18.

2.1K 108 45
                                    

28.06.1940 r.

Teraz bym pewnie stała na boisku szkolnym, oczekując aż dostanę świadectwo i wrócę szczęśliwa do domu wiedząc, że właśnie zaczęłam wakacje. Poszlibyśmy wszyscy nad jeziorko, gdzie uwielbialiśmy przebywać, a potem spędzilibyśmy super czas nie martwiąc się, że zaraz może nas ktoś złapać.

Po ostatnim zdarzeniu, jeszcze długo nie widziałam Krzysztofa, jakby się rozpłynął w powietrzu. Czasem myślałam jeszcze, co u niego słychać. Jak się ma i czy wszystko w porządku. Ostatecznie dałam sobie z tym spokój i pogodziłam się, że nie będziemy mieć już ze sobą kontaktu.

Wyjrzałam przez okno, promienie słońca były większe niż zazwyczaj i dobijały się wszędzie, gdzie tylko mogły. Na ulicy było spokojnie. Oprócz niemieckich Zündappów KS 750, każdy maszerował równym krokiem, pewnie modląc się w duszy, by nie trafili na łapankę.

Na zegarku wybiła równo godzina 8:00. Ubrałam sukienkę w kwiaty, moją ulubioną. Uczesałam włosy zostawiłam je w lekkim nieładzie, co wyglądało naturalnie. Mama była w pracy, więc pozostałam sama. Zjadłam śniadanie, a zaraz potem ktoś zapukał do drzwi. Słyszałam śmiechy, więc na pewno nie były to szkopy. Bez wahania otworzyłam drzwi i ujrzałam zdyszanego Rudego i Zośkę, którzy mieli na ramieniu plecaki.

- Hej Basieńka - Janek puścił mi oczko.

- Cześć - Tadeusz, jak zawsze, przywitał mnie z wielkim uśmiechem na twarzy.

- Hej chłopaki - zaprosiłam ich gestem ręki do domu. - Coście tacy zmachani? - zaśmiałam się, kiedy już weszli do mieszkania.

- Wyobraź sobie! - zaczął Jasiek - Prawie nas jakiś esesmański oficer złapał! - oparł się o blat dłońmi.

- Co narozrabialiście? - zilustrowałam ich wzrokiem.

- Oprócz tego, że ponownie wybiliśmy, nowo włożone szyby u kilku fotografów, to nic - Tadek skrzyżował ręce na piersiach i się zaśmiał.

- Ach, tak? - zaczęłam szperać po szafkach w poszukiwaniu herbatników, które wszyscy, zawsze, bardzo lubiliśmy. - Ważne, że jesteście cali i zdrowi - wyciągnęłam to, czego przed chwilą szukałam. - Janek, aż wierzyć mi się nie chce, że tak wcześnie rano wstałeś - wybuchłam śmiechem, kiedy obracając się miał naburmuszoną minę.

- To nie ja zawsze późno wstaję, tylko Alek - udawał obrażonego.

- Przestań Basia, bo ranisz jego ego - Tadeusz i ja zaczęliśmy się dziko śmiać.

- Jak dwie kozy - uśmiechnął się Janek. - Moje ego ma się dobrze - zrobił zawadiacki uśmieszek, który swoją drogą coraz częściej pojawiał mu się na twarzy. W szczególności w pobliżu Moni.

Po chwili droczenia się ze sobą, chłopcy rzucili się na ciastka, które postawiłam na stole i zaczęli się zajadać.

- Ale my nie po to tutaj przyszliśmy - Bytnar spojrzał na naszą dwójkę. - Jedziemy nad jeziorko, jak zawsze - wyszczerzył zęby, jakby czekał aż się zgodzimy, a bardziej ja, bo zdaje się, że Tadeusz wiedział już o tym planie. Oboje wpatrywali się we mnie.

- W sensie, tak dzisiaj? - zapytałam z niepewnością w głosie. Tam, gdzie jeździliśmy rzadko kto się kręcił, bo to zwyczajnie mało znane miejsce, ale jakie piękne.

- No, a kiedy? - Jasiek zaczesał palcami do tyłu, swoją jasną, a zarazem lekko rudawą czuprynę. - To jak? Wchodzisz w to? - w oczach miał iskierki nadziei.

- Niech wam będzie - pomaszerowałam po dużą plażową torbę, wiklinową.

Wsadziłam: strój kąpielowy, sukienkę na zmianę, ręcznik, okulary przeciw słoneczne oraz krem z filtrem.

Oczami ukochanej ~ kamienie na szaniec ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz