Rozdział IV

407 19 5
                                    


Byłam już blisko wyjścia, kiedy ktoś zastawił mi drogę. Był to Jace. Tak to było on! Chłopak o tych pięknych i niepowtarzalnych oczach. Co za cudowny zbieg okoliczności.

- Chcesz, żeby to dalej tak wyglądało?! - zaatakował mnie - Ta menda będzie się nad tobą znęcać, a ty będziesz liczyć na cud, że ja będę w pobliżu i będę cię ratował?! Tak? - zatkało mnie, bo miał jebaną rację.

- Co ja cię w ogóle obchodzę? - byłam strasznie wkurzona. To nie była jego sprawa.

- Musisz coś z tym zrobić, a jak nie ty, to sam pójdę na policję -
A on cały czas to samo. To już się robi nudne.

- Ja nie mogę, ani nie chcę nigdzie z tym iść!

- A to niby czemu?

- Nie zrozumiesz - powiedziałam i szybko wyminęłam Jace'a w drzwiach i usłyszałam, że idzie za mną. Zimne powietrze mnie owiało. Nic dziwnego, że było chłodno, przecież był już grudzień.

- No to mi wytłumacz! - stanął w świetle latarni.

- O mój boże! Twoja twarz... - Zatkało mnie. Chłopak miał zakrwawioną twarz i dłonie, a pod okiem widniał już ciemniejący i nabrzmiewający siniak. Czarne włosy miał w nieładzie.

- Musisz iść na pogotowie.

- Jeżeli ty pójdziesz na policję.

- Piłeś? - zignorowałam go.

- Co to za pytanie?

- Piłeś czy nie?

- Nie, nie piłem, bo co?

- Masz samochód?

- Tak.

- Gdzie?

- Tam, za tym pikapem - pokazał na czarnego mercedesa.

- Wsiadaj.

- Od zawsze byłaś taka władcza? Lubię takie - przewróciłam oczami, usłyszawszy jego głupią gadkę.

- Jedziemy na pogotowie.

- Jak pani sobie życzy - powiedział z rezygnacją w głosie.

Jace ruszył dość szybko. Zdecydowanie stwierdzam, że umie chłopak jeździć. Szybko ściął zakręt, gdy wyjeżdżaliśmy z parkingu. Musiałam się czegoś chwycić.

- Motocykl ci się już znudził, hm? - chłopak zignorował moje pytanie, tylko się uśmiechnął.

- Byłaś sama na imprezie?

- Nie, byłam z Benem i Julią.

- Myślisz, że nie będą się o ciebie martwić, jeżeli zniknęłaś bez słowa w czarnym samochodzie? - powiedział Jace z głupim uśmieszkiem na ustach. W duchu przyznałam mu rację.

- Oj, zamknij się - wyciągnęłam telefon.

Do Bena: Nie martwcie się o mnie. Jestem bezpieczna.

Odpowiedz dostałam od razu.

Od Bena: Gdzie jesteś?

Do Bena: W samochodzie z Jacem.

Od Bena: To ten przystojniak? - znowu przewróciłam oczami.

Do Bena: Chyba tak?

Od Bena: Dobrze wiesz, że będziesz musiała nam jutro wszystko opowiedzieć z najmniejszymi szczegółami, prawa? ;)

Do Bena: Tak, jestem tego świadoma.

Resztę podróży przebyliśmy w ciszy, ale nie miałam temu nic przeciwko. Musiałam sobie wszystko uporządkować w głowie. Musiałam coś zrobić z tym debilem Markusem, tylko nie wiedziałam jeszcze co.

THESE EYESOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz