Miley
- Miley, Miley!
- Co? - Przetarłam oczy ręką.
Siedziałam na krześle, ale moja głowa leżała na łóżku szpitalnym, które najwidoczniej służyło mi za poduszkę. Zobaczyłam, że matka się obudziła.
- O, mamo... Jak się czujesz? - zapytałam, kobiety wpatrującej się we mnie. Bardzo ucieszyłam się, że się w końcu jest przytomna.
- Dobrze, ale jestem trochę zmęczona, chociaż spałam tak długo - zaśmiała się gardłowo i zakaszlała. - Miley, co tu robisz? Powinnaś być z przyjaciółmi w górach.
- Nie wiedziałam, co ci się stało. Musiałam przyjechać - popatrzyłam w jej oczy, tak podobne do moich.
- Nie powinnam przeszkadzać ci na feriach, przepraszam.
- Nie masz za co. Zrobiłaś to, co powinnaś. Boję się pomyśleć, co to by było gdybyś nie zadzwoniła...
- Ale, jak pomyślę, jak cię traktowałam...
- To już nieważne. To przeszłość. Teraz ważna jest przyszłość i to, co dzieje się teraz.
- Wybaczasz mi? - Spojrzała z nadzieją.
- Tak, wybaczam - powiedziałam i przytuliłam się do kobiety. Mimo, że stare rany i tak się nie uleczą, to mimo to, warto próbować. Nie warto tracić czasu na rozpamiętywanie i rozdrapywanie starych ran, ponieważ nigdy nie wiadomo, ile czasu nam zostało, by żyć, by kochać.
- Och, kochanie... - Łzy zaczęły płynąć jej po policzkach.
- Nic nie mów, mamo - To słowo nadal przechodziło mi z trudem przez gardło, ale trzeba będzie się przyzwyczaić. Już dawno tak do niej nie mówiłam...
Uśmiechnęłam się i już miałam zamiar powiedzieć jej, że ma odpoczywać, ale wtem zadzwonił mój telefon. Dzwonił Ben. Popatrzyłam na kobietę przepraszająco i wyszłam z sali.
- Halo?
- Hej, wszystko w porządku?
- Tak, nic poważnego jej nie dolega. Tylko siniaki i rana nogi. Ciąży nic nie zagraża.
- Na szczęście.
- Jesteście już w drodze?
- Tak, właśnie mieliśmy wysadzić Julię, ale upiera się, że chce z tobą porozmawiać.
- Halo, Miley. Jak tam? - usłyszałam głos przyjaciółki w telefonie.
- Wszystko w porządku.
- Mamy przyjechać do szpitala?
- Nie, nie musicie.
- Racja, Jace z tobą jest.
Totalnie zapomniałam o Jace'ie. Nasza wczorajsza kłótnia... O nie. Nie powinnam mu mówić o tych domysłach.
A jeżeli on mi nie wybaczy?
Oparłam się o ścianę i osunęłam się po niej.
- Jesteś tam?
- Tak. - Mój głos drżał. - Tak. - Powtórzyłam pewniej.
- Coś się stało - to ewidentnie nie było pytanie.
- Nie, czemu?
- Miley...
- Idź już sobie, Julia. Muszę porozmawiać z nią bez ciebie - powiedział Ben żartobliwym tonem. - No, zmykaj.
Julia najwidoczniej opuściła pojazd, bo chłopak odezwał się:
- Mogę ci już powiedzieć, kochana, że jestem z Natem. W sensie, że jesteśmy parą. Wszystko sobie wyjaśniliśmy i w ogóle... Nawet nie wiesz, jak się cieszę.
- Świetnie. Gratuluję. - Naprawdę, cieszyłam się z jego szczęścia, ale teraz z tyłu głowy cały czas tkwił mi Jace. I to, jak go zraniłam.
- Dzięki.
- Daj spokój, Ben - usłyszałam głos Nate'a.
- Muszę kończyć. Pa. - Rozłączyłam się.
Miło, że Ben i Nate zostali parą, ale musiałam się teraz martwić o mój związek. Co powinnam zrobić?
Wstałam z podłogi i zaczęłam chodzić. Lecz po chwili stwierdziłam, że to nie najlepszy pomysł, bo ciągle wpadałam na pielęgniarki, które pytały się mnie, czy wszystko dobrze.
Postanowiłam zadzwonić do chłopaka, ale nie odbierał. Pewnie nadal był na mnie zły. I w sumie, nie dziwię mu się.
Nie mogłam tego wytrzymać, to uczucie bezsilności wypalało mi dziurę w sercu. A nie chciałam się nigdzie ruszać.
Wróciłam pod salę, ale do niej nie weszłam. Siadam na plastikowych krzesełkach, żeby poczekać na lekarza, lecz byłam taka senna, a moja głowa była coraz cięższa. I ani się nie spostrzegłam, jak zasnęłam. Tak wiem, drugi raz. Ale ja tam miałam. Jak się martwiłam, to byłam śpiąca.
Obudziłam się po dłuższej chwili w czyichś ramionach. Nie wiedziałam,, co się dzieje i powoli spróbowałam się od niech uwolnić, lecz ktoś przyciągnął mnie z powrotem.
- Ćśś... To tylko ja. Śpij, widzę, że jesteś zmęczona.
Leżeliśmy w pustej sali. Światło docierało tu jedynie przez szczelinę w drzwiach.
- Jace? Ja... Ja tak bardzo przepraszam... - W kącikach oczu poczułam gromadzące się łzy.
- Nie. To ja przepraszam. To... To wszystko okazało się być prawdą. Pojechałem do ojca i go wypytałem. Gdy się przyznał, zadzwoniłem na policję.
- Och, Jace. Tak bardzo mi przykro - powiedziałam, wpatrując się w jego smutne dwukolorowe oczy. Widziałam w nich pustkę. Jakby coś w nich umarło.
- Ja... Miley, ja zostałem z niczym. Z nikim. Nie mam już ojca. On... już nigdy nie będzie moim ojcem. Zostałem sam...
- Nie. Nie jesteś sam. Masz mnie. Pamiętaj o tym - Gdy to powiedziałam, musnął dłonią mój policzek.
- Miley jeszcze raz cię przepraszam, okazałem się takim dupkiem, a ty nadal mnie chcesz. Jak to możliwe? - powiedział, a na jego twarzy znów pojawił się uśmiech. I może to był i smutny uśmiech, w policzkach i tak pojawiły się mu dołeczki.
- Nie myśl teraz o tym, Jace. Ja od zawsze wiedziałam, że jesteś dupkiem - powiedziałam uśmiechając się zadziornie.
Chłopak przybliżył swoją twarz do mojej i złączył nasze usta w głębokim pocałunku. To co w tamtej chwili czułam... Tego nie dało się wyrazić słowami. Gdy chłopak się ode mnie oderwał spojrzał mi głęboko w oczy i wysunął kosmyk moich włosów za ucho. Tak, dokładnie tak jak na filmach.
- Miley... Ja wiem, że to może nie odpowiednie miejsce na takie wyznania ale... Kocham cię - powiedział chłopak, a widząc moje zakłopotanie na twarzy szybko dodał - Oczywiście nie musisz opowiadać teraz. Ja poczekam. Bo wiem, że mnie nie opuścisz. Ja też cię nie opuszczę. Ja... Odkąd cię zobaczyłem wiedziałem, że jesteś niezwykła. Chciałem tylko, żebyś wiedziała.
Spojrzałam na jego spąsowiałą twarz i przytuliłam się do jego boku.
Było idealnie, ponieważ pasowaliśmy do siebie. Jak dwa elementy porąbanej układanki, jaką wybrało nam życie. I może nie będzie nam w przyszłości łatwo, ale najważniejsze jest słuchanie serca. A ono mówiło mi tylko jedno...
- Ja też cię kocham, dupku.

CZYTASZ
THESE EYES
Teen FictionŻycie siedemnastoletniej Miley nie jest usłane różami. Dziewczyna zmaga się z wieloma problemami. Nagle w jej życiu pojawia się Jace. Czy chłopak jest w stanie uratować Miley, gdy jej sekrety wyjdą na jaw? /ZAKOŃCZONE/