z sarkazmem w głosie, lekko przekrzywiając głowę. Ta wypowiedź wiele mnie kosztowała, ledwo mogłam mówić. Wdech, wydech.

Uśmiechnęłam się na widok, powoli ukazujących się dołeczków chłopaka.

-Rany, a ty od kiedy się zrobiłaś taka ironiczna? - spytał Jace, bacznie się mi przyglądając. Pokiwałam głową z bąkającym się uśmiechem na ustach i wzięłam się do wycierania i tak już czystego blatu. Ręce trzęsły mi się jak cholera.

-A co ty tak właściwe tu robisz?- spytałam. W swoim głosie słyszałam nadzieję. Ugh, Miley!

-Mam małą niespodziankę. Jako, że przez ostatnie dni chodziłaś jak zbity pies, postanowiłem lekko poprawić ci humor. Chyba nie masz nic przeciwko, jeżeli zabiorę ci dzisiaj z trzy godzinki?

- No nie wiem... - uśmiechnęłam się zbójecko.

- Jeszcze żadna dziewczyna nigdy mi nie odmówiła - zrobiła kwaśną minę i chwycił się teatralnie za serce.

- Kiedyś musiał nastąpić ten pierwszy raz - wzruszyłam ramionami.

- Miley, nie daj się prosić - popatrzył na mnie tymi cholernie pięknymi oczami. Aż przykro było mu odmawiać, ale...

- Właściwie... To ja dzisiaj pracuję do dwudziestej - powiedziałam, starając się ukryć smutek. Nagle zasmucił mnie brak możliwości wybrania się gdzieś z Jacem. Jeszcze jakieś dwa miesiące temu, w ogóle by mnie to nie obchodziło.

-Hmm to da się załatwić - powiedział z miną głębokiego zastanowienia. Przyznam, że zaczęłam się trochę bać tego, co miał zaraz wymyśleć. Jego pomysły zdają się być szalone.

- Przepraszam! Pani jest właścicielką tej uroczej kawiarni? - powiedział, zwracając się do Mirandy z szarmanckim uśmiechem.

-Tak. Mogę w czymś pomóc? - spytała się, podchodząc bliżej nas.

-Czy pogniewałaby się pani, gdybym zabrał tę panią dwie godziny szybciej niż kończy dzisiaj pracę? To bardzo ważne. Chciałbym pomóc się jej trochę  rozweselić - powiedział znacząco, spoglądając na mnie. Wpatrywałam się w niego z otwartą buzią. Nie wierzę, że uda się mu przekonać Mirandę. Musiałaby zostać dzisiaj sama jeszcze przez całe dwie godziny.

-Ależ nic bym nie miała przeciwko! W pełni się zgadzam z tym, że Miley potrzebuje rozpogodzenia - popatrzyła na Jace'a z uśmiechem, za którym kryło się zaciekawienie.

-Ale nie zostawię cię samej! Do zamknięcia pozostały jeszcze dwie godziny!- spojrzałam na nią z niedowierzaniem.

-Miley, o nic się nie martw, poradzę sobie. Dzisiaj jest przecież mały ruch, a tobie należy się chwila odpoczynku. Sumiennie pracujesz i w pełni ci się to należy. A ja czuję, że szykuje się tutaj jakaś mała randka - kobieta poruszała znacząco brwiami. Spiekłam buraka i kątem oka popatrzyłem na Jace'a, który spoglądał na Mirandę z ciepłym uśmiechem na ustach. Jakim cudem wszystko mu się udaje?!

- Nie wiem, czy to dobry pomysł... - starałam się udawać, że randka z Jacem nic dla mnie nie znaczy.

- To nie jest pozwolenie, Miley, ja karzę ci z nim iść. Ale już! - Miranda popatrzyła na mnie z poważną miną.

- Ech, niech będzie. Już idę się przebrać - popędziłam do łazienki dla personelu.

Szybko zmieniłam ciuchy. Nie wyglądałam najgorzej. Ubrania okej, ale włosy... Szybko chwyciłam za szczotkę i upięłam włosy w ładnego kucyka.

Wychodząc z pomieszczenia, zauważyła, że Jace gawędzi sobie z Mirandą. Ten chłopak potrafi dogadać się z każdym.

Poparzyłam na Jace'a, udając znudzoną, a ten mrugnął do mnie jednym okiem. Wyglądał tak idealnie, aż nierealnie.

- Miley, idziemy? - pomachał mi ręką przed twarzą. Chyba trochę się zapatrzyłam.

- Yyy, tak jasne - zarumieniłam się.

Wyszliśmy na zewnątrz i z wrażenia aż mocniej opatuliłam się kurtką. Był środek lutego i byłam bardzo ciekawa, gdzie chłopak postanowi mnie zabrać.

Gdy ruszyliśmy w kierunku parkingu, przypomniało mi się, jakim środkiem transportu porusza się Jace. Tylko on potrafił w środku zimy jeździć na motocyklu. Obym tylko się nie przeziębiła.

-Tym razem mam dwa - powiedział, wręczając mi kask. Ubrałam go i ciasno zapięłam, zapominając o perfekcyjnym, świeżo upiętym kucyku.

-A gdzie jedziemy jeśli można spytać?- zapytałam, wsiadając na motocykl. Do utrzymania siebie na pojeździe miałam do wyboru niewielką rączkę na końcu siedzenia Jace'a lub trzymanie się chłopaka. Jak się domyślacie, wybrałam drugą, znacznie przyjemniejszą opcję.

-Zobaczysz. Na pewno ci się spodoba. Twoi przyjaciele powiedzieli, że lubisz przygody - powiedział uruchamiając pojazd.

Zaraz, zaraz... On rozmawiał z moimi przyjaciółmi? I nic mi nie powiedzieli?

Wtuliłam się mocniej w plecy chłopaka. Poczułam jak ciało mu lekko sztywnieje, jego mięśnie brzucha się napinają. Uśmiechnęłam się na myśl, że to przeze mnie. Docisnęłam twarz do bluzy i zatraciłam się w jej zapachu. Pachniała proszkiem do prania, jakby ktoś przed chwilą wyjął ją z pralki. Pachniała również Jacem, a on miał niepowtarzalny zapach. Tego nie dało się opisać.

THESE EYESOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz