Rozdział XIII

278 15 0
                                    

Moje serce galopuje jak stado koni spłoszonych przez drapieżnika. Kręci mi się w głowie. Ostatkami sił staram się nie zemdleć i opieram się o szafkę, by nie upaść. To nie może być prawa. Po prostu nie może.

 - Nie wierzę ci - to jedyne co teraz potrafię powiedzieć.

- Uwierz mi, ja też nie chcę, żeby to była prawda, ale podsłuchałem ich rozmowę w moim domu. Nie mam żadnych wątpliwości, że to wszystko prawda - mój świat wiruje, a potem rozpada się. Ponownie.

- To musi być kłamstwo - mówię słabym głosem.

- Niestety nie. A to wszytko wina twojej matki - dźga mnie oskarżycielsko w klatkę piersiową.

- To nie jej wina, tylko twojego ojca! - odpycham jego dużą rękę.

- Tak myślisz? - zbliża do mnie głowę. Czuję jego oddech na policzku. Drżę ze strach, ale wzbiera we mnie złość i bezsilność.

- Nie wiem, ale nie możesz wyżywać się na mnie - wskazałam na moją szafkę. - Co ja mam z tym wspólnego?! To, że cała szkoła będzie się ze mnie śmiała, nic ci nie da, Markus - popatrzyłam na niego najgroźniej, jak potrafiłam. Choć chłopak wzbudzał we mnie lęk, który kazał mi uciekać tam, gdzie pieprz rośnie.
Popatrzył na mnie z rozbawieniem i już otwierał usta, by coś powiedzieć gdy nagle zadzwonił dzwonek. Marcus zbliżył się do mnie, wbił we mnie swoje oczy i wyszeptał mi do ucha:

-To jeszcze nie koniec, mała.

Po czym rzucił mi ostatnie spojrzenie i ruszył do swoich kumpli, witając się z nimi. A mnie się zbierało na wymioty. Dosłownie.  Chciałam odkrzyknąć, żeby się ode mnie odwalił, ale nie potrafiłam. Nie umiałam otworzyć ust, czy poruszyć nogami. Po prostu stałam przy mojej szafce i gapiłam się w przestrzeń przede mnę.

Po kilku minutach otrząsnęłam się. Chciałam iść do domu, ale wiedziałam, że mam za dużo nieobecności jak na początek nowego semestru, więc zmusiłam się do ruchu. Z szafki wzięłam książki i powlokłam się na lekcję.

***
-Mamo? Musimy porozmawiać - zawołałam stając w przedpokoju i rzucając w kąt plecak. Eh... Nadszedł czas na naprawdę poważną rozmowę.

-Dziecko, nie mam teraz czasu, wychodzę - powiedziała wychodząc z kuchni i kierując się w stronę drzwi. Stanęłam między nią a wyjściem celowo zagradzając jej drogę. Co to, to nie. Nie wymiga się tak łatwo.

-Nie. Zostań tu i mnie wysłuchaj.

-No dobra, tylko się streszczaj, spieszę się - powiedziała krzyżując ręce opierając się o ścianę. Z trudem zachowałam dla siebie zgryźliwa uwagę na temat tego, gdzie i po co się tak spieszy.

-Czy możesz mi łaskawie wytłumaczyć, dlaczego dzisiaj w szkole podchodzi do mnie chłopak i mówi mi, że moja matka jest w ciąży z jego ojcem?!! - mówię, a właściwie krzyczę, mocno gestykulując.

-Oh Miley, to o to ci chodzi? Nie mam pojęcia, dlaczego się tak denerwujesz. Miałam ci powiedzieć już dawno, ale jakoś tak nigdy nie miałaś czasu.

-Ja nie miałam czasu?! Ja? Ah tak. Hmmm, pomyślmy więc dlaczego. A może dlatego, że ciężko haruję próbując zebrać pieniądze na opłaty i za przyszłe studia? Pomyślałaś choć raz o tym? Pewnie nie, bo zawsze myślisz tylko o sobie - powiedziałam, ostatnie zdanie prawie szepcząc i próbując powstrzymać nagłą fale smutku.

-Przepraszam, nie pomyślałam o tym. Wiem, że jestem beznadziejną matką. Ale od teraz będę się starała. Dla ciebie i dla przyszłego dziecka - powiedziała łagodnie, wskazując z uśmiechem na brzuch.

Oczywiście, że jej nie wierzyłam.

-Ale... Co z tym dzieckiem? Co zamierzasz z tym zrobić? Jak w ogóle do tego doszło? - spytałam słabym głosem. Naprawdę, nie wierzyłam własnym uszom.

-To była tylko jednorazowa przygoda.

- Tego nie musiałam wiedzieć...

- Nie zamierzam się wiązać z Jay'em. Ustaliliśmy, że będzie płacił bardzo  wysokie alimenty w zamian za milczenie. W końcu ma żonę.

Na wieść o tym, że matka nie wiąże przyszłości z ojcem Marcusa, poczułam ulgę. Nie wiem co bym zrobiła, gdybym musiała  zamieszkać z tym chłopakiem. Chyba wolałabym zostać bezdomna. Ale zaraz...

-Skoro taki był układ, jakim cudem Marcus o wszystkim wie? - zapytałam bardziej siebie niż matkę. Możliwe, że podsłuchał jakąś rozmowę mojej matki z jego ojcem. W tej chwili nie potrafiłam myśleć zbyt racjonalnie. Mój mózg przyćmiła wizja małego dziecka w naszym domu. Matka naprawdę będzie musiała się wziąć w garść, jeżeli coś ma z tego być. A może wcale nie kłamała? Może naprawdę postanowiła się zmienić? Pożyjemy, zobaczymy.

-Nie wiem, ale mówię ci, że naprawdę się zmienię - wydawała się szczera.

- Powiedzmy, że ci wierzę. A co z twoją pracą - wzdrygnęłam się.

- Jak już wspomniałam Jay będzie płacić alimenty, a myślałam, że mogłabym poszukać pracy w sklepie, który mieści się na przeciwko twojej szkoły - zamurowało mnie. Ona miała pomysł. Może w końcu pozbierała się po stracie taty. Mam taką nadzieję. Chcę mieć w końcu normalny dom.

- Kończysz z tym - to zabrzmiało bardziej jak rozkaz a nie pytanie.

- Tak.

THESE EYESOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz